Straż Marszałkowska. Nie tylko szabla i uroczyste parady
W Sejmie są zawsze, choć ich pracę widać przede wszystkim w czasie medialnych uroczystości lub podczas równie chętnie opisywanych incydentów. Zwykle unikają rozmów z mediami, jednak dla Wirtualnej Polski zrobili wyjątek. Zdradzili m.in. kulisy akcji z byłymi posłami - Kamińskim i Wąsikiem oraz posłem Braunem i incydentem z gaśnicą.
- Proszę się cofnąć. Panie pośle, proszę się cofnąć - funkcjonariusz Straży Marszałkowskiej stara się spokojnie zatrzymać wybrańców narodu. Na nic apele. Posłowie napierają, wykrzykując coś o prawie i naruszaniu ich nietykalności.
Był 7 lutego 2024 roku. Tego dnia posłowie PiS próbowali siłowo wprowadzić do Sejmu byłych parlamentarzystów - Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Powstrzymała ich Straż Marszałkowska, o której w mediach ponownie zrobiło się głośno ze względu na zarzuty posłów ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Doniesienia o strażnikach pojawiały się przy okazji strajku osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Sama Straż Marszałkowska unikała komentarzy, choć nie raz z każdej strony sceny politycznej padały słowa o bezmyślnym wykonywaniu przez nich poleceń sprawującego w danym czasie urząd marszałka.
***
Na ścianie kilkanaście monitorów, do których obraz przesyłają kamery rozmieszczone na sejmowych korytarzach. To centrum dowodzenia, w którym urzędują funkcjonariusze Straży. Zanim tu dotarłam, nadzorowali mnie kolejni strażnicy, a na końcu tej "taśmy" czekały mnie: pytania o cel wizyty, przedmioty niebezpieczne oraz bramka wykrywająca metal. Wreszcie witają mnie trzy strażniczki - dwie w galowych mundurach, trzecia w szarym, coś pomiędzy policyjnym a wojskowym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nic się przed wami nie ukryje? - pytam, wskazując na monitory. Dokładnie wtedy rozlega się alarmujący dźwięk.
- Muszę uciekać?
- Zaraz przestanie. To tylko alarm sygnalizujący otwarcie drzwi - uspokaja młodszy aspirant Katarzyna K., która w Straży jest od 11 lat. Na prośbę komendanta Straży Marszałkowskiej nazwiska funkcjonariuszek zostały utajnione.
Rozmówczyni WP zajmuje się rozpoznaniem pirotechnicznym, radiologicznym i biochemicznym. Kontroluje też nadchodzące przesyłki. Jej zadania odbywają się bez blasku fleszy. Jej praca ma być jak najmniej widoczna.
- Sejm to miejsce, do którego ludzie potrafią przychodzić z bardzo dziwnymi sprawami, dzwonić lub przysyłać pakunki z nietypową zawartością, nawet w kopertach - mówi.
- Jaką zawartością?
- Przykro mi, nie mogę o tym rozmawiać.
- Żeby nie inspirować?
- To duży urząd, posłowie, senatorowie, pracownicy kancelarii, kluby poselskie, goście, turyści. Zawsze musimy być czujni, żeby wyłapać zagrożenie, bo niestety zdarzają się niespodziewane sytuacje - tłumaczy Katarzyna K. - Podobnie jest z przesyłkami. W 100 nic nie będzie, ale w 101. już tak. Gdy rozkojarzysz się choć na chwilę, może się okazać, że niebezpieczna przesyłka trafi w ręce marszałka, posła lub kogoś innego.
Kobiety w Straży Marszałkowskiej
Starszy aspirant Justyna O. w Straży Marszałkowskiej pracuje od 18 lat. Jest jedną z pierwszych kobiet w formacji.
- Gdy przyszłam, byłyśmy chyba tylko trzy. Dziś na 203 strażników jest 20 kobiet, a rekrutacja wciąż jest otwarta. Obecnie pracuję w kadrach. Wcześniej byłam w wydziale ochrony, pełniąc obowiązki na posterunkach wewnętrznych i zewnętrznych. Następnie przez pewien czas pracowałam w biurze przepustek i sekretariacie komendanta – wylicza Justyna O.
