Ponad tysiąc procent Rosjan więcej. "Omijać szerokim łukiem"
"Jedź na Phuket, a poczujesz się jak w Moskwie", "przypomina to 'małą Rosję'" - relacjonują polscy turyści, którzy odwiedzili Tajlandię. Mieszkanki i stałe bywalczynie potwierdzają oficjalne dane - Rosjanie to jedna z głównych grup, które można spotkać na rajskich plażach południowo-wschodniej Azji.
Pytanie o Rosjan w Tajlandii wywołuje w sieci sporo emocji. Jak poinformował na początku sierpnia Bloomberg, liczba Rosjan odwiedzających Tajlandię wzrosła w tym roku o ponad tysiąc procent.
Powód jest prosty – po rosyjskiej inwazji na Ukrainę popularne miejsca w Europie i innych krajach stały się dla nich trudno osiągalne. Dane jednoznacznie wskazują na boom wśród rosyjskich turystów - między styczniem a czerwcem Ministerstwo Turystyki i Sportu Tajlandii odnotowało 791 574 przyjazdy obywateli Rosji.
- W tym roku już dwa razy byłam w Tajlandii: w styczniu i maju. Nie zauważyłam żadnej różnicy, jesteśmy tam traktowani tak samo jak przed 2022 r. Spędzałam czas z ludźmi z różnych krajów i oni też nie mieli problemu z moją narodowością - opowiadała w rozmowie z Iwoną Wcisło Rosjanka, która mieszka we wschodniej części Federacji Rosyjskiej. Jedynym problemem mogą być co najwyżej niedziałające karty płatnicze i konieczność posiadania gotówki, co może być niebezpieczne.
"Przypomina to 'małą Rosję', a nie Tajlandię"
Popularnością wśród rosyjskich turystów cieszy się zwłaszcza wyspa Phuket. Według rządowych danych, ponad połowa z nich poleciała właśnie tam. Nie jest to nowość - wyspa od dawna przyciąga najbogatszych Rosjan. Co więcej, około połowa z 338 willi sprzedanych na Phuket w 2023 roku została wykupiona właśnie przez nich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zauważają to polscy turyści z facebookowych grup. "Omijać szerokim łukiem. Przypomina to 'małą Rosję', a nie Tajlandię. Rosjanie zachowują się okropnie, są niemili dla Tajów i ogromnie się poczuwają" - ocenia jeden z nich.
"Jedź na Phuket, a poczujesz się jak w Moskwie" – dodaje kolejny. "W hotelu 80 proc. ich... Nikt nie zaczepiał, zero problemów" - czytamy. Z kolei pewna internautka dzieli się anegdotą z kwietnia tego roku. "Wymieniałam dolary na baty, później zorientowaliśmy się ze pod hotelem zamieszkiwanym głównie przez Rosjan. Pani mi wymienia, na koniec mówi ‘spasiba’ (z j. rosyjskiego "dziękuję" - przypis red.), ja odpowiadam jej po angielsku, że nie jestem z Rosji, tylko z Polski i u nas mówimy ‘dziękuję’. Ona zabrała te baty, przeliczyła i dorzuciła mi po lepszym, korzystniejszym dla mnie kursie".
Podobne refleksje ma Anna, która regularnie odwiedza południowo-wschodnią Azję. - Byliśmy w styczniu na Phuket i zdarzało się na przykład, że kiedy Tajowie podchodzili do Rosjan na plaży i chcieli im coś sprzedać, oni oddawali im swoje śmieci do wyrzucenia. Są okropni i uważają się za panów świata - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską. - Mnie strasznie drażni to, że są głośni, rzucają wszędzie papierosy, dużo piją i imprezują. Część Rosjan spotyka się z Tajkami, a niektóre Rosjanki zarabiają pieniądze na Tinderze.
Dużego wpływu Rosjan nie da się nie zauważyć w codziennym funkcjonowaniu kurortu. Ania podkreśla, że standardem jest używanie cyrylicy. - Menu w restauracjach, ale też nazwy sklepów czy słowo "apteka" napisane cyrylicą to bardzo częsty widok - opisuje. - Rosjanie mają tu mnóstwo biznesów, często widać na przykład "paznokcie u Katiuszy". Nie tylko na Phuket czy generalnie w Tajlandii, ale również w innych krajach.
Jak reagują na Rosjan Tajowie? - Czasem mówią otwarcie, że ich nie lubią. Rozmawiali z nami szczerze o ich bezczelności. Z drugiej strony, ci, który mają biznesy, to dla nich zysk – opowiada Anna. - Do nas kilka razy powiedzieli "priviet" (z j. rosyjskiego "cześć" - przyp. red.). Niby jesteśmy do nich podobni, bo jeśli biali, to z Rosji.
Polka z Tajlandii: Rosjanie tutaj dzielą się na dwie grupy
Małgorzata, która od kilku lat mieszka w Tajlandii, podkreśla, że Rosjanie w Azji Południowo-Wschodniej od dawna stanowią dużą grupę turystów. - Wcześniej mieszkałam kilka lat w Indonezji i, moim zdaniem, nie ma różnicy czy mówimy o Bali, Phuket czy Goa w Indiach. To są destynacje, które od lat przyciągają Rosjan. Część z nich to turyści, a część mieszka tu na stałe, trudno sprawdzić, która grupa jest większa - podkreśla. - Prawdopodobnie jest ich więcej od wybuchu wojny, chociaż zjeżdżali się już po luzowaniu obostrzeń w trakcie pandemii, przez którą często musieli wyjechać.
Według niej Rosjanie, którzy tu mieszkają, a nie przyjeżdżają na wakacje, dzielą się na dwie grupy. - Pierwsza to młodzi, bogaci, którzy myślą, że wszystko im wolno, nie mówią nawet po angielsku, o tajskim nie wspominając. Nie przestrzegają przepisów i wyrabiają okropną opinię wszystkim Rosjanom - mówi.
Druga grupa zazwyczaj trzyma się na uboczu i chce żyć w spokoju. - Często są to rodziny z dziećmi, emeryci czy osoby, które przyjechały do pracy. Ale najczęściej usłyszymy o tej pierwszej grupie - że albo się pobili, wyzywali, jeździli po alkoholu, sprzedawali narkotyki, albo nawet tworzyli grupy przestępcze. Chociaż to już bardziej w Pattaya, która jest znana z życia nocnego i ciemnych interesów - dodaje. - Dlatego jeśli zapytamy Indonezyjczyka czy Taja, z jakiego kraju przyjeżdżają najgorsi i najbardziej roszczeniowi turyści, Rosjanie zawsze pojawią się na liście, zaraz obok Australijczyków.
Nie dziwią jej menu ani inne napisy po rosyjsku. - To duża grupa docelowa. Na takiej samej zasadzie często pojawiają się napisy po angielsku i czasami po chińsku - wyjaśnia. - Z tym spotkamy się w najbardziej turystycznych miejscach, jak Bangkok, Phuket czy Pattaya. W innych częściach Tajlandii jest tylko angielski, ewentualnie chiński, więc jeśli ktoś chce zwiedzać Tajlandię bez Rosjan, to wciąż jest to możliwe.
"Ceny w knajpach dwa razy wyższe"
Jak jest w innych częściach kraju? Wrażenia są różne. - Na Phi Phi spotkałam niedawno sporo Rosjan, w tym m.in. parę, która ewidentnie wstydziła się, że jest z Rosji i gdy ktoś się zbliżał, przestawała rozmawiać ze sobą po rosyjsku i zaczynała po angielsku. Reszta osób, które spotkałam, to straszni buce. Ale czy było ich więcej niż przed wojną lub Covidem? Tego bym nie powiedziała - mówi Magda, która spędza większą część roku w Tajlandii.
Zdaniem Anny w Tajlandii nie jest najgorzej, w porównaniu do tego, co dzieje się na Bali. - Tam jest kołchoz - stwierdza. - Nie mają zahamowań.
Co to oznacza? - Wyjechałam stamtąd wczoraj. Narkotyki, szemrane biznesy typu uzdrawianie, joga, grupy medytacji, pseudofotografowie i pseudoinfluencerzy. Sikają nawaleni pod drzewami, wchodzą nago do świątyń, po ulicy w kusych topach albo w bikini w centrum miasta, gdzie na każdym kroku świątynia - wylicza Anna i dodaje: - Totalnie nie szanują Indonezyjczyków i ich kultury. Wykupują całe osiedla, a potem je wynajmują. Przejmują wynajem skuterów, firmy organizujące wycieczki po wyspie. Zdarza się, że jeżdżą naćpani, powodują wpadki. Cyrk na kółkach - podsumowuje.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl