#Wszechmocne. Stalker oblał ją kwasem siarkowym. "Kiedy dotykamy śmierci, doceniamy życie"
Katarzyna Dacyszyn 5 lat temu została zaatakowana w łódzkim sądzie przez obcego człowieka - stalkera. Oblał ją kwasem siarkowym "za karę". Na korytarzu, przy ochronie, innych ludziach. Powiedział jej wtedy, że to jedna z czterech kar, jakie ją spotkają. Najlżejsza. Dramat kobiety trwał latami, walczyła o zdrowie, wygląd, przeszła wiele bardzo trudnych operacji i zabiegów, szpital był jej drugim domem. Sytuacja, w której się znalazła, dała jej ogromną motywację, zmieniła nastawienie do życia.
02.02.2022 | aktual.: 09.05.2022 09:55
22 sierpnia 2016 roku miała odbyć się rozprawa. Katarzyna Dacyszyn wytoczyła sprawę Robertowi W. za stalking. Pisał do niej od dwóch lat za pośrednictwem mediów społecznościowych. Komentował jej posty na Facebooku. Z różną częstotliwością. Potrafił milczeć miesiąc, by później wznowić swoją aktywność. Dacyszyn bała się, poszła na policję. Zebrała materiał dowodowy i czekała na rozprawę. W jej dniu stało się coś, czego się nie spodziewała.
W biały dzień, na sądowym korytarzu, przy innych ludziach, stalker podszedł do niej ze słoikiem wypełnionym kwasem siarkowym i oblał ją. W ostatniej chwili odwróciła twarz, substancja wylądowała na jednej części twarzy, ramionach, głowie. Dosłownie wyżarła jej skórę, częściowo dostała się aż do kości. Świadkowie zeznali, że po ataku stalker usiadł na ławce, zapalił papierosa i powiedział: - To jedna z czterech kar, jakie cię spotkają. Najlżejsza.
Ratowała się, jak mogła, świadkowie zamarli w przerażeniu, nie pomagali, byli sparaliżowani strachem. Polewała się wodą, żeby zmyć z siebie kwas. Ból był nie do opisania. Czuła, jak skóra jej się topi. Kolejne miesiące spędziła w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Operacje, rehabilitacje, przeszczep skóry. Jej życie zmieniło się w walkę o zdrowie, wygląd i powrót do formy.
Nie poddawała się, znosiła silny ból i bała się. Jak ludzie będą na nią reagować? Chciała też sprawiedliwego wyroku dla sprawcy. I tego się doczekała. Robert W. dostał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. To był pierwszy taki wyrok dla stalkera w Polsce.
Aleksandra Sokołowska, WP Kobieta: Kilka dni temu zakończyła się twoja aukcja dla WOŚP. Nie boisz się spotkać z obcą osobą na kolację?
Katarzyna Dacyszyn: Zostałam poproszona o wsparcie WOŚP przez oddział w Nowym Stawie, dla którego w zeszłym roku na licytację przekazałam książkę z moją historią. Wylicytowała ją aktorka Aleksandra Popławska. W tym roku zwrócono się z prośbą o "spotkanie przy kolacji". Nie mogłam odmówić, choć mierzyłam się z lękiem. I niepewnością, czy dobrze robię. Kolację wylicytował mężczyzna. Miałam wewnętrzne przekonanie, że będzie to ktoś znajomy. Wygrał pan, którego nie znam, miałam moment zawahania się, wróciły wszystkie lęki.
Znajomi zaczęli mnie uspokajać, że nic złego się nie stanie, miejsce jest przecież publiczne, oni będą obok. Ale pomyślałam, że takie spotkanie to może nie był dobry pomysł. Staram się walczyć z lękami i wiem, że muszę to przepracować, ale atak zapisał się we mnie na całe życie. Spodziewam się, że jestem rozpoznawalna przez obce osoby, ale nie do końca mi to pasuje. Nie wiem, co może się rodzić w głowach obcych ludzi, bo pamiętam sytuację, która mi się zdarzyła. Jestem też w stałym kontakcie z policją.
Ale nie tylko w sprawie swojego bezpieczeństwa?
Szkolę policjantów, pomagamy sobie, doradzam w różnych sprawach. Jestem wsparciem dla ofiar, osób nękanych. Trudne przypadki, które się do mnie zgłaszają, wspieram rozmową, kontaktuję, z kim trzeba. Zdarza się, że jest potrzebna rozmowa, ale też kieruję do prawników, którzy są opłacani z Funduszu Sprawiedliwości i te osoby uzyskują pomoc prawną za darmo, po to, żeby zawalczyć o siebie.
Nie założyłam fundacji, ale można do mnie dotrzeć, chociażby przez Instagram. Pomagam również w przypadkach, gdy dochodzi do zaniedbań prawnych czy sądowych. Tak się stało z Adamem Wiankowskim, pierwszą ofiarą stalkingu w Polsce, przy której sprawie zapadł najwyższy dotychczas wyrok. Jego przypadek był mocno bagatelizowany i wymagał pomocy i interwencji. Prawnicy w Polsce, a już na pewno w Łodzi wiedzą, kim jestem i co przeżyłam, to pomaga zwrócić uwagę na powagę zagrożenia. Bywa, że takie interwencje społeczne zdarzają się i raz w miesiącu.
Pomoc innym to misja?
Zawodowo jestem projektantką, mam swoją markę modową, ale z uwagi na to, że podniosłam się z olbrzymiej traumy: odzyskałam wzrok, przeszłam proces akceptacji siebie i sytuacji, w której się znalazłam, chcę pomagać innym. Dużo mi to daje wewnętrznie. Wyprowadziłam więcej dobra z całego tego zła, jakie mnie spotkało, dla siebie i innych. Stałam się ekspertem do spraw stalkingu. To zagrożenie nowych czasów. Sądy też nie wiedzą, jak działać. Robię szkolenia dla policji online. Mówię nie tylko o stalkingu, ale też o akceptacji siebie. Piszą do mnie kobiety z kompleksami, bliznami, wysyłają mi zdjęcia, wiadomości, proszą o wsparcie, o to, żebym opowiedziała, jak zaakceptowałam siebie. 25 proc. mojego ciała pokrywają blizny, to jest sporo. Kobiety mają różne trudne historie. Obserwują mnie, żeby sobie pomóc, żebym dodała im otuchy.
Czuję misję nie tylko dotyczącą stalkingu, ale też chcę dodawać kobietom sił. Nie możemy też swojej wartości opierać na wyglądzie. Nawet nie chodzi o wypadki i blizny, a o proces starzenia się. Trzeba budować siebie pod kątem umiejętności, pasji, wiedzy. Moja odwaga w pokazywaniu blizn nie polega na tym, że jestem w sobie zakochana, ale że widzę wartość poza wyglądem zewnętrznym. Buduję to inaczej. Bywa tak, że zakładam sukienkę z krótkim rękawem, ale myślę: nie mogę tak wyjść. Miewam gorsze chwile, ale nie patrzę tak na siebie. Nauczyłam się, że blizny są zapisem ekstremalnie trudnej historii, przez którą udało mi się przejść. Zdałam ten egzamin na piątkę. Tak wolę na nie patrzeć. Wolę dostrzegać w nich siłę, nie mankament I to przekazuję też moim obserwatorkom.
Sama takie wsparcie dostałaś. Podkreślasz, że było nieocenione.
Pamiętam, jak ważne było w szpitalu to, żeby ktoś poświęcił mi pięć minut. To ma większą wartość niż wszystkie pieniądze tego świata. Interakcja międzyludzka buduje ten świat, a czasem wystarczy nawet jedno słowo ze wsparciem, z miłością.
Kiedy doszłaś do siebie, przestałaś się bać i zaczęłaś funkcjonować tak jak przed atakiem?
Mija 5,5 roku od ataku. Mam poczucie, że od roku jest już dobrze, że wychodzę do ludzi, nie boję się otoczenia. Sygnał z WOŚP-u pokazał mi, że mogę wpaść w lekką panikę. Takich sytuacji miałam kilka. Od około trzech lat pomagam innym w sprawach stalkingu i w tym procesie były sytuacje, które dały mi do myślenia. Po każdym publicznym występie otrzymuję wiadomości, bywało i tak, że pisali do mnie stalkerzy. Umiem rozpoznać, kto jest ofiarą, a kto jest zaburzony i może być stalkerem.
To osoby, które poszukują uwagi, zainteresowania sobą. Ofiara najczęściej boi się, jest zastraszona i zamknięta na świat, ledwo ma odwagę prosić o pomoc, zawalczyć o siebie. Wiem, co robić w przypadku kiedy osoba zaburzona się kontaktuje ze mną. Jestem cały czas w kontakcie z policją, na szczęście nic się nie wydarzyło, rozpoznajemy sytuacje na bieżąco. Mam świadomość, że będąc aktywna społecznie, narażam się, ale robię to w granicach swojego komfortu. Doświadczenie ataku pozostanie ze mną do końca życia.
Co piszą te osoby zaburzone?
To są różne wiadomości. Próby zwrócenia uwagi poprzez opisywanie zmyślonych historii, konfabulują, grożą, wzywają mnie do odpowiedzialności, że powinnam zrobić coś, manipulują. To typowe zachowania stalkera, który, kiedy upatrzy sobie ofiarę, za wszelką cenę chce zmusić ją do kontaktu. Tu musi zadziałać intuicja. Ja czułam się zagrożona, nie należy wpadać w panikę, ale nie reagować. Ofiary próbują negocjować ze stalkerem. Nie można tego robić. Stalker karmi się naszym strachem. Zawsze odradzam jakiegokolwiek kontakt. Osoby zaburzonej nie możemy oceniać naszą miarą.
Napisałaś, że przed atakiem lubiłaś zwracać na siebie uwagę. Teraz już tego nie robisz?
Jak każda kobieta lubiłam dobrze wyglądać. Uwagę zwracałam, ale nie skończyło się to po ataku. Początkowo byłam mocno wycofana. Nie wychodziłam z domu. Proces leczenia był długi. Przez rok miałam mocno zdeformowaną powiekę. Później odkryłam, że atrakcyjność nie bierze się z wyglądu, a z siły wewnętrznej, którą mamy w sobie.
Myślałam wiele razy, czy się nie wycofać z życia publicznego, zniknąć, ale jest tyle osób, które dziękują mi, za to co robię, za to, że dzielę się moją nieustającą walką o siebie. Mam silne poczucie misji i wiem, że dzięki moim działaniom, wiele osób odzyskało spokój i bezpieczeństwo. Mam też poczucie, że lata moich wystąpień medialnych ukazujących, czym jest stalking, przynoszą efekty.
Pewnie wiele osób w mojej sytuacji wstydziłoby się mówić o tym, czego doświadczyłam. Bo przecież atak na kobiecość, próba odebrania twarzy to coś szokującego, piętnującego. Ale ja nie jestem typem ofiary, nie chciałam być przestawiana jako: ta kobieta obalana kwasem. Chciałam, żeby mówili: to ta kobieta, która ma siłę.
Wiele osób doradzało ci, żeby blizny przykryć tatuażami. Mówiłaś: są zapisem wytrwałości w cierpieniu.
Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych, pracuję w modzie, jestem estetką, zdaję sobie sprawę, że blizny nie dodają mi uroku, ale uczę się patrzeć na nie jak na zapis bardzo trudnej historii, wygranej batalii ze złem, które mnie w życiu spotkało.
Z powodu blizn ubierasz inaczej niż wcześniej?
Akceptacja nowego ciała to nie jest łatwy proces. On wciąż trwa. Uczę się go każdego dnia. Zdarza się, że latem chodzę w krótkim rękawku, odsłaniając poparzenia na rękach. Otoczenie zawraca uwagę, przyglądają się. To duży dyskomfort, ale wszystko zależy od tego, jak podejdziemy do reakcji otoczenia. Głównie wybieram ubrania zakrywające blizny, ale jeśli na zakupach coś mnie oczaruje, a jest fasonem, który pokaże to, co staram się ukryć, to kupuję, nie odmawiam sobie pięknych stylizacji. Żałuję, że tuż po ataku wyrzuciłam sukienki z krótkim rękawem.
Ile operacji i zabiegów już przeszłaś?
Katie Piper twierdzi, że przeszła sto operacji, ale to niemożliwe. Skóra to tkanka plastyczna, która jest w ciągłym procesie przebudowy i po każdej operacji należy odczekać pół roku do roku kolejnej interwencji chirurgicznej. W moim przypadku liczba operacji jest mniejsza, ale to dlatego, że chirurdzy starali się podczas jednej operacji skumulować liczbę operowanych miejsc. Podczas najtrudniejszej operacji, która trwała 5 godzin, przeszczepiono mi skórę w 12 miejscach na ciele. Taki zabieg ma pacjentowi oszczędzić cierpienia. Przeszłam 6 operacji w pełnej narkozie.
Wracasz myślami do dnia ataku?
Niespecjalnie, nie jest mi to potrzebne. Racjonalnie podchodzę do wspominania doświadczeń. Kiedy wiem, że coś osłabia mnie psychicznie, to staram się ominąć ten temat. Odcinam się. Jeśli policja potrzebuje pewnych danych, to staram się sobie je przypomnieć, ale nie jest to nic przyjemnego. Nie tak dawno temu, po 5 latach od ataku, odważyłam się pierwszy raz wejść do tego sądu. Miałam poczucie misji, chciałam sprawdzić, czy działają systemy zabezpieczające, bo po moim ataku zmieniły się przepisy dotyczące ochrony sądów. Ale to zbyt obciążające, zbyt trudne, po wszystkim dostałam gorączki. Więcej tego nie zrobię.
Bałaś się długich korytarzy?
Raz, po wyjściu ze szpitala, miałam takie skojarzenie, flashback z sytuacji w sądzie. Przechodziłam długim korytarzem, przypominał tamten sądowy. Odwracając się w stronę korytarza, poczułam bardzo sugestywnie, że ta substancja znów rozlewa mi się na ciele. Wrażenie było namacalne. Skuliłam się z bólu. Zdarzyło mi się to raz.
Wybaczyłaś sprawcy ataku?
Tak. Już w szpitalu miałam poczucie, że zdarzył się wypadek. Część odpowiedzialności zrzucam na państwo, na system, który nie zadziałał. Wybaczenie obcej zaburzonej osobie było łatwiejsze, niż wybaczyć komuś, kto jest dla nas bliski, a z premedytacją zadał ból i zrobił krzywdę. Jeśli ktoś jest dla nas obcy i niewiele w naszym życiu znaczy, łatwiej mu wybaczyć. Poza tym wybaczenie jest podstawą wyjścia z kryzysu. Trzeba to zrobić dla siebie.
Zastanawiasz się czasem, co będzie, kiedy on wyjdzie z więzienia?
Minęło 5 lat. Zostało mu 20. Miał 52 lata w chwili ataku. Dbając o siebie, nie chcę sobie dostarczać czegoś, co mnie wpędzi w depresję i mnie wyhamuje. Mam zapewnione 20 lat bezpieczeństwa i spokoju. Dla mnie największe znaczenie ma dzień dzisiejszy, ludzie, którzy są – z tego należy się cieszyć. Gdy po ataku leciałam śmigłowcem do Siemianowic Śląskich, do szpitala, czułam, że mogę stracić życie. Wtedy na życiu zaczęło mi zależeć najbardziej. Kiedy dotykamy śmierci, doceniamy życie.
Przed atakiem narzekałaś na swoje życie, marudziłaś, "deprecjonowałaś dobre chwile". Jak się to zmieniło?
Kiedy jest dobrze i jesteśmy w strefie komfortu, mamy tendencję, by wyszukiwać problemy, narzekać – taka jest natura ludzka. Dziś, po moich doświadczeniach jest zupełnie inaczej. Kiedy przeszłam atak, ocaliłam życie, walczyłam o każdy centymetr ciała. Groziło mi inwalidztwo i zaczęłam doceniać każdą drobną rzecz. Czerpię radości z tego, że czuję się bezpiecznie, że mam dach nad głową, że mogę zjeść coś pysznego. Każdego dnia myślę pozytywnie i szukam mocnych stron.
Często słyszałaś od ludzi: "nigdy nie chciałbym tego przeżyć". Odpowiadałaś: "dobrze, że się to stało"…
Jesteśmy w stanie dużo znieść jako gatunek. Mamy ewolucyjnie wrodzony system przetrwania. Czas, jaki spędziłam sama ze sobą w izolatce w szpitalu: z myślami, z sytuacją, z bólem istnienia i przerażeniem, był czasem trudnym, lecz w pewnym sensie dobrym.
Pozwoliło mi to zbudować relację z samą sobą, poznałam siebie, to było mi bardzo potrzebne. W sytuacjach krytycznych, kiedy wydaje nam się, że świat się zawalił, jesteśmy w stanie ze sobą porozmawiać. Co jest dla nas ważne, co jest marzeniem. To było bardzo dobre przeżycie w sensie odbudowy siebie, ja jestem teraz spójna, wcześniej taka nie byłam.
W szpitalu nie chciałam się użalać nad sobą, chciałam działać dla swojego dobra. Miałam plan i przy ogromnej pracy lekarzy go realizowałam. W szpitalu i w procesie karnym odzyskiwałam poczucie sprawczości. Czułam się zbudowana na nowo. Teraz mam do siebie bardzo dużo szacunku, wysokie poczucie własnej wartości. A to silny fundament, z którego jestem bardzo zadowolona. Widocznie takie doświadczenia były potrzebne do tego, żeby stać się innym człowiekiem i pomagać ludziom. To rekompensuje ból i przykre doświadczenia.
Katarzyna Dacyszyn to projektantka mody, była fotomodelka, współautorka książki "Kobieta z blizną", inicjatorka akcji "Stop Stalking", ekspert medialny ds. stalkingu w Polsce, twarz kampanii przeciwko nierealnym wzorcom kobiecej urody, przy akcji fotografki Dominiki Cudy, FAKE OFF I’m Perfect.