- Już na studiach planowałam związać życie ze służbą mundurową, dlatego ukończyłam Akademię Obrony Narodowej. Może trudno w to uwierzyć, ale początkowo nie wiedziałam, że istnieje taka formacja, jak Straż Marszałkowska - przyznaje z kolei Katarzyna B., w straży od 8 lat. - Trafiłam tu zachęcona przez kolegę.
Funkcjonariuszka obecnie pracuje w komórce kadrowej, zajmuje się postępowaniami kwalifikacyjnymi do służby. Jest również w sekcji reprezentacyjnej, więc można ją zobaczyć w asystach honorowych podczas uroczystości państwowych.
- Czyli to między innymi pani chodzi z szablą przed marszałkiem?
- Tak, między innymi. Od razu zaznaczam, że nie wszędzie i nie zawsze - śmieje się. - Nie mamy tu dworskich obyczajów i nie chodzimy z nim do stołówki.
- Muszę też przyznać, że praca z białą bronią nie jest taka prosta. Szabla nie jest co prawda ciężka, ale gdy się ją trzyma pół godziny, to ręka drętwieje i trzeba zrobić wszystko, żeby się nie trzęsła. Sama warta, trwająca czasem trzy godziny, również nie jest prosta. Nie tak łatwo się później ruszyć. Osobiście wolę stać na mrozie niż w upale.
Ważne momenty
Asysta honorowa pojawia się w czasie szczególnych uroczystości lub podczas wizyt ważnych gości, a tych w Sejmie nie brakuje. Justyna O. wspomina wizytę XIV Dalajlamy.
- Miałam wtedy służbę w Senacie. Pamiętam, że gdy wszedł w tych pomarańczowych szatach, wszyscy odczuliśmy jakąś szczególną podniosłość chwili. Do dziś pamiętam atmosferę tego dnia.
Dla Katarzyny B. wyjątkowym momentem była wizyta Andrzeja Dudy, związana z jego zaprzysiężeniem. - Dowódca sekcji reprezentacyjnej wyznaczył mnie do wprowadzenia prezydenta. To była pierwsza dowodzona przeze mnie asysta honorowa, więc stres był ogromny. Wszyscy patrzą, nie można się poślizgnąć, trzeba uważać, żeby nie zrobić czegoś nie tak.
- Początkowo byłam nieco zła, że tak szybko mnie wrzucają na głęboką wodę, gdy kamery i aparaty są wycelowane także w nas, ale na szczęście wszystko się udało i byłam z siebie dumna. Duże wydarzenie na początku kariery, więc mocno utkwiło w pamięci - mówi funkcjonariuszka.
Zaprzysiężenie prezydenta było też ważnym momentem dla Katarzyny K., która odpowiadała wtedy za rozpoznanie terenu.
- W czasie tego typu uroczystości współpracujemy z innymi służbami. W tym wypadku ze Służbą Ochrony Państwa i Żandarmerią Wojskową. Robimy nocne rozpoznanie, trzeba dokładnie sprawdzić cały teren Sejmu i okolice m.in. w poszukiwaniu ładunków oraz innych zabronionych i niebezpiecznych przedmiotów. Duża odpowiedzialność - mówi.
Zmiany związane z ustawą
W 2018 roku weszła w życie ustawa o Straży Marszałkowskiej, która sprawiła, że Straż stała się pełnoprawną formacją mundurową.
- Trzeba przyznać, że ustawa wprowadziła możliwość ochrony parlamentu na dobry poziom. Łatwiej nam wykonywać zadania, które wcześniej nieco się rozmywały pomiędzy Strażą a ówczesnym Biurem Ochrony Rządu (obecnie SOP - przyp. red.). Nie jesteśmy już jednym z biur Kancelarii Sejmu, a samodzielną jednostką, która dokładnie wie, czego i kogo potrzebuje, by wypełniać ustawowe zadania - mówi podinspektor Michał Sadoń, komendant Straży Marszałkowskiej. Sam przez lata służby przeszedł praktycznie wszystkie stanowiska w Straży.
- Teraz strażnicy mają status funkcjonariuszy publicznych, co daje im większą ochronę prawną. Nie tylko trudniej ich zwolnić, ale i na nich wpływać, co zwiększa komfort służby - dodaje komendant.
Tylko w ubiegłym roku Straż Marszałkowska poddała kontroli ponad milion osób, ponad 700 tysięcy bagaży i setki tysięcy listów i przesyłek. O zgłoszeniach dotyczących ładunków wybuchowych, niebezpiecznych przesyłek czy gróźb pod adresem najwyższych urzędników państwowych nie mówią. Te dane, ze względów bezpieczeństwa, są tajne.
- Staramy się zachować autonomię Sejmu, by inne służby nie działały na terenie parlamentu bez naszej zgody, a parlamentarzyści czuli się swobodnie i mogli bezpiecznie procedować. Niestety, wiele osób tego nie rozumie. To na mnie spoczywa decyzja, czy ewakuować budynek podczas posiedzenia Sejmu, bo wtargnięć, zakłócania spokoju czy prób wniesienia niebezpiecznych przedmiotów nie brakuje. Musimy być gotowi i szybko reagować na niespodziewane sytuacje - podkreśla komendant.
- Jak ta z gaśnicą i posłem Grzegorzem Braunem?
- To faktycznie wyjątkowa i niespodziewana sytuacja. Siedziałem akurat w tym pomieszczaniu i nagle na ekranie zobaczyłem, że zgasło światło. W pierwszej chwili pomyślałem: bomba, ale szybko zorientowałem się, że przecież nie było huku. Wybiegłem na hol i zobaczyłem, że to proszek z gaśnicy przesłonił światło. Co było później, każdy widział, nie tylko w Polsce – wspomina Michał Sadoń.
Długa lista wymagań
Zadań jest wiele, stąd precyzyjne i obszerne wymagania, które należy spełnić, aby dostać się do Straży. Szczegółowo reguluje je ustawa oraz wydane do niej akty wykonawcze. Jednak pomyślne przejście aplikacji nie gwarantuje pozostania w jej szeregach, a wiele osób nie daje rady i rezygnuje. Jak mówi komendant – tylko w ubiegłym roku odeszło 65 osób – część na emeryturę, część została zwolniona, a część sama zrezygnowała.
- Wcześniej wystarczyło tzw. dopuszczenie pracownika ochrony, teraz weryfikacja jest dłuższa. Także sam kandydat ma czas na podjęcie decyzji, bo pojawiają się ludzie, którzy sądzą, że tu się nic nie robi. I nagle zderzają się z rzeczywistością, widzą, że to ciężka i odpowiedzialna służba, często w nocy, przy manifestacjach, pod "ostrzałem" mediów, wymagająca umiejętności szybkiego działania i po prostu nie dają rady – wymienia komendant Sadoń.
- Ile czasu trzeba, aby otrzymać mundur?
- Trzy lata służby przygotowawczej, później szkolenie zawodowe, żeby uniknąć pomyłki, ale też nie wydawać bez sensu pieniędzy na umundurowanie, które jest piękne, ale też drogie. Zdarzało się, że rozpoczęliśmy szycie munduru, zlecenie poszło, a ktoś rezygnował - komentuje.
- Czyli nie można przytyć.
- Tu jest tyle stresu, regularnych ćwiczeń i szkoleń, że nie ma z tym problemu - śmieją się funkcjonariuszki.
- Zresztą sama praca wymaga cierpliwości i spokoju, co pokazała sytuacja z 7 lutego, gdy byli posłowie, w towarzystwie obecnych, chcieli wejść na teren Sejmu bez odpowiednich uprawnień. Przyznam, że jestem bardzo zadowolony z funkcjonariuszy, którzy nie dali się sprowokować – mówi komendant.
- A jak reagowaliście na te oskarżenia pod waszym adresem? Sugerowano bezmyślne wykonywanie rozkazów marszałka.
- Marszałek oczywiście może wydawać Straży zarządzenia porządkowe, ale to nie jest tzw. ręczne sterowanie. Mamy swoją strukturę, działamy w oparciu o procedury, a nie "czerwony telefon" z góry - odpowiada Sadoń.
- Oskarżenia kierowali posłowie, których przecież państwo dobrze znają.
