Szwajcarki żyją w "złotej klatce". "Dla każdej oznacza ona coś innego"
02.07.2024 06:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mówi się, że Szwajcarki są ofiarami dobrobytu. Prawo do głosowania wywalczyły jako jedne z ostatnich kobiet w Europie. O tym, jak Szwajcaria zmieniła się 50 lat po uzyskaniu równouprawnienia, opowiada Agnieszka Kamińska, autorka książki "Złota klatka? O kobietach w Szwajcarii".
Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Czytając pani książkę, nietrudno odnieść wrażenie, że Szwajcaria to kraj, który w pewnych aspektach został urządzony na niekorzyść kobiet. Czy nierówności płciowe są w szwajcarskim społeczeństwie wciąż wyraźnie zauważalne?
Agnieszka Kamińska: Pozycja społeczna kobiet w Szwajcarii wynika z historii i długich lat funkcjonowania w systemie patriarchalnym, wykluczającym je z życia publicznego, ograniczając także osobistą swobodę. Wychodzenie z tego rodzaju opresji wymagało nie tylko zmian prawnych, ale także zmian mentalności i ma swoje konsekwencje do dziś. Szwajcarki zyskały prawo do głosowania zaledwie 50 lat temu. Społeczeństwo ma więc jeszcze wiele do zrobienia w kwestii równouprawnienia i są to zarówno podobne, jak i inne kwestie niż te, o które walczą choćby Polki.
O co walczą więc Szwajcarki?
Szwajcaria jest krajem wielokulturowym, tolerancyjnym, w którym m.in. możliwość wejścia w związki partnerskie osób tej samej płci czy możliwość terminacji ciąży są ustawowo zagwarantowane. Część praw, o które walczą Szwajcarki i Polki, pokrywa się, jak choćby równość płac czy dowartościowanie pracy nieodpłatnej. Jednak w Polsce matki mają dostęp do żłobków publicznych, korzystają z dłuższego urlopu macierzyńskiego i wychowawczego, a do pracy wracają po nim zazwyczaj na pełen etat.
W Szwajcarii, kraju niskich podatków i dobrych zarobków, rodzina uznawana jest wciąż za sprawę prywatną, na którą obywateli "stać". Jednak obowiązek łączenia pracy i rodziny wciąż spada najczęściej na barki kobiety. Przyjął się w Szwajcarii model, w którym matka redukuje czas pracy zawodowej, aby skupić się na dzieciach czy zajęciach poza pracą, na które, przy pełnym etacie, nie wystarczyłoby czasu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niektóre kobiety doceniają możliwość redukcji etatu, ale takie rozwiązanie niesie za sobą pewne konsekwencje. W jakich przypadkach się nie sprawdza?
Decydując się na dziecko, trzeba się liczyć ze zmianą planów rozwoju zawodowego, a nawet finansową zależnością. Model pracy kobiet, o którym rozmawiamy, wynika z tego, jak wygląda w kraju polityka rodzinna, organizacja opieki nad dziećmi, ale i system edukacji. Obowiązek szkolny zaczyna się, gdy dziecko skończy cztery lata i idzie do przedszkola. Na wcześniejszą opiekę trzeba mieć pieniądze.
Szwajcaria jest jednym z najdroższych krajów pod względem ponoszonych przez rodziców kosztów za opiekę przedszkolną. Istnieją dofinansowania, ale nie dla wszystkich. Organizacja zajęć szkolnych, z długimi przerwami obiadowymi i wolnymi popołudniami w niektóre dni, jest z pewnością dobra dla dzieci, ale nie przystaje do realiów rodziny, w której obie osoby pracują na pełny etat. To sprawia, że w szwajcarskich rodzinach kalkuluje się, czy kobieta powinna podejmować się obowiązków zawodowych. To tutaj, w Szwajcarii, po raz pierwszy usłyszałam, że "praca kobiety się nie opłaca".
Co wychodzi z tego rozrachunku?
Najczęściej wygrywa pragmatyzm. Praca mężczyzny, ze względu na mniejsze obciążenie obowiązkami opiekuńczymi i lukę płacową, jest z finansowego punktu widzenia ważniejsza. Szwajcarki zmuszone są do żonglowania obowiązkami zawodowymi i prywatnymi. Bohaterki mojej książki pracują np. trzy dni w tygodniu, poświęcając resztę czasu na opiekę i zajęcia domowe. Coraz częściej zdarza się, że ojciec pracuje na 80 proc. etatu, zostając z dzieckiem jeden dzień w domu.
Z większością obowiązków kobiety muszą radzić sobie jednak same i niezależnie od tego, czy ograniczą pracę do minimum, skupiając się na rodzinie, czy wrócą na pełny etat, oddając opiekę nad dzieckiem w ręce babci, opiekunki czy pani w żłobku, spotykają się z oceną. "Będąc matką w Szwajcarii, jesteś zawsze na straconej pozycji" - mówi jedna z moich rozmówczyń, zwracając uwagę na to, że od matek wymaga się znalezienia "złotego środka" w łączeniu pracy i opieki nad dzieckiem.
To dlatego Szwajcarki są jednymi z najstarszych matek w Europie?
Często kobiety, zanim zdecydują się na macierzyństwo, chcą zbudować pozycję zawodową i zapewnić sobie finansowe zabezpieczenie. To zabiera sporo czasu. Szwajcarki wybierają też zawody, które pozwolą im łatwiej zintegrować pracę i życie rodzinne.
Często słyszałam od swoich rozmówczyń, będących nauczycielkami, że decydowały się na taką ścieżkę zawodową, ponieważ łatwo ją pogodzić z posiadaniem dzieci. Pytania od przełożonych o to, czy kobieta planuje dzieci lub jak zamierza zorganizować nad nimi opiekę, stały się standardem. Oczekuje się nawet od kobiet, że będą wpisywać takie informacje do CV. Co ciekawe, raczej nie wymaga się tego od mężczyzn.
Zaznacza pani w książce, że co druga kobieta w niemieckojęzycznej części Szwajcarii nie byłaby w stanie się sama utrzymać, a co piąta pracująca na pełny etat jest finansowo zależna od partnera. Co, gdy w związku pojawia się kryzys?
Rozmawiałam o tym z Beatrice, doradczynią finansową, pomagającą kobietom wychodzić z trudnych relacji. W Szwajcarii przez pieniądze często tkwi się w związku, nawet takim, który nie jest do końca szczęśliwy. Ale pieniądze są też powodem rozstań. Małżeństwo postrzega się jako formę polisy ubezpieczeniowej kobiet, zabezpieczającą je przed utratą środków do życia.
Choćby w taki sposób, że wypracowane w małżeństwie składki emerytalne dzieli się na pół, zapewniając wypłatę świadczeń obu partnerom, nawet gdy jedna osoba nie pracowała. Rozwódce, której wiek i długa przerwa w życiu zawodowym ograniczały możliwości na znalezienie pracy, przysługiwały alimenty, zapewniające podobny status materialny do tego, jaki posiadała w trakcie małżeństwa. W ostatnich latach system ten zaczął się jednak kruszyć.
Dlaczego?
Sąd Najwyższy wydał serię tzw. wyroków na Hausfrauen (niem. gospodynie domowe). Oczekuje się od kobiet, że niezależnie od wieku, wrócą po rozwodzie na rynek pracy lub zwiększą wymiar etatu, aby móc samodzielnie się utrzymać. Wyroki sądu, podobnie jak niedawne wydłużenie wieku emerytalnego kobiet, były różnie oceniane w środowiskach feministycznych. Część uznała to za drogę do równouprawnienia, cześć za kolejne obciążenie, utrudniające sytuację kobiet.
Szwajcarki mogłyby być niezależnie finansowo, gdyby państwo - polityka rodzinna, rynek pracy, system edukacji - stworzyło im do tego warunki. Tak długo, jak praca kobiet będzie wartościowana niżej niż praca mężczyzn, nie będzie mowy o równouprawnieniu.
Szwajcarię nazywa się demokracją idealną i krajem wielu możliwości. Jedna z pani rozmówczyń stwierdza jednak, że "Szwajcaria buduje swoje bogactwo kosztem kobiet". Inna stwierdziła, że "Szwajcarki są ofiarami dobrobytu". Co kryje się pod tymi stwierdzeniami?
Stereotyp mówiący o tym, że w bogatym kraju kobiety nie muszą pracować, żeby żyć na godnym poziomie. Tak naprawdę oddają się niewidzialnym, nieodpłatnym zajęciom w domu, podczas gdy ich mężowie zarabiają na rodzinę. Przez to praca kobiet była uznawana przez lata za dodatek do obowiązków domowych.
Walka środowisk feministycznych o poprawę statusu Szwajcarek zmieniła tę narrację, ale w konserwatywnym dyskursie rola kobiet wciąż bywa ograniczana do tej tradycyjnej, która zresztą zapisana była w szwajcarskim prawie aż do lat 80. ubiegłego wieku. Proces zmiany świadomości społecznej, przyzwyczajenia się do myśli, że kobieta ma ambicje, chce realizować się zawodowo, kształcić i mieć swoje pieniądze, postępuje bardzo powoli. Dobrobyt bywał w tym wszystkim "usypiaczem" zapędów równościowych kobiet, bo przecież w bogatym kraju są one chronione i zaopiekowane.
Miała pani okazję przekonać się o tym na własnej skórze?
Po przyjeździe do Szwajcarii dowiedziałam się, że w zasadzie nie oczekuje się ode mnie, że będę pracować, o ile mój partner deklaruje chęć utrzymywania mnie. Gdybym nie miała ambicji zawodowych, mogłabym żyć w takim układzie bez obaw, że choćby stracę pozwolenie na pobyt. To było dla mnie coś nowego. Coś, z czym musiałam się zmierzyć jako osoba aktywna zawodowo, dla której praca jest wartością i źródłem emancypacji.
Niedługo później podobne historie usłyszałam od innych cudzoziemek żyjących w Szwajcarii. Wiele z nich ma swój dochód, dokłada się do rodzinnego budżetu, ale same nie byłyby w stanie się utrzymać. Żyją w "złotej klatce", dającej z jednej strony możliwości rozwoju i dostatniego, spokojnego życia, z drugiej - doskwierającej i ograniczającej, a czasem przeradzającej się w przemoc finansową ze strony partnera, który wylicza każdy wydany grosz. Szwajcarska "złota klatka" dla każdej kobiety może oznaczać coś innego.
Czy z takiej "złotej klatki" trudno się uwolnić, nawet gdy przestaje być komfortowa?
Kiedy zaczynałam patrzeć krytycznie na życie w Szwajcarii, słyszałam od ludzi: "Jak jest ci tak źle, to wróć do Polski". Ale emigracja to rodzaj inwestycji - w relacje, w dom, w pracę czy choćby naukę języka. Z mojej perspektywy, zostawienie tego, co już tutaj zbudowałam, byłoby trudne. Poza tym dla wielu osób Szwajcaria jest wygodnym miejscem do życia, zapewniającym stabilność finansową, bezpieczeństwo, dobrze funkcjonującą służbę zdrowia, różnorodność i bliskość pięknej natury.
Wiele aspektów przyciąga do tego kraju i sprawia, że chce się tu zostać na dłużej. Sama mam dużo ambiwalentnych emocji związanych z życiem w tym kraju, uznawanym powszechnie za idealny. Doświadczania trudności i mierzenie się z poważnymi wyzwaniami to również część naszych migracyjnych historii. Prawo do mówienia o tym głośno jest ważne
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra