Szkoły zamknięte, ferie skumulowane w jednym terminie. "To kwarantanna narodowa pod przykrywką"
–Przeraża mnie, że szkoła będzie zamknięta do 17 stycznia. Poza tym, przez dwa tygodnie zostaniemy bez wsparcia, chociażby w postaci zdalnego nauczania, to jest koszmar – opowiada Paulina, matka trójki dzieci. Z kolei Ewa dodaje, że decyzja premiera to "kwarantanna narodowa pod przykrywką", a najbardziej przeraża ją fakt, że dzieci na kolejne tygodnie pozostaną zdane na komputer i konsolę.
Na sobotniej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki ogłosił najnowsze obostrzenia mające na celu zminimalizowanie wyjazdów, spotkań, aby przerwać łańcuch zakażeń. Zmieniony został termin ferii zimowych, zapowiedziane ograniczenia w okresie świątecznym.
– Byliśmy nakłaniani przez niektórych ludzi, ośrodki, do otwarcia szkół. Jednak zdecydowaliśmy, że będzie kontynuacja zamknięcia szkół do (...) 23-24 grudnia. Następnie podjęliśmy decyzję o tym, że ferie, czyli przerwa edukacyjna w szkołach, będą skumulowane w jednym okresie: między początkiem stycznia, 4 stycznia - to bodaj jest poniedziałek - a 17-18 stycznia – powiedział premier na konferencji prasowej.
Podkreślił, że ferie, zwykle rozłożone na różne województwa w różnym czasie po to, by ruch turystyczny w gospodarce był większy, w 2021 roku muszą być skumulowane w jednym terminie. – By nie zamawiać wyjazdów, nie wyjeżdżać, ani za granicę, bo może się okazać, że będzie potrzebna kwarantanna po powrocie, żeby siedzieć w domu, by przerwać łańcuch zakażeń, by ta mobilność była jak najmniejsza – powiedział.
"Co z urlopami. Co z zasiłkami? Kto zajmie się dziećmi?"
Rodzice dzieci w wieku szkolnym uważają, że decyzja pogłębi u nich problemy społeczne, bo zamiast uczyć się życia w społeczeństwie już teraz całe dnie spędzają przed ekranem. Ferie miały być dla nich czymś w rodzaju złapania oddechu. Wprowadzone dla wszystkich w jednym terminie rodzą wiele pytań. O urlopy w pracy, o zasiłek opiekuńczy, czy o to, co robić z dziećmi przez dwa tygodnie w domu, skoro nie będzie w tym czasie zdalnej nauki.
Ewa ma dwóch synów. 12-latka w szóstej klasie i 9-latka, który właśnie chodzi do trzeciej. – Martwię się i o jednego, i o drugiego. Młodszy jest bardzo społeczny, to duch towarzystwa, bardzo brakuje mu dzieci. Ciągle dzwoni do kogoś, żeby choć trochę pogadać. Nie ukrywam, że mi to trochę przeszkadza, pół dnia na komputerze na lekcjach, a potem i tak siedzenie na Skype'ie, by pomagać o głupotach, grach, książkach. I znowu elektronika. Tylko jak mu tego zabronić, skoro to wszystko, co dziś mu zostało z kontaktów z rówieśnikami? – martwi się matka.
- Gdy powiedziałam im przed chwilą, że w domu zostaną do 18 stycznia to najpierw krzyknęli "hura!", a potem zaczęły się pytania: "Mamo, a co ze świętami? Co z feriami?". Przyznam, że mi samej łezka się kręci w oku. Nie wyobrażam sobie świąt bez dziadków, bez rodziny. Zawsze odbywały się u nas, prawie 20 osób zjeżdżało co roku z prezentami. Z kolei w czasie ferii od kilku lat intensywnie uczyliśmy się jeździć na nartach. Nie wyobrażam sobie, że tego wszystkiego nie będzie – denerwuje się 40-latka.
– Najgorsze jest to, że siedzimy zamknięci w domach od tak dawna. Choć staramy się urozmaicać dzieciom czas grami, wspólną zabawą, rozmowami, to jednak nadal są to cztery ściany pokoju. Gdy widzę ich radość, gdy w weekend wyjeżdżamy do lasu za miasto, to widzę, jak bardzo brakuje nam wszystkim przestrzeni – zauważa Ewa, mama dwóch chłopców.
Dodaje, że nawet jeśli dziecko ma lat 16 czy 18, to i tak nie może spędzić ferii zamknięty w domu.
