Blisko ludziTrzeba wybrać: umieramy czy żyjemy

Trzeba wybrać: umieramy czy żyjemy

Stworzyła Fundację „Akogo?”, która zajmuje się osobami w śpiączce. Doprowadziła do stworzenia Kliniki Budzik dla dzieci. Teraz organizuje taką samą dla dorosłych. Od 15 lat walczy o wybudzenie swojej córki Oli pozostającej w śpiączce. Ewa Błaszczyk w imieniu swojej fundacji odebrała w tym roku Honorową Nagrodę Anioła Medycyny.

Trzeba wybrać: umieramy czy żyjemy
Źródło zdjęć: © ks. Wojciech Drozdowicz

Stworzyła Fundację „Akogo?”, która zajmuje się osobami w śpiączce. Doprowadziła do stworzenia Kliniki Budzik dla dzieci. Teraz organizuje taką samą dla dorosłych. Od 15 lat walczy o wybudzenie swojej córki Oli pozostającej w śpiączce. Ewa Błaszczyk w imieniu swojej fundacji odebrała w tym roku Honorową Nagrodę Anioła Medycyny.

15 lat, które pani spędziła na staraniach, żeby obudzić swoją córkę Olę, poświęciła pani nie tylko jej, ale także innym w podobnej sytuacji. Dlaczego?

Kiedy nie jest się skupionym tylko na sobie, można zrobić więcej. Tak to jakoś jest, że jak poszerzasz zakres działania, łatwiej coś naprawdę zmienić. Pomyślałam, że skoro na mnie trafiło, a jest taka dziura w systemie, to znaczy, że muszę się tym zająć. Przed 15 laty system opieki zdrowotnej nie oferował osobie w śpiączce ani jej rodzinie żadnych rozwiązań, nie było nic. Nie było Budzika.

...czyli kliniki dla dzieci w śpiączce, którą pani i pani Fundacja „Akogo?” stworzyła.

Budzik dla dzieci jest. Ale nadal brakuje takiego miejsca dla dorosłych. Teraz właśnie je organizujemy w Olsztynie. Postawiliśmy na działania systemowe, które pozwolą rozwiązać problemy wszystkich, którzy kiedykolwiek mieliby się znaleźć w takiej sytuacji. Skupiamy się na programach eksperymentalnych.

Czyli?

Ściągamy do Polski osiągnięcia naukowe ze świata. Nie chcemy chorych wysyłać na operacje za granicę. Zależy nam, żeby nasi neurochirurdzy operowali w Polsce, więc jeżdżą się uczyć za granicę albo światowi lekarze przyjeżdżają uczyć do nas.

W listopadzie Fundacja „Akogo?” zorganizowała konferencję naukową „Najnowsze osiągnięcia w diagnostyce i leczeniu śpiączki”. Co z niej wynikło?

Przyjechali na nią m.in. naukowcy z Japonii, którzy robią stymulację tzw. tylnego sznura. To jakby stymulator pnia mózgu, który wszczepia się osobom w śpiączce, mającym jeszcze minimalną świadomość. To nadzieja dla tych pacjentów, którzy się nie wybudzili w Budziku, ale nadal można u nich stwierdzić, że są choć trochę świadomi. Kiedy nie ma już świadomości, nic już nie można zrobić, bo się nie ma do czego odwołać. Dopóki jest, choćby minimalna, można próbować. Japończycy robią to jako jedyni na świecie. Wykonali ponad dwieście takich operacji. Mają świetne wyniki. Ponad 60 proc. powrotów do komunikowania. Ale do leczenia tą metodą kwalifikują się jedynie pacjenci do 35. roku życia.

Takie operacje będą możliwe w Polsce?

Już dokonujemy kwalifikacji pacjentów. Pierwsze trzy takie operacje przeprowadzą w Olsztynie prof. Isao Morita z Japonii z prof. Wojciechem Maksymowiczem. Czeka nas jeszcze komisja bioetyczna, opracowanie prawne i ostateczna kwalifikacja pacjentów. A potem już zespół prof. Maksymowicza będzie sam wykonywał operacje. Tylko musimy załatwić granty, bo to jest bardzo droga procedura.

Budzik dziecięcy działa dobrze?

Tak, dyrektor Lach prowadzi go świetnie. Dzieci się budzą. Już dwadzieścia troje udało się obudzić.