- Spodziewaliśmy się zamieszania z dwoma panami (byłymi posłami Wąsikiem i Kamińskim - przyp. red.), specjalnie włączyliśmy do akcji kobiety, taktycznie kierując je do pracy w holu głównym, myśląc, że z szacunku do nich nie będą aż tak mocno szturmowali. Panie są szkolone tak samo jak mężczyźni, wiedzieliśmy, że sobie poradzą i tak było. Wszyscy zachowali zimną krew, nie komentowali, unikali kontaktu z posłami. Zresztą, gdyby tak nie było, na stole już leżałyby pozwy, a ich nie ma – komentuje komendant.
- A marszałek Hołownia, jaki jest wobec Straży? Pytał pewnie o "szturm" PiS-u na Sejm?
- Powiem tak: jeśli działamy zgodnie z prawem, nie musimy się martwić - odpowiada komendant.
- Ale jest bardzo miły, w taki naturalny sposób. W dzień kobiet, mimo obchodów związanych z wejściem Polski do NATO, znalazł czas na chwilę rozmowy z nami i złożył nam życzenia - dodają funkcjonariuszki.
- Skoro mówimy o kobietach, których w Straży jest coraz więcej. Sprawdzają się w służbie?
- Z punktu widzenia komendanta widzę, że wzorowo wykonują swoje obowiązki. Dodatkowo, moim zdaniem, panie znakomicie potrafią obniżać poziom agresji w otoczeniu - podkreśla Michał Sadoń.
"Spokój i pewność siebie"
Funkcjonariusze zgodnie przyznają, że czasem trzeba mieć nerwy ze stali, nawet w czasie spotkań z parlamentarzystami, którzy potrafią się zachowywać niestandardowo.
- Wiadomo, każdy miewa słabsze dni, problemy w domu i ma prawo nie wytrzymać, zwłaszcza gdy podchodzi ktoś i krzyczy, grożąc zwolnieniem, bo i tak bywało. Zresztą sytuacje konfliktowe wciąż się zdarzają i trzeba sobie z nimi poradzić, dlatego organizujemy nie tylko szkolenia sprawnościowe, strzelanie czy specjalistyczne z innymi służbami, ale także takie, jak radzić sobie ze stresem - przyznaje.
- Straż jest wyspecjalizowana, każdy ma swoją działkę, ale jest też mocno wymienna, bo każdy jest w stanie wykonywać zadania innych, gdy zajdzie taka potrzeba. Zresztą to my zwykle przyjmujemy na siebie jako pierwsi złość wszystkich osób, które chcą wejść do Sejmu, a które znaleźć się w nim nie powinny. Pamiętam, że gdy pracowałam jeszcze na posterunku, nie było dnia, żeby nie przyszedł jakiś sfrustrowany obywatel, domagający się natychmiastowego spotkania z prezydentem i premierem, choć adres oczywiście był nie ten. Czasem mam wrażenie, że ludzie wyobrażają sobie, że te najważniejsze głowy w państwie są tu stale – przyznaje Justyna O.
- A ile osób ciągle nas pogania, bo się spieszą na komisję czy posiedzenie. Więc trzeba puścić to mimo uszu i spokojnie kontrolować - zaznacza Katarzyna K.
- Ważna jest też pewność siebie i spokój, szczególnie na posterunkach. Gdy ktoś wyczuje choćby cień niepewności, od razu to wykorzysta. Dobrze poczekać, aż ktoś się wykrzyczy, zmęczy i później można normalnie rozmawiać, bo agresja rodzi agresję. Najlepiej powtarzać jedno zdanie, aż ktoś się uspokoi - wtrąca Katarzyna B.
Trudne momenty
Sytuacje bywają też poważniejsze.
- Proszę sobie np. wyobrazić, że podchodzi pani do podjeżdżającego pod Sejm samochodu i od razu rzuca się pani w oczy pocięty czymś kokpit. Osoba w środku nie chce otworzyć drzwi i mówi, że jak jej nie wpuścimy, wysadzi się w powietrze, bo ma dwa granaty. Nawet jeśli nie ma, musisz działać, bo za którymś razem podjedzie ktoś, kto ten granat będzie miał. Jesteśmy na to przygotowani, ale takie sytuacje zawsze w człowieku zostają. Jeśli ktoś mówi, że tego nie przeżywa, to trzeba go wysłać na badania - mówi Michał Sadoń.
