#Selfcare. Na jej zajęciach dziewczyny krzyczą i płaczą
Historia Karoliny Erdmann jest niezwykła. Miała kierownicze stanowisko w korporacji, ale była nieszczęśliwa. Z dnia na dzień postanowiła zmienić swoje życie. Intuicja jej nie zawiodła - jej autorski trening co tydzień przyciąga oddane fanki. Byłam na nim, krzyczałam i płakałam, a za tydzień wróciłam po więcej.
18.06.2021 16:21
Karolina Erdmann w ciągu siedmiu lat stworzyła prawdziwą jogową społeczność. Spośród innych trenerek wyróżnia ją świadomość, że w aktywności nie chodzi o spalanie kalorii czy budowanie pięknej sylwetki, ale o emocje. Wiedziona własnymi doświadczeniami stworzyła zajęcia, jakich na próżno szukać w innych szkołach jogi. Na czym polega fenomen kultowego "The Beat"?
"Chciałam zmęczyć ludzi, żeby porzucali swoje bariery"
Stworzenie własnej szkoły jogi od podstaw to nie bułka z masłem. Znajomi Karoliny Erdmann pukali się w głowę. W końcu osiągnęła pozycję zawodową, o której można zamarzyć - była brand managerką na Polskę luksusowej marki samochodów. Jednak energiczna blondynka chciała od życia czegoś innego. Przez wiele lat fascynowała się Tarą Styles - znaną na całym świecie trenerką jogi, która stworzyła autorską metodę "strala yoga".
Karolina postawiła wszystko na jedną kartę, rzuciła pracę i wyjechała się szkolić do swojej idolki. Szybko zrozumiała, że nie chce otwierać kolejnego studia jogi, ale stworzyć markę, której będzie przyświecała pewna filozofia. - Coś, co mnie naprawdę fascynowało, to dbanie o ciało i o głowę - holistyczne podejście. Chciałam prowadzić dynamiczne zajęcia, żeby zmęczyć ludzi. Chodzi o to, żeby podczas treningu uczestnicy zrzucali z siebie niepotrzebne warstwy i porzucali bariery, które mają w ciele. Gdy jesteś zmęczona, jesteś bardziej otwarta, bo już nie masz siły na mocowanie się ze sobą - mówi w rozmowie z WP Karolina Erdmann.
Początki były trudne. Karolina prowadziła zajęcia dla grupy bliskich znajomych. W końcu udało jej się stworzyć pierwsze dedykowane swojej metodzie miejsce. Jednak nie był to koniec, a dopiero początek drogi.
"Musiałam przełamać swój wstyd"
Gdy trenerka myślała, że wszystko idzie po jej myśli, straciła wynajmowany przez siebie lokal. - Pomyślałam, że nie będę się więcej zajmować jogą, za dużo mnie to wszystko kosztowało. Włożyłam w stworzenie studia całe serce, a z dnia na dzień zostałam na ulicy. Wyobraź sobie, że musisz w kilkanaście godzin zabrać wszystkie swoje rzeczy i opuścić szkołę. Pamiętam, jak patrzyłam na puste wnętrze - dopiero co był tam gwar i chaos przed zajęciami. Chciałam się poddać, byłam zrezygnowana - mówi Karolina Erdmann.
Joginka postanowiła wycofać się z branży, ale na pożegnanie chciała zrobić coś dla siebie. Wzięła udział w szkoleniu trenerskim w USA. I stało się coś niezwykłego. - Trenerka kazała nam przez siedem minut skakać i robić burpeesy i ja nie mogłam powstrzymać łez. Zeszło ze mnie całe napięcie, bardzo się wzruszyłam. I zaczęłam to analizować - mówi Karolina Erdmann.
W Polsce na Karolinę czekała garstka najwierniejszych podopiecznych. Trenerka wynajęła malutką salę i postanowiła na swoich koleżankach poeksperymentować. - Spróbuj wyjść przez grupę ludzi i zacząć krzyczeć. Jeśli ty w to nie uwierzysz, to nikt w to nie uwierzy. Ale wydarzyła się magia: dziewczyny złapały tę energię i zaczęły krzyczeć ze mną, płakałyśmy i krzyczałyśmy razem - wspomina Karolina.
Dziewczyny zaczęły się domagać regularnego "krzyczącego" treningu i tak oto wszedł on na stałe do repertuaru Karoliny.
Na czym polega fenomen tych zajęć? - Zanim weszłam na salę, konsultowałam się z wieloma mądrymi osobami. Wiedziałam, że żeby przejść ten trening, trzeba się dobrze dotlenić. Krzyk sprawia, że wypuszczasz z siebie powietrze do samego końca i kolejny wdech bierzesz z przepony - on jest wtedy bardzo głęboki, bardzo odżywczy, daje ci dużo siły. Ta metoda oddechowa jest zaczerpnięta ze sztuk walk, ale w tworzeniu zajęć zdałam się na swoją intuicję. Eksperymentowałam też sama ze sobą - musiałam przełamywać swoje wewnętrzne bariery, poza tym obserwowałam dziewczyny, jak przeżywają, jak się wzruszają i dodawałam kolejne elementy do "The Beat" - mówi trenerka.
Zajęcia fundują uczestniczkom prawdziwy emocjonalny rollercoaster. - Z jednej strony czujesz się silna, mocna, bo dajesz z siebie wszystko, a z drugiej delikatna, bo tak dużo czujesz. To połączenie skrajnych uczuć jest niezwykle wzruszające - mówi Karolina Erdmann.
"Wykrzyczałam swój gniew, lęk i frustrację"
Trafiłam na zajęcia do “Yoga Beat” przypadkowo. Byłam zmęczona żmudnymi treningami na siłowni, z których przestałam czerpać radość. Potrzebowałam odmiany. To nie był najszczęśliwszy czas w moim życiu. Praca i sytuacja osobista dawały mi mocno w kość. Stres kumulował się w ciele - bolały mnie wszystkie mięśnie, nie pomagały masaże i relaksujące kąpiele - byłam po prostu kłębkiem nerwów.
Opis zajęć "The Beat" sugerował, że czeka mnie wycisk, ale przecież byłam już zaprawiona w bojach. Nie spodziewałam się jednak, że to moja głowa i emocje będą najbardziej zaangażowane w trening.
Już sama atmosfera zajęć bardzo różni się od tej w tradycyjnych klubach. Przygaszone światło i zapach palo santo budują nastrój. Karolina Erdmann zadbała o każdy szczegół - muzyka, jaka towarzyszy treningowi nie kojarzy się z fitnessem - to często autorskie psychodeliczne składanki.
Zajęcia są bardzo intensywne. Grupa połączona mocnym rytmem synchronicznie wykonuje proste ćwiczenia. I wtedy pojawia się krzyk - za pierwszym razem twój głos jest cichy, nieśmiały, jednak z każdym kolejnym uderzeniem nabierasz więcej odwagi. W końcu krzyczysz na cały głos. Po kilkunastu minutach skakania jesteś zlana potem, a ciało odmawia posłuszeństwa. I wtedy staje się coś niezwykłego, kontrolę nad tobą zaczynają przejmować emocje. Od tej pory one cię prowadzą - wyrzucasz z siebie gniew, strach, frustrację, przestajesz nad sobą panować, od tej pory jesteś częścią tej niezwykłej grupy.
Gdy po godzinie muzyka cichnie, a ty leżysz bez sił na macie, pojawiają się łzy - oczyszczające i dające ukojenie. Wyszłam z zajęć lekka i zrelaksowana jak nigdy wcześniej. I to jest mój prawdziwy #selfcare.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl