"Trzeba ją było szanować, trudno było polubić". Typy kobiet, które odnoszą sukces
O frustracjach, wychowywaniu córek na spełnione kobiety i o tym, że Polka niejedno ma imię pisze Katarzyna Pawlikowska, ekspertka w dziedzinie zachowań kobiet.Charyzmatyczna mówczyni, która inspiruje kobiety do tego, by własne ograniczenia przekształcały w siłę napędową zmiany i sukcesu.
10.07.2018 | aktual.: 11.07.2018 14:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z badań, które przeprowadziłam w 2016 roku, wynika że aż 70 proc. dorosłych Polek zostało wychowanych przez swoje matki w poczuciu, że najważniejsze jest bycie dobrą żoną, partnerką, gospodynią i mamą. Jedne miały na tyle siły wewnętrznej, by przezwyciężyć ten przekaz i postawić także na własny rozwój. Drugie nie potrafią połączyć tej wdrukowanej im w mózgi i serca „roli życia” z marzeniami, pasją i rozwojem zawodowym. Najzwyczajniej rozjeżdżają się z codziennością.
Kobiety w ciągłym rozdarciu
Przyznają więc, że towarzyszy im ciągłe rozdarcie. Przekaz, że mają być idealną żoną, matką, gospodynią domową, jest w nich bardzo głęboko zakodowany, wpisany w ich świadomość. Mają tak duże poczucie konieczności poświęcania się dla rodziny, że nie potrafią się od niego oderwać. Owszem, zależy im na spełnieniu wewnętrznym i zawodowym (także na możliwości realizacji swych pasji), ale same sobie blokują drogę rozwoju, bo czują, że czas przeznaczony na pracę to czas, który odbierają własnym dzieciom.
No dramat. Wiem. Ale jest nadzieja.
Te same Polki wychowują swoje córki tak, by czuły wsparcie i aby, już jako dorosłe kobiety, przerwały ten krąg samoograniczania się i dzieliły się obowiązkami z partnerem. Sfrustrowane mamy wychowują więc nowe pokolenie: wolnych i niezależnych, spełnionych kobiet.
Liczę, że mamy zreflektują się i zauważą, że w nowym świecie, który właśnie tworzą, mężczyźni będą musieli być silni i samodzielni inaczej niż dotychczas. Nie siłą mięśni i pozycji zawodowej, lecz świadomości, otwarcia na partnerstwo i współpracę, na podział obowiązków domowych. Liczę, że Polki będą wychowywały swoich synów na spełnionych i zadowolonych z życia partnerów, którzy nie będą się bali tworzyć związków z silnymi kobietami i będą się cieszyli pełnym partnerstwem.
Trzeba dać chłopakom przestrzeń dla ich męskiego świata, jak również obowiązki, które już nie mają płci. Na razie nie wygląda to najlepiej, ale to temat na inną książkę… tak jak to, że naprawdę często nie dajemy naszym partnerom czy mężom szansy na to, by nas odciążyli. Wiem, często nie chcą albo nie potrafią, ale czasami chcą i potrafią. A my się zapieramy i nie umiemy im oddać nawet centymetra kwadratowego naszej przestrzeni poświęceń.
Którym rodzajem Polki jesteś?
Ech, ta nasza nieustająca potrzeba kontrolowania, żeby wszystko było „jak należy”. A jeśli podłoga nie będzie idealnie czysta, rodzina będzie musiała zjeść na obiad bigos ze słoika, syn dostanie tylko tróję z klasówki, a w pracy raport z działań nie będzie napisany na 150 proc.? Świat się nie zawali! Nawet wtedy, kiedy wyjedziesz na tydzień, żeby odpocząć!
O tak, dla wielu z nas to, co teraz piszę, to jakieś herezje. Do czasu, aż spojrzą na siebie z boku.
Spójrz!
Może zobaczysz kobietę, która cieszy się sobą? Albo jest gotowa na tę radość, tylko coś ją wewnętrznie blokuje?
Czas na zrywanie blokad. Teraz.
Popatrz, jak to się ładnie udaje jednej z siedmiu grup Polek (to Spełnione Profesjonalistki, jak nazwałyśmy je z prof. Dominiką Maison w naszych badaniach), a jak kompletnie nie wychodzi drugiej – Niespełnionym Siłaczkom. Nazwy tych grup każą przypuszczać, że te kobiety niewiele łączy, prawda? Nic bardziej mylnego! Bardzo wiele je łączy, dzieli zaś niewiele, ale za to bardzo, bardzo skutecznie. Kobiety z obu tych grup na ogół są już raczej po czterdziestych urodzinach – choć bywają dosłownie w każdym wieku, mają podobny poziom wykształcenia, mieszkają w dużych miastach, mają podobnej wielkości rodziny, czasem – ale nie zawsze – podobne zarobki. Gdyby je postawić obok siebie, to pewnie nawet wyglądałyby podobnie. Zadbane, dobrze ubrane, nowoczesne.
Trzeba umieć poluzować
Spełnione Profesjonalistki, których jest około 10 proc. wśród wszystkich Polek, różnią się od tych Niespełnionych Siłaczek jedną „cechą”, ale taką, która potrafi zmienić wszystko – wiedzą, jak korzystać ze swojej wewnętrznej mocy. Wszystkie inne różnice wynikają z tej pierwszej. Spełnione Profesjonalistki są nomen omen spełnione, ponieważ… tak postanowiły. Same są siłą sprawczą tego, co się w ich życiu wydarzyło. To ich aktywna postawa spowodowała, że im się powiodło (choć przecież nie zawsze wszystko im się udaje). Kiedy jest źle, zakasują rękawy i nie dają się przeciwnościom, a kiedy nie wiedzą, co robić – udają się po poradę.
Jedno jest pewne: nie poddają się łatwo i są dyrektorkami zarządzającymi własnego życia. Życie zawodowe jest dla nich bardzo ważne, praca jest przygodą, ale też pozwala się realizować. Nie myśl jednak, że Spełnione Profesjonalistki to wyłącznie menadżerki wysokiego szczebla. To prawda, jest wśród nich najwięcej przedsiębiorczyń i przedstawicielek wolnych zawodów, ale są także np. pielęgniarki, nauczycielki, przedstawicielki handlowe, bibliotekarki, instruktorki fitness, właścicielki małych sklepików czy aptekarki. Każdy zawód. A nawet jeszcze nie zawód (studentki) albo już nie zawód (emerytki).
Tak, tego, czy jest się Spełnioną Profesjonalistką, nie determinuje ani rodzaj pracy, ani wiek. Kluczem jest doskonałe wyczucie i znajdowanie równowagi pomiędzy obiema podstawowymi sferami życia – rodzinną i zawodową. Przede wszystkim Spełnione Profesjonalistki są pozytywnie nastawione do życia – to ich znak rozpoznawczy (choć nie zawsze to w sobie czują i bywa, że – jak wszyscy – potrzebują wsparcia i wzmocnienia). Mają w sobie masę siły i moc, żeby zarządzać światem. Tym większym i tym malutkim, osobistym czy rodzinnym. Umiejętnie równoważą obowiązki z czasem przeznaczonym tylko dla siebie, choć nieraz bywa i tak, że wcale nie są pewne, czy im się to naprawdę udaje. Realizują się i spełniają w życiu.
Wiesz, dlaczego tak często im się to udaje? Ponieważ potrafią „poluzować”, znajdują w sobie zgodę na to, że nie wszystko musi być idealne, nie zawsze obiad musi się znaleźć na stole, nie zawsze samej da się odebrać dziecko ze szkoły itd. Czasem coś trzeba odpuścić, czegoś nie da się pogodzić i trzeba poszukać kompromisu. Przegrać małą bitwę, aby wygrać wojnę…
Tak, Spełnione Profesjonalistki mają wewnętrzny luz. Pewnie, że chciałyby być idealne, ale wiedzą, że nie ma sensu się zamęczać dążeniem do doskonałości, trzeba mieć przestrzeń dla siebie, pogodę w sercu i dystans do siebie i świata. Jednocześnie nie zapominają o tym, by być z siebie zadowoloną, o tym, by dbać o siebie na wielu płaszczyznach (od zdrowotnej po intelektualną) po to, żeby jak najlepiej wspierać swoich bliskich. Tylko one i najmłodsze oraz najbardziej „międzynarodowe” światopoglądowo Obywatelki Świata (kolejna wyłoniona grupa, o której powiem ci niżej) przyznały, że najważniejsze jest dla nich bycie atrakcyjną kobietą, w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu, pozostałe Polki najpierw chcą być dobrymi matkami, żonami i gospodyniami. Nawet jeśli to w praktyce oznacza poświęcenie siebie i swoich marzeń (a przecież można spróbować to pogodzić).
Dobry egoizm
Taka postawa wcale nie jest egoistyczna, Spełnione Profesjonalistki tak samo kochają swoich facetów i dzieci jak przedstawicielki innych grup, ale znalazły odwagę i energię, aby poukładać sprawy w najlepszej możliwej harmonii dla wszystkich zainteresowanych w rodzinie – także dla siebie. Z reguły (co nie znaczy, że nigdy) nie stawiają siebie na ostatnim miejscu na liście potrzeb bliskich osób, starają się znajdować czas także na własny rozwój i spełnianie marzeń. I wierz mi, wiedzą, że choć nie zawsze to się udaje, zawsze warto próbować. Ot, nawet w takiej kwestii dbania o siebie – przecież już pisałam, że w większości nie są to zbyt młode dziewczyny, a tymczasem to w ich grupie jest procentowo najwięcej Polek, które regularnie uprawiają jakiś sport, chodzą na fitness, robią badania kontrolne.
Naprawdę chcieć znaczy móc. Niekoniecznie wszystko od razu. Nie jest powiedziane, że trzeba jednym skokiem osiągnąć poziom co najmniej alpejski. Małymi kroczkami też można się wdrapać na Mount Blanc, a nawet na Everest – jak komu pasuje.
Zobacz także
No właśnie, jak pasuje – wyobraź sobie, że Spełnione Profesjonalistki są pod względem „dopasowania” poglądów często bardzo zbliżone do Niespełnionych Siłaczek. I jedne, i drugie w większości są osobami wierzącymi. Czasami praktykującymi, a czasami nie, ale absolutna większość z nich uważa, że człowiek powinien mieć prawo samodzielnie podejmować decyzję o tak osobistym charakterze jak aborcja, in vitro czy eutanazja. (Taka opinia nie oznacza od razu, że ktoś jest zwolennikiem np. aborcji, lecz, że uważa, iż nie wolno zabierać kobietom prawa do decydowania).
Niespełniona siłaczka
Obie grupy oczekują także pełnego równouprawnienia, ale tak jak tym pierwszym udaje się wcielanie tego słowa w rzeczywistość (na przykład podział obowiązków w rodzinie), tak tym drugim już nie. Jedne i drugie mają wysokie poczucie własnej wartości jako kobiety. Akceptują swoją płeć i są przekonane, że pod żadnym względem nie ustępują mężczyznom. Często odebrały bardzo podobne wychowanie, mają też porównywalny poziom wykształcenia.
Niespełnione Siłaczki także są bardzo ambitne, ale jeszcze bardziej niż ambitne są… sfrustrowane, ponieważ nie znajdują spełnienia ani w domu, ani w pracy. Kłopot w tym, że nie potrafią sobie niczego „odpuścić”, czują się przygniecione ilością obowiązków i zmęczone codziennością. Tymczasem bardzo często to one same sobie te obowiązki nakładają i nie chcą ich oddelegować np. partnerowi. Tak je wychowała mama, babka, tego oczekuje od nich teściowa… Mają wdrukowany w świadomość stereotyp Matki Polki, która nawet kiedy nie ma już siły, zaciśnie zęby i z poświęceniem będzie dbała o dzieci i męża „do ostatniej kropli krwi”.
Niespełnione Siłaczki czują i rozumieją, że to nie jest w porządku, ale nie znajdują w sobie na tyle mocy, żeby powiedzieć: „Dość! Kocham was, ale musimy to lepiej zorganizować”. Są więc najbardziej rozdarte wewnętrznie ze wszystkich Polek: nowoczesne, otwarte, z planami rozwoju w głowie i marzeniami w sercu, ale jednocześnie czują się niespełnione i często niedocenione, a to przecież kobiety, które mają wszelkie predyspozycje ku temu, by osiągnąć sukces i w domu, i w pracy! Jaka szkoda, że codziennie muszą dokonywać wyboru: czy ja, czy moja kariera, czy pasje, czy rodzina i obowiązki matki, żony i gospodyni. Nigdzie nie są do końca spełnione i zawsze myślą o tym, że realizując się w jednej sferze, zaniedbują drugą.
Niespełnione Siłaczki nie potrafią pozwolić sobie na kompromis. Nie ma u nich zgody na to, że jest taki czas, kiedy dla domu trochę odpuszcza się pracę, i jest taki, kiedy dla pracy, nauki czy pasji odpuszcza się trochę sprawy domowe albo po prostu bardziej się angażuje partnera albo dzieciaki do tego, by sami o siebie zadbali. Z powodu tych stresów i frustracji Niespełnione Siłaczki bywają rozgoryczone i czasem są tak sztywne i trudne w kontaktach, jakby kij połknęły. Przydałoby się więcej głębokich wdechów i uśmiechu do wewnątrz, więcej sympatii do siebie. Czyż nie? Ona potem „przelewa” się na innych.
Szczęściara. Z taką teściową!
Pamiętam takie czyste wcielenie Niespełnionej Siłaczki. Znana mi dobrze nauczycielka matematyki (moje dziecko, choć bardzo zdolne, akurat z matmy orłem nie było). Zawsze nienagannie ubrana, elegancka – skromne, ale pięknie dobrane dodatki, bucik na obcasie, świetna fryzura. Wyprostowana, zadbana, elokwentna. Naprawdę klasa babka. I widać było w jej oczach, że to musi być świetna dziewczyna, ale jak przyjmowała oficjalną zawodową pozę, wychodziły wszystkie jej frustracje. Mówiła sztywno i tonem nieznoszącym sprzeciwu, nie dopuszczała do siebie ani odrobiny luzu. Była w pracy. Poczucie humoru? Zapomnij! Nieustające „ą i ę”. Dystans i konkretnie stawiane wymagania. Trzeba ją było szanować, trudno ją było polubić.
Kiedy spotkałam ją kilka lat później na jakiejś kobiecej imprezie, śmiała się i żartowała z przyjaciółką, z którą przyszły razem tego wieczoru. Tak się złożyło, że jej przyjaciółka okazała się znajomą z pracy mojej przyjaciółki i usiadłyśmy razem. Po godzinie żartów matematyczka popatrzyła na mnie i powiedziała (mniej więcej, przecież słowo w słowo nie pamiętam): „Ja naprawdę nie jestem taka sztywna, na jaką wyglądam. Ale rodzicie dzieciaków wchodzą mi na głowę, musiałam więc sobie ustawić takie zasady: trzymać się z daleka od wszelkich kontaktów osobistych i jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Cel jest jeden: jak najwięcej świetnie zdanych egzaminów i licealistów.
Tamtego wieczoru dowiedziałam się, że mąż „Pani Profesor” jest lekarzem anestezjologiem. Bardzo często na dyżurach w szpitalu. Chcieli zmienić mieszkanie na większe, więc brał tych dyżurów tyle, ile się dało. W zasadzie całe wychowanie dwóch córek spoczywało na niej. W czasach, kiedy zetknęłyśmy się na jej niwie zawodowej, jeszcze kończyła podyplomówkę na prywatnej uczelni, za którą płaciła pieniędzmi z prywatnych lekcji…
Kiedy ta dziewczyna spała?
Powiedziała mi wówczas, że kiedyś była już bliska szaleństwa. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony. Córki zachorowały, mąż musiał być w szpitalu, a ona wkrótce miała mieć wystąpienie na jakiejś konferencji w kuratorium, na czym bardzo jej zależało.
Teściowa, świeżo upieczona lekarka emerytka, z którą nigdy wcześniej nie miała bliskiej relacji, zgodziła się pomieszkać u nich parę dni. Do niczego się nie wtrącała, naprawdę świetnie się zajmowała dziewczynkami, a ona między szkołą, prywatnymi lekcjami i przygotowaniami do wystąpienia smażyła po nocach mielone i robiła barszcz ukraiński, żeby domownikom niczego nie zabrakło. Wstawała potem sinoblada, niewyspana i sfrustrowana.
Wystąpienie na konferencji się udało, trzeciego dnia teściowa mogła już wrócić do siebie. „Pani Profesor” bardzo jej dziękowała, szczerze zażenowana, że musiała tak wykorzystać babcię do intensywnej opieki nad wnuczkami. Ta powiedziała jej na odchodnym:
"Kochana, teraz będę miała więcej czasu i chętnie pomogę. Zajmę się niuniusiami, kiedy tylko będziesz chciała. Wiesz, jesteś wspaniałą mamą! Ja taka nie byłam. Moje chłopaki często biegały z kluczem na szyi i odrabiały zadania w świetlicy. I zobacz, wyszli na ludzi. Jeden lekarz, drugi mecenas. Byłam tak zajęta pracą, że dom prawie nie istniał. Ale dokonałam takiego wyboru i nieraz miałam wyrzuty sumienia. Bardzo kocham moich synów i męża. Kiedyś, na jakimś pokazie filmowym, usłyszałam, jak Janis Joplin mówi: «nie czyń siebie samej przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz». I posłuchałam jej. Może nawet za bardzo? Ale teraz tę samą radę daję tobie. Tylko mówię trochę inaczej: ty idź, dziewczyno, czasem na kompromis, nie zamęcz się, bo nie warto. To ty jesteś największą wartością!"
Moc jest we mnie
Usłyszeć takie słowa od teściowej! Szczęściara! I synowa wzięła sobie te słowa do serca. Świetnie ułożyła wszystkie swoje sprawy przy pomocy dyspozycyjnej babci. Męża, choć taki zajęty, też poprosiła o przejęcie paru rzeczy. I nagle się okazało, że jest czas nie tylko na obowiązki domowe, ale i na naukę, i na dobrą książkę. Dziś, z tego co wiem, „Pani Profesor” jest wicedyrektorką dobrej szkoły społecznej. Prowadzi też eksperymentalne zajęcia dla uczniów wybitnie uzdolnionych matematycznie. I coś mi się wydaje, że dzięki samej sobie stała się Spełnioną Profesjonalistką.
To było chyba moje największe zaskoczenie, kiedy analizowałam wyniki badania „Polki same o sobie”. Aż 24% Polek to Niespełnione Siłaczki! To oznacza, że praktycznie jedna czwarta z nas ciągle jest sfrustrowana.
Myślę jednak, że w głębi duszy każda, nawet najbardziej spełniona kobieta (albo ta na najlepszej drodze do spełnienia) bardziej lub mniej jest Niespełnioną Siłaczką. Ja także nią bywam, a już z całą pewnością mogę wyznać, że bywałam często w przeszłości. Sama widzisz, nie ma to nic wspólnego ani z wiekiem, ani z wykształceniem, ani z miejscem zamieszkania, ani z liczbą dzieci, ani nawet z poziomem dochodów czy czymkolwiek innym poza wewnętrznym poczuciem mocy lub brakiem tego poczucia…
Powinnyśmy co rano, zanim złapiemy szczoteczkę do zębów, stawać przy lustrze i patrząc sobie głęboko w oczy, powtarzać: „moc jest we mnie”, uśmiechając się do siebie z akceptacją. Taka codzienna higiena, zupełnie jak mycie zębów. Nawet najsilniejsza z silnych miewa przecież słabsze dni. To dotyczy i starszych, i młodszych. Choć myślę, że wiele spośród tych młodszych lepiej potrafi określać własne cele, niż potrafiły to robić ich mamy.
Publikacja stanowi fragment książki „YEStem kobietą” autorstwa Katarzyny Pawlikowskiej (Wydawnictwo Edipresse).