ModaSklep muzeum

Sklep muzeum

Sklep muzeum
Źródło zdjęć: © AP
23.12.2008 13:16, aktualizacja: 29.05.2010 21:33

Podobno Boss spisał 2008 i 2009 na straty, a Prada i Ferragamo przesunęły swoje debiuty giełdowe - natomiast tłum we flagowym sklepie Louisa Vuittona w Paryżu na Polach Elizejskich nie słabnie. Wchodząc tam zastanawiam się: czy to kupujący, czy ci, co traktują królestwo LV jak muzeum czy atrakcję turystyczną?

Podobno Boss spisał 2008 i 2009 na straty, a Prada i Ferragamo przesunęły swoje debiuty giełdowe - natomiast tłum we flagowym sklepie Louisa Vuittona w Paryżu na Polach Elizejskich nie słabnie. Wchodząc tam zastanawiam się: czy to kupujący, czy ci, co traktują królestwo LV jak muzeum czy atrakcję turystyczną?

To podobno największy i najbardziej luksusowy sklep świata. Ma 180 metrów kwadratowych i żeby wymienić wszystkie atrakcje, które oferuje potrzebuję więcej niż jeden akapit. Sprzedaje to, co wszędzie jest w cenie – dotyk aksamitnie gładkiej, brązowej skóry. Tyle, ze TA skóra ma na sobie słynne logo marki...

Kolejne „podobno”, to to, że odwiedzając Paryż – nie można go przegapić. Że stał się nową Mekką dla wszystkich, którzy kupują kolorowe pisma z zalakierowaną na okładce modelką. Jest to również nowy świetny punkt orientacyjny i spotkaniowy. Jeśli jesteście nowi w Paryżu i chcecie umówić się z początkującym stylistą, modelką czy osoba „robiącą w lajfstajlu” – możecie być na sto procent pewni, że umówią się z wami pod imperium Louisa Vuittona.

Trochę trudno się dziwić – piękny, majestatyczny, acz nowoczesny, modernistyczny budynek widać z daleka... Przed otwarciem zachwyceni Paryżanie obserwowali niecodzienny pomysł na zakrycie prac budowlanych – zamiast tradycyjnych folii i rusztowań wokół budynku pojawiły się makiety w kształcie i kolorach wielkich walizek podróżnych LV. Sklep nawet zanim został sklepem – reklamował swoje produkty za pomocą takiego „wielkiego” wybiegu. Po otwarciu czy „odsłonięciu” okazało się, że zabytkowa fasada – której nie można było na szczęście ruszyć - „inkrustowana” jest drewnem, skórą, kryształami oraz porcelaną. Całość miała – według marketingowo-artystycznego zamysłu - tworzyć „metaliczną skórę”. A cóżby innego...? Wnętrze, które zaprojektował Eric Carlton a dekorował Peter Marino - robi wrażenie. Złoto, beże i charakterystyczne barwy czekolady występujące na torbach marki uzupełniają inne szlachetne kolory: srebro czerń czy oberżyna. Wielka przestrzeń podzielona jest na wiele poziomów, przez które płynnie się
przechodzi – tu kupując torebkę, a tu apaszkę...

Szczególnie lubię historię, która łączy się z pięknym budynkiem i luksusową marką – otóż wiadomo, że marketingowcy domu mody nie chcieli tracić ani dnia z zakupowego zapału swoich klientów. We Francji z kolei placówki handlowe – na mocy prawa pracy – nie powinny być otwarte w niedzielę. Wyjątkiem są sklepy w muzeach, miejscowościach turystycznych i - na przykład - restauracje. Ktoś sprytny wpadł więc na pomysł, by sklep przekształcić w placówkę kulturowo- handlową i otworzyć środku muzeum/galerię sztuki. I tym samym wpuścić do sklepu te od pięciu do... dziesięciu tysięcy osób, które odwiedzają sklep w niedzielę. Oczywiście oburzyło to Francuską Konfederację Pracowników Chrześcijan, która zaskarżyła LV. Sprawa w sądzie toczyła się długo i chyba nikt tak naprawdę nie wygrał, bo domowi mody opłaca się nawet płacić kary za niedotrzymanie decyzji sądu... Byle tyko sprzedało się parę torebek.

Jednak dzięki niekonwencjonalnym pomysłom na obejście francuskiego prawa w budynku przy Champs Elysées pojawiło się parę niezwykłych rzeczy. Po pierwsze swoją instalację pokazała tam znana kontrowersyjna artystka Vanessa Beecroft, która w swoich pracach wykorzystuje ciała modelek – układając z nich rozmaite symbole czy tworząc z nich obrazy. Jej prace krytykowane są za szerzenie anorektycznego kultu piękna i artystyczne hohsztaplerstwo („we make money, not art”). W sklepie zaprojektowała „wystawę” – miejsca torebek zajęły oczywiście kobiety w „odcieniach” torebek. Oprócz niej w nietypowym sklepie zaprezentowali swe prace również James Turell czy Tim White – Sobieski.

Jednak największe wrażenie robi praca „naturalnie” wpisana w przestrzeń budynku. Wykonał ją Olafur Eliasson – artysta znany z „pogodowych” projektów, min. sztucznego słońca stworzonego w hali turbinowej Tate. Projekt miał być „kapsułą zmysłowej entropii” – wyciemnione i wyciszone windy pochłaniają zakupoholików. Nie wiadomo czy jedzie się w górę czy w dół... Nie da się ukryć, ze po takim doświadczeniu nawet zmysłowy dotyk skóry z monograme canvas – nie działa tak, jak powinien...

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Amsterdamu nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…

Źródło artykułu:WP Kobieta