Blisko ludziSkandaliczne słowa w programie TVP1. Lektor: nie jestem ich autorem

Skandaliczne słowa w programie TVP1. Lektor: nie jestem ich autorem

Jacek Kurski
Jacek Kurski
Źródło zdjęć: © East News
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk
28.10.2020 11:58, aktualizacja: 01.03.2022 14:25

Telewizja Polska wyemitowała materiał o historii Helu w programie "Rodzinny ekspres". Z ust lektora usłyszeliśmy m.in. o karaniu kobiet, które "doprowadzają do publicznych kłótni". -Słowa te, nagrane przeze mnie we wrześniu tego roku, nie są jednak mojego autorstwa - mówi Marcin Sanakiewicz.

Telewizja Polska wyemitowała 28 października w programie "Rodzinny ekspres" materiał o historii Helu. Nie zabrakło wątków politycznych. Na Instagramie o skandalicznej sytuacji poinformowała Julia Oleś, była partnerka Kamila Durczoka.

Skandaliczny materiał w TVP

Podczas emisji materiału lektor przeczytał kontrowersyjne słowa.

- Co ciekawe surowe kary groziły też kobietom za wszczęcie kłótni na forum publicznym, czyli musiały się liczyć z tym, że będą musiały odbyć spacer wokół rynku z przywiązanym do szyi kamieniem - mówił lektor.

Jednak to kolejne zdanie wzbudza szczególne poruszenie.

- Kto wie, czy podobnych zasad nie byłoby warto wprowadzić w życiu publicznym obecnie - powiedział na antenie.

Julia Oleś nie omieszkała tego skomentować w mediach społecznościowych.

- Czy nadal uważacie, że histeryzujemy? To jest Polska 2020 - powiedziała na Instagramie.

"Słowa nie są mojego autorstwa"

Marcin Sanakiewicz, lektor kontrowersyjnego programu odniósł się do sprawy.

- Słowa te, nagrane przeze mnie we wrześniu tego roku, nie są jednak mojego autorstwa - podkreśla Sanakiewicz.

- Zawód lektora polega na odczytywaniu, czy też wykonywaniu nagrań tekstów, które przygotowuje i za które ponosi wyłączną odpowiedzialność zleceniodawca: copywriter, redaktor itd. - także takich tekstów, które mogą być uznane za niefortunne czy niepotrzebne - mówi lektor.

I dodaje: autorką tekstu, który nagrałem, była kobieta, jak i kobietą jest redaktorka sprawująca nadzór merytoryczny nad programem - mając to także na uwadze, w komentarzu do zrealizowanego przeze mnie zdalnie nagrania wskazałem na mizoginiczny wydźwięk tego fragmentu tekstu i zasugerowałem, by nie umieszczano go w programie.

Marcin Sanakiewicz tłumaczy, że to nie lektor jednak odpowiada za ostateczny kształt programu, w tym wykorzystanie - lub nie - nagrań lektorskich wykonanych na jego potrzeby. - Nagranie tekstu lektorskiego nie ma nic wspólnego ze światopoglądem samego lektora czy dziennikarską etyką zawodową - przypisywanie odpowiedzialności lektorowi za treść czytanego tekstu czy jego wydźwięk byłoby tym samym, co przypisanie aktorowi słów bohatera, napisanych przez dowolnego autora na potrzeby dowolnego scenariusza filmu czy spektaklu - podkreśla Marcin Sanakiewicz.

Podkreślił, że jako medioznawca zajmujący się w szczególności telewizją, może odesłać jedynie do swojej pracy naukowej. -Bazuję w ogromnej mierze na myśli Judith Butler - postaci, której w kręgu kobiet nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. W związku z zaistniałą sytuacją jest mi szczerze przykro. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie będę musiał nikomu więcej przypominać, że słowo ma znaczenie - a głos też ma prawo zachować twarz - dodaje lektor.

"Rodzinny ekspres" to magazyn, w którym pojawiają się wywiady, a także felietony. "To także program poradnikowy, który ma pomóc rodzinom do głębszego przeżywania istoty rodzinności w duchu chrześcijaństwa. Tematy programu wyznaczane będą przez życie" - można przeczytać na oficjalnej stronie programu. Z kolei Marcin Sanakiewicz jest znanym i cenionym lektorem radiowym i telewizyjnym. Pracuje również jako ekspert mediowy. Obecnie związany jest m.in. z Telewizją Polską. Wcześniej pracował też z największymi rozgłośniami radiowymi.

Protesty w całej Polsce

Przeczytane słowa mogą nawiązywać do obecnej sytuacji w Polsce. Od czwartku na ulicach miast odbywają się protesty kobiet. Wszystko przez orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego ws. zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Według nowych zapisów rodziny nie będą mogły decydować się na terminację ciąży, kiedy płód okaże się uszkodzony. Tysiące Polek i Polaków nie zgadzają się z działaniami obecnego rządu. Właśnie dlatego postanowili wyjść na ulicę i walczyć o swoje prawa.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (438)
Zobacz także