Spięcia online, czyli dlaczego mamy dość spotkań przez internet
Wielomiesięczna izolacja, strach przed pandemią, ale przede wszystkim brak kompetencji komunikacji sprawiają, że coraz częściej trudno nam się porozumieć przez internetowe komunikatory. Nie ułatwiają tego ani kamery, ani mikrofony. Stres powoduje, że nawet do 80 proc. komunikatów do nas nie dociera.
14.03.2021 09:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Choć można by sądzić, że praca w domu w czasach pandemii zajmuje nam mniej czasu niż przed pojawieniem się koronawirusa, choćby z powodu niemarnowania czasu na dojazdy do biura, to niestety jest dokładnie odwrotnie. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez firmę Nord VPN Teams, obejmujących m.in. mieszkańców USA, Francji, Niemiec, Włoch, Austrii czy Wielkiej Brytanii, w porównaniu z czasem spędzonym przed komputerem w biurze, w domu w ciągu dnia siedzimy przed monitorem średnio o 2,5 godziny więcej.
- Te dane jak najbardziej mogą także odnosić się do Polaków, ponieważ jak wynika z danych OECD, jesteśmy jednym z najdłużej pracujących w Europie narodów – mówi Katarzyna Lisowska, specjalistka ds. zatrudnienia.
Awantura o łapkę
Choć wydawać by się mogło, że spotkania na zoomie czy teamsach przebiegają gładko i kulturalnie, to coraz więcej managerów skarży się na kłopoty w komunikacji z pracownikami i współpracownikami. – Na zebraniu działu sprzedaży doszło kolejny raz do karczemnej awantury – opowiada Agnieszka, dyrektorka w dużym koncernie spożywczym. – Zastanawiam się, jak to jest w ogóle możliwe, skoro zebranie tak naprawdę w ogóle nie jest zebraniem, bo odbywa się na teamsach, a każdy z pracowników tego działu siedzi u siebie w domu. Okazuje się, że poszło o spóźnienia – kilka osób włączyło się w spotkanie minutę po czasie, ale były też dwie, które dołączyły po 4-5 minutach – opisuje zdarzenia 37-latka.
Reszta osób musiała czekać, co spowodowało ogólną frustrację. Okazuje się, że na spotkaniu przez skype’a lub na zoomie minuta spóźnienia to wielkie faux pas, choć gdyby miało ono miejsce w świecie realnym, to kilkuminutowe spóźnienie dwóch osób najpewniej w ogóle nie byłoby zauważone przez resztę. Drugą kwestią sporną okazało się podnoszenie łapki. Chodzi o taką funkcjonalność w tym programie, która umożliwia uczestnikom spotkania, by zgłaszali prowadzącemu, że chcą zabrać głos.
- Nasza kierowniczka słusznie wprowadziła ten zwyczaj, jednak przerósł on większość osób. W efekcie albo wszyscy mówili jednocześnie, albo dochodziło do awantur, kto ma pierwszeństwo w zabieraniu głosu, albo dla odmiany wszyscy milczeli. Koniec końców ten duży zespół został podzielony na kilka mniejszych i kierowniczka spotyka się co prawda na krócej, ale z każdym z nich z osobna. Inaczej się nie dało – ujawnia Agnieszka.
Jak twierdzi psycholożka Katarzyna Szymańska, każdy przekaźnik, czy to telefon, czy internet powoduje zakłócenia komunikatów, a to jest przyczyną wielu frustracji. – Gdy spotkanie ma miejsce przed komputerem, przed którym spędzamy obecnie średnio ponad dziesięć godzin dziennie, to te naturalne zachowania, takie jak rozmowa z kolegą, nie mają miejsca. Brakuje nam "umilaczy" czasu, krótkotrwałych odskoczni, które pozwolą na chwilę zająć się czymś innym. W efekcie jesteśmy bardziej zniecierpliwieni i zmęczeni. Stąd większa skłonność do irytacji - mówi specjalistka.
Komunikację trzeba trenować!
Na zakłócenia przekazu narzeka też Mariola, pośredniczka sprzedaży nieruchomości z Wrocławia. – Często z klientami najpierw spotykam się na zoomie, opowiadam im o ofercie, udostępniam zdjęcia czy plany, które nie są z różnych powodów dostępne na naszej stronie internetowej – opowiada kobieta. – Wielokrotnie miała miejsce sytuacja, w której klienci w czasie spotkania w świecie realnym przekonywali mnie, że coś im powiedziałam na spotkaniu online, choć w moim przekonaniu nic takiego nie mówiłam - wyjaśnia.
- Chodziło o różne kwestie: wysokość ceny, termin opuszczenia nieruchomości przez sprzedającego, zakres niezbędnego remontu. Takie nieporozumienia zdarzały się tak często, że zaczęłam te rozmowy nagrywać na dyktafon, bo całych spotkań nie mogłam. Nie robiłam tego po to, by potem udowadniać klientom, że nie mają racji, ale żeby bardziej precyzyjnie i wyraźniej porozumiewać się w przyszłości. Teraz już w ogóle nie przekazuję tą drogą "wrażliwych" danych - opowiada kobieta.
Zdaniem Anny Kiedrzyńskiej-Tui, problem tkwi w tym, że nie potrafimy formułować myśli w sposób jasny, nieoceniający i nieagresywny. – Na dodatek łatwo odpuszczamy, wycofujemy się z dyskusji. Zwłaszcza kobiety mają problem z byciem asertywnymi – przekonuje ekspertka ds. komunikacji. – Nie potrafią właśnie w sposób asertywny wyrażać swoich myśli, przekonań, poglądów, a zwłaszcza ich bronić - mówi.
Wiemy z wielu badań, że kulturowo panuje znacznie większa tolerancja dla krzyczących, głośno wypowiadających się chłopców, którzy w asertywny sposób wyrażają swoje opinie i głośno umieją dopominać się tego, czego chcą. Znacznie gorzej społecznie są postrzegane dziewczynki, gdy mówią, że na czymś im zależy, coś jest dla nich ważne, lub asertywnie i otwarcie mówią, czego nie chcą i co im się nie podoba. Druga kwestia to trening, który zwłaszcza w przypadku dziewczynek musi być systematyczny i wprowadzony już na wczesnym etapie. Na dodatek kultura, która nas otacza nie sprzyja kształtowaniu cech wspierających swobodną, pewną siebie wypowiedź.
Bez spotkania ani rusz
Jak przekonuje Natalia, kierowniczka zespołu w dużym wydawnictwie, w którym zbadano, w jaki sposób pracownicy komunikują się między sobą w dobie pandemii, największym problemem jest załatwianie drobnych spraw. – W biurze ludzie komunikują się ze sobą wielokrotnie w ciągu dnia, mnóstwo spraw załatwiają w przelocie, nawet jeśli potem potwierdzają to choćby emailem – opowiada managerka.
– Teraz każda rzecz wymaga spotkania, bo emaile nie działają. Okazuje się, że nawet do 80 procent z nich zostaje niezauważona, pominięta lub pracownicy ich treść zapominają właściwie zanim się z nią zapoznają. Dzieje się tak dlatego, że komunikacja bezpośrednia prawie zupełnie nie jest obecna w pracy. Żeby sobie z tym radzić pracownicy spotykają się online, ale jak wynika z ich relacji, te spotkania także ich potwornie męczą. Dochodzi do spięć i nieporozumień - mówi.
Zdaniem psycholożki Katarzyny Szymańskiej wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni porozumiewaniem się przez internet. – Nawet, gdy rozmowa odbywa się jeden na jeden, to mimo wszystko jest ona pozbawiona intymności, bo odbywa się za pośrednictwem, nie mamy ze sobą bezpośredniego kontaktu, nie jesteśmy blisko – tłumaczy Szymańska. – Na dodatek często z powodu tego pośrednictwa dochodzi do niezrozumienia tego, co mówi druga osoba, do zakłócenia przekazu, a to powoduje ogromną frustrację - dodaje.
Dlaczego spotkania na żywo mają taką przewagę nad tymi, które odbywają się on line? – Do tej pory nigdy oko kamery i spojrzenia innych ludzi nie były aż tak skupione na naszej twarzy, a uwaga innych na tym, co i jak mówimy – zauważa dr Kiedrzyńska-Tui.
– Obecnie wszystko widać jak na dłoni. Do tego sam fakt spotykania się przez łącza internetowe powoduje, że tracimy całą komunikację niewerbalną, czyli wszystkie te elementy, które do tej pory pomagały nam tworzyć relacje. Kontakt cyfrowy powoduje, że komunikujemy się, czyli przesyłamy sobie informacje, ustalamy pewne rzeczy, wymieniamy się opiniami, ale ta komunikacja albo zaledwie w stopniu minimalnym buduje nasze wzajemne relacje, albo w ogóle. Do tego nie słyszymy dokładnie intonacji głosu, bo dźwięk, podobnie jak obraz, nawet przy świetnym łączu internetowym jest w jakimś stopniu zniekształcony - wyjaśnia.