- Państwo byli w Sejmie, gdy na korytarzach protestowały osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie. Dużo się o was wtedy pisało.
- Jesteśmy apolityczni, mamy swoje zadania, z których najważniejszym jest zachowanie bezpieczeństwa, a czasami bywamy postawieni między młotem a kowadłem. Pojawiło się wiele oskarżeń, które próbowano niestety rozegrać politycznie, jak to rzekome straszenie psami. Mało kto słuchał tłumaczeń, że pełne rozpoznanie terenu, m.in. przed każdym posiedzeniem Sejmu, jest naszym obowiązkiem i nie da się go zrobić bez psa – wylicza.
- Nie będę ukrywał, to był trudny czas, bo podjęto decyzję o tym, że nikogo nie będzie się wyprowadzało z Sejmu i trzeba było tak zorganizować pracę, żeby mimo wszystko wykonywać swoje obowiązki. Układaliśmy harmonogram pracy w tym rejonie, żeby jak najmniej tam przebywać, ale zapewnić bezpieczeństwo i panować nad sytuacją, by udzielić pomocy, gdyby np. ktoś zasłabł - mówi komendant.
- W tym czasie odbywała się też sesja parlamentarna NATO, było mnóstwo zagranicznych gości, więc musieliśmy czuwać i wszystko dokładnie sprawdzać. Przy całym zrozumieniu dla protestujących i szacunku do ich codziennej pracy, bo opieka nad osobą z niepełnosprawnością to ogromne poświęcenie, jednak posiedzenia Sejmu musiały trwać i nie mogliśmy nie sprawdzić jakiegoś fragmentu, tylko dlatego, że ktoś tam przebywał – komentuje.
- My też jesteśmy ludźmi i mamy swoje uczucia. Spędziłam z nimi kilkanaście godzin, także nocnych. Staraliśmy się o nich dbać, mieli posiłki i nikt nie zabraniał im korzystania z pryszniców. Mogło się zdarzyć, że w konkretnym momencie trwało tam rozpoznanie i chwilowo nie było dostępu, ale zawsze informowaliśmy ich z wyprzedzeniem, kiedy będziemy sprawdzać konkretne miejsca - mówi Katarzyna K.
- Pamiętam, że zaczynałam wtedy pracę i często szokowało mnie to, że byłam tam na miejscu, widziałam wszystko na żywo, a później oglądałam różne obrazki w telewizji i czytałam o czymś, co w ogóle nie miało miejsca lub wyglądało zupełnie inaczej. Teraz już wiem, że to nieuniknione, jeśli chodzi o naszą służbę – wspomina Katarzyna B.
Odreagowywanie stresu
Każdy z funkcjonariuszy stara się znaleźć swój sposób na odreagowanie stresu, którego w tej pracy nie brakuje. Jak mówił komendant - jeśli ktoś twierdzi, że to na niego nie wpływa, to trzeba go skierować na badania.
- Sauna jest dobra - mówi Katarzyna K. Przyznaje jednak, że przenosi niektóre nawyki z pracy do domu.
- Zdarza mi się wejść do pomieszczenia i od razu analizować, co, gdzie jest. Tak samo jak podchodzę do samochodu, automatycznie zaglądam w konkretne miejsca. Rodzina się pyta, co robię. "Nic, nic" - odpowiadam. Ostatnio złapałam się na tym, że listy sprawdzałam pod światło - śmieje się.
- Justyna, pani Katarzynie chyba trzeba wystawić skierowanie na badania - żartuje Katarzyna B.
- Ja mam w domu trzylatka, więc szybko zapominam o pracy. Choć przyznaję, mały potrafi już maszerować. Mówi wtedy, że "idzie z honorem".
Joanna Lorenc, dziennikarka Wirtualnej Polski
***
Dziękuję komendantowi Straży Marszałkowskiej podinsp. Michałowi Sadoniowi za zgodę na przeprowadzenie wywiadu, a dyrekcji Biura Obsługi Medialnej: Katarzynie Karpie-Świderek i Zbigniewowi Jeglińskiemu za pomoc w jego zorganizowaniu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl