Sponsora szuka tylko "na chwilę". Aż gastronomia ruszy, a ona będzie miała za co żyć
Portale z ogłoszeniami dla sponsorów seksualnych pękają w szwach. Wiele dziewczyn znalazło się w trudnej sytuacji życiowej i dlatego szukają pomocy. – Niestety wielu mężczyzn, którzy deklarują, że są wykształceni i z klasą, okazuje się burakami, którzy chcą seksu w samochodzie – mówi Anka, która szuka sponsora.
"Potrzebuję pomocy" – pod takim tytułem na jednym z portali, który kojarzy sponsorów seksualnych i ich klientki, ogłoszenie opublikowała Anka. Do zamieszczenia anonsu zmusiła ją sytuacja życiowa, a pomysł, by to zrobić, podsunęła jej koleżanka. Kobieta deklaruje, że potrzebuje ok. 2000-2500 zł miesięcznie, bo straciła środki do życia. Zaznacza, że nie liczy na altruistyczne zachowania panów, którzy odwiedzają portale dla sponsorów, ale oczekuje uczciwej oferty handlowej.
Nie da się wyżyć za 1600 zł
– Branża, w której pracowałam, nie funkcjonuje od 10 miesięcy – mówi kobieta. – Pandemia zamknęła wszystkie knajpy, więc nie mam z czego żyć. Pracowałam jako kelnerka. Mieszkam w małym miasteczku pod Warszawą, gdzie znalezienie pracy, która pozwoli utrzymać niewielkie wynajęte mieszkanie i zarobić na jedzenie, graniczy z cudem. Zwłaszcza teraz, w pandemii. Wydałam wszystkie oszczędności, na studiach wzięłam dziekankę, bo też mnie nie stać, żeby zapłacić za uczelnię. Nie mam nikogo bliskiego, kto mógłby mi pomóc. Pochodzę z dziury zabitej dechami na Pomorzu Zachodnim, ojciec się zapił, a moja mama, która ma wykształcenie podstawowe i rentę po ojcu, sama ledwo wiąże koniec z końcem. Mogłabym wrócić na wieś, ale wiem, że to byłby mój koniec. Nic mnie tam nie czeka - opowiada.
Anka znalazła pracę w sieciowym sklepie spożywczym, ale pensja ledwo wystarczyła jej na zapłacenie za mieszkanie i rachunki. – Nie da się wyżyć za 1600 zł – mówi smutno. – Na dodatek praca od rana do nocy, poniżanie przez szefową, która wygrażała, że na moje miejsce jest dziesięć innych osób. A ja zdałam maturę z wyróżnieniem i dostałam się bez problemu na studia pedagogiczne. Chcę lepszego życia - żali się kobieta.
Sponsoring to nie jest prostytucja
Anka szuka sponsora na jakiś czas. Mówi, że to sytuacja przejściowa. Gdy tylko wszystko wróci do normy, planuje powrót do pracy w gastronomii i na studia. Mimo że wolałaby uniknąć bycia zależną od kogoś, nie uważa, że szukanie sponsora czyni z niej pracownicę seksualną. – Przecież sponsoring to nie tylko seks – mówi Anka. – Raczej traktuję to jako pracę osobistej asystentki, dlatego wolałabym być z jednym facetem, któremu mogłabym towarzyszyć w czasie spotkań mniej oficjalnych czy wyjazdów służbowych.
Jak podkreśla psycholożka Katarzyna Szymańska, wiele kobiet, które decydują się na sponsoring, uważa, że to, co robią, to nie jest prostytucja. – Przede wszystkim dlatego, że prostytucja, nazywana obecnie również pracą seksualną, jest traktowana przez społeczeństwo jako zjawisko patologiczne, zasługujące na potępienie, a te kobiety nie chcą się tak czuć – mówi Szymańska. – Stygmatyzowane nie tylko przez kobiety, ale też przez mężczyzn, którzy przecież korzystają z usług pracownic seksualnych, nie chcą mówić oficjalnie o tym, w jaki sposób zarabiają na życie. Chcą, by ich praca raczej kojarzyła się z marketingiem i sekretnymi usługami niż prostytucją.
Choć Anka szuka sponsora od blisko miesiąca, nie dostała żadnych ciekawych propozycji. – Moja koleżanka mówi, że bardzo wzrosła konkurencja, bo wiele dziewczyn podobnie jak ja jest w trudnej sytuacji materialnej – opowiada kobieta. – Poza tym wielu facetów, którzy deklarują, że są wykształceni i z klasą, okazuje się sprośnymi burakami, którzy chcą seksu za 500 zł w samochodzie. A ja nie tego szukam. Szukam stałej pomocy.
Inteligentnych jest jak na lekarstwo
Marek ma 36 lat, 189 cm wzrostu, jest dobrze zbudowany, wysportowany. Prowadzi we Wrocławiu własny biznes. Jak podkreśla, w życiu mu się udało. Zaznacza, że jest facetem na poziomie, wykształconym, z klasą. Lubi się zabawić. Ma co prawda rodzinę, ale dysponuje też 10 tys. zł do wydania na przyjemności. Chętnie miesięcznie przekażę taką kwotę uroczej, naturalnej dziewczynie, szczupłej (ale nie chudej), z długimi zadbanymi włosami. Bardzo zależy mu też, żeby była inteligentna i – jak mówi - umiała sklecić sensownie trzy zdania. – Problem polega na tym, że wiele dziewczyn deklaruje, że jest wykształcona i inteligentna, a tymczasem po krótkiej rozmowie można się zorientować, że to bujda na resorach – opowiada Marek. – Spotykasz się z taką i od razu wiadomo, że trzy klasy podstawówki skończyła. I to ledwo.
W jaki sposób Marek to sprawdza? Mówi, że wystarczy spojrzeć na dziewczynę i zamienić z nią parę słów, by wiedzieć. Po prostu wie to dzięki doświadczeniu. Marek podkreśla, że wielu facetów-sponsorów spotka się z kobietami tylko na seks. On jest inny. Jemu zależy na rozmowie, miłym spędzaniu czasu. – Ile można uprawiać seks? – pyta retorycznie. I dodaje: - Poszukuję dziewczyny, z którą oprócz seksu mogę pogadać, pośmiać się, pograć w karty. To ważne zwłaszcza teraz, jak wszystko jest zamknięte. Ale mimo że na portalach dla sponsorów jest wysyp ogłoszeń, bo bardzo wiele dziewczyn z powodu pandemii zostało na lodzie, nie ma środków do życia i pracy, to wbrew pozorom trudno znaleźć kogoś interesującego.
Deklaracje bez pokrycia
Marek, który jest stałym bywalcem portali dla sponsorów, a jego ogłoszenia, jak twierdzi, cieszą się dużym zainteresowaniem, nie może znaleźć dziewczyny na stałe. – Z jednej strony może to i lepiej, bo miałem nieciekawą sytuację z jedną panną, która się zakochała i zaczęła mnie szantażować, że wszystko powie mojej żonie – opowiada. – Ale przemówiłem jej do rozsądku. Jak? Też ją zaszantażowałem, że cała jej wieś dowie się, jak zarabia na życie. Rozeszliśmy się pokojowo. Dlatego spotykam się z dziewczyną nie dłużej niż 3-4 miesiące. Kumpel, który mnie w to wkręcił, jeszcze mniej czasu poświęca jednej dziewczynie. Twierdzi, że tak jest lepiej, zdrowiej i ma się większą różnorodność. Gdyby nie zależało mi na inteligencji, to mógłbym przebierać w dziewczynach jak w ulęgałkach. Jest ich pełno, w różnym wieku, z różnym wyglądem, doświadczeniem życiowym. Pandemia sprawiła, że jest ich na pęczki - opowiada bez wstydu.
- Bycie w relacji sponsorskiej wiąże się z dużą dozą niepewności – mówi Katarzyna Szymańska. – Trudno zbudować w ten sposób poczucie bezpieczeństwa, bo sytuacja zmienia się dynamicznie. Sponsor, który jednego dnia jest, następnego znika. Nie ma tu przecież umów, zobowiązań, oprócz słownych deklaracji, które dość szybko mogą okazać się być bez pokrycia. Jeszcze gorzej jest, gdy jedna ze stron angażuje się w taką relację emocjonalnie. Wtedy układ stricte handlowy okazuje komplikować, co często uniemożliwia kontynuowanie znajomości, bo stanowi ona ogromne obciążenie psychiczne. To jest trochę jak operacja na otwartym sercu.