Pamięta pani ten moment, kiedy postanowiła skupić się na działaniach na rzecz dzieci w śpiączce? Jak to się dzieje, że w obliczu nieszczęścia człowiek znajduje jeszcze więcej siły, żeby działać?

Jak zobaczyłam tłumy ludzi, którzy przed laty przyjechali na koncert dla Oli w Sali Kongresowej, byłam poruszona. Wyrwało mi się wtedy takie zdanie: „My to z Olą jakoś zwrócimy”. I to się właśnie dzieje. Działania związane ze stymulatorem pnia mózgu to sprawy nawet bliżej Oli niż Budzik dla dzieci. Do Budzika trafiają dzieci zaraz po urazie i są tam do roku, kiedy jest największa szansa na wybudzenie. A Ola już dawno jest poza tą szansą. I właśnie dla takich osób jak ona, które się nie wybudziły, sprowadzamy tę eksperymentalną procedurę.

Ma pani zdolność gromadzenia wokół siebie ludzi głęboko zaangażowanych. Jak pani ich rozpoznaje?

Po człowieku od razu widać, czy coś go kręci. A pojedyncze „siłki” się dodają. Ktoś słabnie, wtedy drugi go podtrzyma albo zastąpi. Każdy ma jakieś falowania. Ale jak jest grupa, która idzie do wspólnego celu, konsekwentnie, to dojdzie.

To jednak musi być grupa ludzi?

Samemu niewiele można zrobić. Nie ma nas dużo, ale robimy swoje. Pracujemy niemal w takim samym składzie przez te wszystkie lata.

Często miewa pani momenty, w których traci siły?

Jak każdy. Ale wiem, że to jest przejściowe i że z tego spadku energii nic nie wynika. Trzeba się podnieść. Czasem przeczekać, czasem przespać. Nie ma tu żadnego wyboru. Ola trwa, walczy. Ja też muszę.

Są ludzie, którzy się poddają.

Ale co z tego wynika? Ruina. Koniec. Śmierć. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: umieramy czy żyjemy. Cała filozofia.

Olsztyńska Klinika Budzik dla dorosłych będzie podobnej wielkości jak Budzik dla dzieci, czyli 15 łóżek?

Tak, i wydaje się, że to zaspokoi potrzeby. W klinice dla dzieci nie ma kolejki. Następuje naturalna wymiana, czyli tyle łóżek wystarcza. Choć dorosłych jest zawsze więcej, bo częściej biorą udział w wypadkach drogowych. Więcej w związku z tym się nie wybudza. Dla tych osób potrzebna jest tzw. długa stacja, czyli miejsca opieki już po tym pierwszym półtora roku od urazu, którym zajmuje się Budzik. Później potrzebna jest głównie pielęgnacja i trochę rehabilitacji.

Dla osób w śpiączce bardzo ważny jest kontakt z bliskimi?

To jest podstawowa potrzeba. Ten ktoś jest. Jak się go zostawi samego, to cierpi. Może zechcieć umrzeć. A obecnością, troską, kontaktem można go przywoływać. Można też próbować nowych metod terapii.

To jest wyjątkowa sytuacja – okazywanie komuś miłości, kiedy tak trudno liczyć na odpowiedź.

Ja myślę, że ta odpowiedź jest. Ten ktoś teraz więcej nie może. Ale są różne metody komunikacji. Na przykład to, że ktoś ma wolę walki.

W życiu trudno nam zaakceptować relacje, w których nie jest tak, jak byśmy chcieli.

To już sprawa ego. Możemy też opowiadać Bogu, jakie mamy plany, na pewno go to rozbawi. Ludzie reagują różnie. W obozach koncentracyjnych jedni się poddawali, inni grali dla wszystkich na skrzypcach czy opowiadali książki z pamięci. Nie możemy wiedzieć, jak się zachowamy, dopóki coś się nie stanie. Wyobraźnia jest tylko literacka.

Jakie mają dla pani znaczenie nagrody, które otrzymuje pani za swoją działalność?

Jest wiele aspektów nagród. Zawsze jest miło je dostawać. Z nagrody Anioła Medycyny cieszę się, że to akurat teraz – kiedy Budzik dla dorosłych ma ruszyć, kiedy przygotowujemy nasz program eksperymentalny. To pretekst, żeby o tym powiedzieć jeszcze większej liczbie osób. To jest ważne. Bo działać trzeba na wielu frontach.

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (8)