– Nie odetniemy go od internetu, z domu nie wyjdzie do godz. 16 bez opiekuna, więc jakie ma wyjście oprócz gadania z kumplami przez telefon i grania na konsoli? Nie wspomnę już o psychice. W naszej szkole pojawiła się informacja, że już kilkanaście dzieci jest na farmakologii, bo tak źle znoszą izolację. Mają depresję, stany lękowe. Zamknięcie ich na kolejne 2 miesiące, może być dla niektórych po prostu zbyt wielkim obciążeniem – irytuje się matka.
40-latka obawia się, że teraz w pracy będzie walka o urlopy. – U mnie w dziale pracują właściwie sami rodzice, są też samotne matki. Jak to podzielić, czy to rząd wziął pod uwagę? Czy będzie jak w dostępie do przedszkoli, że samotne matki i ojcowie będą pierwsi w kolejce? A może pełne rodziny będą musiały wytypować tylko 1 osobę, która zajmie się dziećmi? W sumie premier nie powiedział, ale może będzie tak jak z zasiłkami, że będą przyznawane tylko rodzicom dzieci do 8. roku życia, bo przecież dziecko 9-letnie może ferie spędzić samodzielnie z pilotem w ręku? – pyta Ewa.
- Serio, nie wyobrażam sobie sytuacji, że rodziny w całej Polsce, w tym samym czasie przestają pracować – irytuje się. - To wygląda jak wprowadzenie kwarantanny narodowej pod jakąś cholerną przykrywką. I jak zawsze, mówią, jak ma być, ale kompletnie nie obchodzi ich, co z tą informacją mają zrobić pracodawcy, rodzice. Już wyobrażam sobie minę szefów w wielu firmach, gdy w poniedziałek dostaną dziesiątki i setki wniosków o urlop? A może trzeba już dziś taki wniosek napisać, by być pierwszym? – śmieje się Ewa.
"Nie ma żadnej alternatywy"
W podobnym tonie wypowiada się Paulina. – Przeraża mnie, że szkoła będzie zamknięta do 17 stycznia. Poza tym, przez dwa tygodnie zostaniemy bez wsparcia, chociażby w postaci zdalnego nauczania - to jest koszmar. Jeżeli chodzi o same ferie i wyjazdy, spodziewałam się tego. Nie nastawiam się też na żadne zimowiska, choć co roku planujemy odpoczynek poza Warszawą – mówi w rozmowie z WP Kobieta Paulina.
Matka trójki dzieci już od trzech tygodni siedzi zamknięta w domu ze względu na to, że chorowała na koronawirusa. Wizja kolejnych tygodni z dziećmi plus ferii bez wsparcia ją "dołuje".
– Dzieci zostaną pozostawione same sobie, a potrzebują kontaktu z rówieśnikami. Nie ma żadnej alternatywy na to, co mogłyby robić przez te 2 tygodnie. Świetlice, jak rozumiem będą pozamykane. Zwyczajnie żal mi moich dzieci. Od początku roku siedzą "same", w wakacje miały możliwość wyjazdu i złapania oddechu, i później znów zamknięcie. Boję się o ich psychikę. Nie wiedzą, co się dzieje. Nie rozumieją, dlaczego siedzą w domu. Zaburzony został schemat – mówi 34-letnia matka.
Podsumowuje, że ferie i wakacje to okres, na który się czeka. Coś magicznego, wyjątkowego. Skumulowanie terminów i apel o pozostanie w domach zaburza schemat, który był dla dzieci i rodziców "świętością".
– Statystycznie nie wszyscy wyjeżdżali, ale dla dzieci największą wartością w feriach był odpoczynek od zajęć szkolnych. Oczywiście w momencie pandemii wspaniale byłoby zmienić otoczenie, wynieść się z domu, spędzić aktywnie czas, ale pytanie, czy w ogóle to byłoby realne – zauważa psycholog Joanna Żółkiewska. Podkreśla, że przesyt internetu jest problemem i odpocząć wypadałoby od niego. – Problemem nie jest sam wyjazd, ale brak możliwości organizowania się, spędzania czasu na rywalizacji sportowej, nie będzie ferii w mieście – mówi.
Nauka i spotykanie się z przyjaciółmi w sieci to jest temat, który rodzi w rodzicach niepokój. – Opieka psychologiczna w Polsce jest słaba, bo jej nie ma. W wielu szkołach brakuje psychologów albo jest jeden na 600 uczniów. Teraz ten problem braku wsparcia psychologicznego jest widoczny i wszyscy sobie uświadomili, jakie to jest ważne – mówi ekspertka.
– Komentarze, że rozpieściliśmy młode pokolenie nie są dobrą metodą na zmianę, trzeba wesprzeć dzieci, one tego potrzebują. Jako społeczeństwo nie jesteśmy jednak na to gotowi, nie spotkałam się z akcją, która oferowałaby darmowe porady dla młodzieży, a one byłyby cenne – podsumowuje.