Tata idzie do szkoły
Skończyły się czasy, gdy wyraźne wezwanie ojca (nie mamy!) oznaczało, że uczeń solidnie przeskrobał. Dzisiaj tatusiowie sami decydują o pójściu na wywiadówkę.
Skończyły się czasy, gdy wyraźne wezwanie ojca (nie mamy!) oznaczało, że uczeń solidnie przeskrobał. Dzisiaj tatusiowie sami decydują o pójściu na wywiadówkę. Niestety, nadal rzadko.
Ojciec nie jest straszakiem
Odpowiedzialny tata, nawet wyrwany z głębokiego snu, bez trudu odpowie, do której klasy uczęszcza pociecha i jak się nazywa jej wychowawczyni. Odrabia z dzieckiem lekcje, odwozi do szkoły. Mamy i nauczyciele przestali straszyć, że "powiedzą ojcu" o przewinieniach dziecka.
Sugestia, że jedno z rodziców jest "poważniejsze" (z powodu fizycznej czy emocjonalnej siły), zarazem dyskredytuje drugiego. Mama może być autorytetem (a nawet powinna), a władza taty nie opiera się na potencjalnej choćby przemocy. Ojcowie przestali spełniać rolę interwencyjną, tylko wraz z matkami wychowują swoje dzieci. Szkoła jest tak ważną częścią życia pociechy, że nie może w niej zabraknąć i taty.
Sfeminizowane zebranie
Podczas wywiadówek przewaga liczebna mam jest jednak niepodważalna. Matki zasiadają również w radach rodziców, należą do trójek klasowych, jeżdżą, jako opiekunki na wycieczki klasowe. Odpada argument, że panie mają więcej wolnego czasu, bo nieraz te zaangażowane w życie szkoły pracują zawodowo, a zarazem i w domu spada na nie więcej obowiązków, niż na tatusiów. Po prostu się przyjęło, że życie szkoły to głównie sprawy kobiet i dzieci.
Tymczasem nauczyciele przekonują, że zdecydowanie łatwiej zapanować nad dziećmi czy młodzieżą, jeśli na wycieczce pojawia się jakiś przymuszony do tego ojciec. Panowie doskonale sprawdzają się też jako skarbnicy, czy członkowie rad rodzicielskich. Skutecznie zabiegają o sponsorów, organizują przeróżne imprezy. Wielu w pełni realizuje się w takiej społecznej pracy. Wcześniej jednak trudno ich było namówić, by w ogóle spróbowali.
Gdy uczeń ma kłopoty
Kiedy rodzice są wzywani do szkoły, niejedna kobieta chciałaby, żeby chociaż raz z nauczycielem "zmierzył się" jej partner. Panowie czasem potrafią bardziej racjonalnie podejść do uwag na temat dziecka, emocje odkładają na bok.
Gdy mama załamuje się kolejną uwagą dotyczącą niewłaściwego zachowania, albo informacją o niepowodzeniu w nauce, tata szuka optymalnego rozwiązania. Umie także w sprawach dotyczących dziecka dokonać sprawiedliwej oceny sytuacji. Nie waha się stanąć w obronie krzywdzonego ucznia. Mamy twierdzą, że nauczyciele (a zwłaszcza nauczycielki) w większym stopniu są skłonni wysłuchać argumentacji taty, niż mamy.
Matki częściej podejrzewane są o brak krytycyzmu wobec dziecka. Nawet jeśli to nieprawda, warto pokazać, że kłopoty wychowawcze to sprawa obojga rodziców i od czasu do czasu pofatygować się jednak do szkoły.
Niby nic się nie dzieje
Nawet jeśli dziecko nie ma problemów w nauce, ani z zachowaniem, a tata za nic w świecie nie planuje angażować się w sprawy klasy, powinien czasem pójść do szkoły. Rozmawiając z panią można wiele dowiedzieć się o dziecku: jego pasjach, charakterze, zdolnościach.
Mamy często nie mają dystansu do pociech z powodu silnej więzi. Tatusiowie nie dostrzegają wielu kwestii, gdyż są zabiegani, w większym stopniu odpowiedzialni za zapewnienie chleba, niż domowe ognisko. Warto pamiętać, że pani w szkole spędza z dzieckiem kilka godzin niemal każdego dnia. I chociaż w klasie ma mnóstwo dzieci, to i tak więcej poświęca uwagi każdemu z osobna, niż niejeden tatuś.
Dziecko, które nie boi się ojca, zazwyczaj jest bardzo zadowolone, gdy widzi, że ten interesuje się szkolnym życiem. Lubimy przecież, gdy inni okazują zainteresowanie naszą pracą. Dzieci pod tym względem nie są wyjątkowe, zwłaszcza, gdy osiągają wyniki zasługujące na pochwałę. Jeśli pociecha nie przynosi imponująco wysokich ocen, tak naprawdę od wychowawcy jedynie możesz dowiedzieć się, w czym poczyniła postępy, za co należy się nagroda. Na pewno wspólnie coś takiego odkryjecie.