Sezon na "świątecznych dziadków". "Senior otrzymuje wypis, ale rodzina nie chce go odebrać"
- W grudniu seniorzy zajmują miejsca na oddziałach, a dla pilniejszych przypadków nie ma miejsca - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marta, młoda pielęgniarka. Wtóruje jej Dorota pracująca od sześciu lat w DPS-ie. Przy okazji zwraca uwagę na rzadko poruszany wątek. - Nikt nie mówi, że większość tych osób sama sobie na to zapracowała.
Marta pielęgniarką jest od czterech lat. - Mam na swoim oddziale panią, którą rodzina co roku zostawia w szpitalu na święta. Jej stan zawsze nagle pogarsza się w grudniu. Mimo że straszyliśmy ich niejednokrotnie konsekwencjami finansowymi, dalej robią to samo - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Chociaż obecnie pracuje za granicą, w Holandii, od polskich znajomych wie, że sezon na "świąteczne babki" i "świątecznych dziadków", bo takim mianem określa się w slangu medycznym pozostawionych w szpitalu seniorów, już się rozpoczął.
- Oddziały błyskawicznie zapełniają się starszymi pacjentami. Apogeum to jednak zazwyczaj tydzień przed świętami. Rodziny przywożą dziadka czy babcię mówiąc, że źle się poczuli, zemdleli, a później wyłączają telefon na kilka dni. Albo nagle 20 grudnia okazuje się, że ktoś inny z rodziny choruje i trzeba do tej osoby pojechać, a seniora zostawić "pod opieką lekarzy" - opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oczywiście żaden lekarz nie przyjmie na oddział zdrowego człowieka, ale Marta wyjaśnia, że zdeterminowane rodziny mają sposoby, by starsza osoba faktycznie podupadła na zdrowiu. - Przestają podawać leki. Gdy senior ma np. nadciśnienie, wystarczy dzień, dwa, by jego stan znacznie się pogorszył. Niektórzy przestają dobrze karmić bliskich, nie podają im wody. W ten sposób wywołują zawroty głowy - wyjaśnia.
"Sytuacja powtarza się przed każdym dłuższym wolnym"
Jej słowa potwierdza Ewelina, która od sześciu lat jest dyspozytorką numeru ratunkowego 112. - Najczęściej zgłaszane problemy to odwodnienie, słabe samopoczucie, problemy z ciśnieniem. Telefony dotyczące seniorów skarżących się na te dolegliwości zaczynają pojawiać się mniej więcej w połowie grudnia. Zazwyczaj w weekendy, ponieważ wtedy rodzina odwiedza starszych członków rodziny, którzy na co dzień mieszkają sami. Widząc, że z dziadkiem czy babcią w święta mogą być problemy, dzwonią po karetkę. Sytuacja powtarza się przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą i każdym dłuższym wolnym - mówi redakcji WP Kobieta.
- Jeśli rodzina ściemnia w sprawie stanu zdrowia pacjenta i karetka zostanie wysłana bezpodstawnie, ktoś naprawdę potrzebujący będzie na nią czekał dłużej - dodaje.
Z danych Okręgowej Izby lekarskiej wynika, że w okresie okołoświątecznym średnia wieku osób na oddziałach internistycznych wynosi 67 lat. Zjawisku wzmożonej hospitalizacji seniorów w tym czasie od lat przygląda się Karolina Jurga - neuropsycholog, twórczyni bloga "Poznaj demencję" i autorka poradnika dla opiekunów osób z demencją "Idealny opiekun nie istnieje"
- Bardzo łatwo jest powiedzieć: No tak, pozbyli się dziadka na święta, bo chcą mieć problem z głowy. Tymczasem musimy mieć na uwadze także czynniki obiektywne, które wpływają na zwiększenie się liczby seniorów na oddziałach w grudniu. Trzeba wziąć pod uwagę np. to, że mrozy - podobnie jak upał - bardzo niekorzystnie działają na osoby starsze. W okolicy Świąt Bożego Narodzenia może nastąpić realne pogorszenie stanu zdrowia właśnie z tego powodu. Dodatkowo dla wielu osób jest to czas poruszający trudne emocje, budzący wspomnienia – nie zawsze dobre, przygnębiający z różnych powodów. Ten stan może nasilać objawy lub rodzić somatyzacje - zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską
Telefon na pogotowie to nie zawsze próba "pozbycia się problemu"
Jako ekspertka zajmująca się demencją podkreśla także, jak duże znaczenie mogą mieć czynniki związane z psychiką osób starszych oraz ich opiekunów. - Święta czy okres przed świętami to u wszystkich czas wzmożonego napięcia. Mamy w sobie więcej niepokoju związanego np. z kupowaniem prezentów czy spotkaniami rodzinnymi. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się w sklepach w okresie przedświątecznym: znacznie więcej w nas pośpiechu, nienazwanego lęku, napięcia. Osoby starsze, a już szczególnie osoby z demencją bardzo odbierają niezwerbalizowane stany emocjonalne najbliższych i opiekunów A to może pogorszyć stan ich zdrowia. Mogą nasilić się objawy psychotyczne: urojenia, omamy, agresja. Rodziny nie wiedzą, jak reagować, jak uspokoić osobę z demencją, zwyczajnie się boją, co jest naturalną reakcją. I co wtedy robią? Wzywają pogotowie. Dlatego stwierdzenie, że wszyscy, którzy umieszczają seniora na święta w szpitalu, chcą po prostu pozbyć się problemu, byłoby krzywdzące – przekonuje ekspertka.
Karolina Jurga z rozmów z rodzinami chorujących seniorów wie również, że sporą rolę gra lęk związany z tym, że w razie pogorszenia stanu zdrowia seniora w okresie świątecznym mogą liczyć wyłącznie na pomoc szpitala. Gabinety lekarskie są przecież zamknięte, nie ma teleporad. To z kolei może powodować, że zbyt szybko zdecydują się na wezwanie pogotowia.
Ekspertka nie ukrywa jednak, że od lekarzy słyszała o przedświątecznym porzucaniu starszych osób na SOR-ze. - Wtedy taki senior zostaje w szpitalu i jest odbierany dopiero po świętach, bo rodzina np. wyjeżdża. I to faktycznie jest pozbywanie się problemu, które obserwowane jest u ludzi, ujmijmy to, o niskim statusie społecznym lub z zaburzeniami psychicznymi. Kolejnym przykrym przykładem, kiedy statystyki świąteczne mogą być wyższe, jest ten, gdy senior otrzymuje wypis przed świętami, ale rodzina nie chce go odebrać. Szpital ma oczywiście kłopot, ale nie wyprowadzi takiego pacjenta za drzwi - mówi.
Kolejka chętnych na wolne łóżko
Na ten sam problem uwagę zwraca Marta. - W grudniu seniorzy zajmują miejsca na oddziałach, a dla pilniejszych przypadków nie ma miejsca. Ludzie czekają na SOR-ze aż zwolni się łóżko. Tym bardziej, że spóźnianie się pod odbiór babci czy dziadka jest w tym czasie nagminne. Pacjent dostaje wypis, ale nie ma go kto odebrać, a przecież lekarz czy pielęgniarka nie wyrzuci starszego, niesamodzielnego człowieka na bruk - zauważa. Przez taką praktykę w szpitalu zabrakło miejsca dla jej dziadka - schorowanego, po dwóch zawałach, z astmą, gdy naprawdę potrzebował pomocy.
Ofiarą porzucania bliskich w szpitalu i związanych z tych konsekwencji była także 45-letnia Beata z Krakowa. - Zjawisko pozbywania się starszych ludzi na święta mnie przeraża. A mówię to z perspektywy osoby, która rok zajmowała się niechodzącą teściową. I o ile do zmiany pieluch, kąpania i podkładania kaczki można się przyzwyczaić, to trudno przeskoczyć problemy wywołane demencją. Nieprzespane noce i konieczność opieki 24 godziny na dobę wykończą każdego, ale nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby w taki sposób "załatwić" problem. Nawet, kiedy nasze święta spędzaliśmy, zmieniając między barszczem a karpiem brudne pieluchy i myjąc teściową, która akurat wtedy miała ciężką biegunkę. Ważyła sporo, a każda taka wpadka, wymagała podniesienia jej i zmiany dodatkowo całej pościeli - wspomina w rozmowie z WP Kobietą.
"Lekarz założył, że chcemy się jej pozbyć"
Niestety, stan starszej schorowanej kobiety cały czas się pogarszał. - Sytuacja była poważna, bo widać było, że się odwadnia. Zaczęły pojawiać się halucynacje wywołane spadkiem potasu. Wcześniej przerabialiśmy taki scenariusz i wiedzieliśmy, że tylko pomoc udzielona w szpitalu może wyprowadzić ją na prostą. Tutaj zaczęły się jednak prawdziwe schody: wezwany lekarz od razu założył, że chcemy się jej pozbyć, żeby spokojnie poświętować, więc robił wszystko, żeby nie dać skierowania do szpitala. Dopiął swego - opowiada Beata.
Jej teściowa - skrajnie wyczerpana i odwodniona, w bardzo ciężkim stanie - i tak trafiła do szpitala, ale dopiero po świętach. Podawane jej przez bliskich tabletki przy ostrej biegunce nie miały szansy zadziałać.
- W szpitalu potwierdziły się nasze przypuszczenia: była odwodniona, a za splątanie odpowiadał bardzo niski poziom potasu. Okazało się, że to bakteryjne zakażenie, więc konieczne były silne leki i nawodnienie. Ona cierpiała przez trzy dni bez należytej pomocy, my wróciliśmy do pracy wyczerpani. Podobna sytuacja wydarzyła się w inne święta, ale wtedy przyjechał do nas lekarz, który - gdy zobaczył, jak wygląda teściowa i jak wyglądamy my - od razu przyjął ją na oddział. Wstyd mi to przyznać, ale wtedy był to dla mnie najlepszy świąteczny prezent - przyznaje Beata.
O takich sytuacjach słyszy stosunkowo często Karolina Jurga. - Lekarze opowiadali mi o sytuacjach, gdy ratownicy nie chcieli zabrać osoby do szpitala. To właśnie te słyszałam częściej niż te o porzuceniu na SORze osoby starszej przez bliskich - przekonuje.
- Opieka nad starszą osobą, szczególnie z demencją czy innymi ciężkimi chorobami to ogromny, całodobowy wysiłek. Rozumiem, że rodziny chcą odpocząć, ale porzucenie w szpitalu nie jest wyjściem - zauważa Marta.
Wtóruje jej Piotr Irzyk ze Stowarzyszenia Pielęgniarki Cyfrowe. - Zastawałem przeważnie czystego, prawidłowo zaopiekowanego członka rodziny i koszmarnie przemęczonego opiekuna – ci ludzie się słaniali na nogach, ci ludzie mieli 24 godziny zajęty czas, czasami te osoby budziły się kilka razy w nocy. To było potworne poczucie obowiązku i totalna niedbałość o własne zdrowie. Dochodziło do sytuacji takich, że jeżeli ktoś wracał ze szpitala z tą osobą do domu, zostawał z nią sam. Te osoby zajmowały się prawidłowo, ale nie dbając o siebie. (…) Proszę sobie wyobrazić siebie 24 godziny przywiązanych do łóżka, przy braku umiejętności, braku wsparcia, gdzie za chwileczkę do tego jednego obłożnie chorego dojdzie drugi - mówił na konferencji zorganizowanej przez OIZ.
Z jeszcze innej perspektywy na sprawę patrzy pani Dorota, która od sześciu lat pracuje w Domu Pomocy Społecznej. W rozmowie z Wirtualną Polską zwraca uwagę: - W grudniu faktycznie mamy wzmożony ruch. Więcej osób stara się umieścić w DPS-ie bliskiego seniora. Nikt nie mówi jednak, że większość tych osób sama sobie na to zapracowała.
"Nikt nie mówi o winie seniorów"
- Gdy zagłębialiśmy się w dokumenty, bardzo często okazywało się, że pensjonariusze mają np. paragrafy za znęcanie się nad rodziną. Miałam pod opieką panią, która całe życie pastwiła się nad dziećmi, nie wykształciła ich, a oni mimo wszystko zagryzali zęby i się nią zajmowali. Odetchnąć chcieli tylko w święta. Wtedy seniorka zrobiła z siebie ofiarę w prasie, telewizji. Nikt w tych materiałach nie skupił się na tym, jaką była matką. Mieszka też u nas bardzo wysoko postawiony pan, można powiedzieć osoba publiczna. Dlaczego jest w DPS-ie, a nie pod opieką dzieci? Jego córka była przez niego kilkukrotnie molestowana, synów również traktował bardzo źle. Dobra materialne zapisał nie dzieciom, a na kochankę. Czy w tej sytuacji mamy prawo ich oceniać? - pyta. - A takie przypadki można mnożyć - wzdycha deklarując, że właśnie z tego powodu wkrótce zmienia pracę.
Marta jako sensowną alternatywę wskazuje tzw. kliniki wytchnieniowe - placówki oferujące tymczasową opiekę nad chorym tak, by jego bliscy mogli się zregenerować i nabrać sił. W Polsce takich ośrodków czy oddziałów jest jednak wciąż zdecydowanie za mało.
Młoda pielęgniarka, która od kilku miesięcy mieszka i pracuje za zachodnią granicą, zapewnia także, że w tamtejszych szpitalach problem jest marginalny. - Starsi ludzie sprzedają swoje mieszkania i wprowadzają się na specjalne osiedla seniorskie, gdzie mają dostęp do opieki medycznej. Innych stać na płatną opiekę, bo najniższa emerytura w Holandii to 1500 euro. Nie da się tego porównać z polskimi warunkami - zauważa.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!