Uciekaj albo walcz. Jak zaprezentowała się Kinga Duda i inne córki prezydentów?
Kinga Duda nie brała udziału w kampanii ojca. Odezwała się dopiero po zakończeniu ciszy wyborczej, a jej słowa wzbudziły sporo kontrowersji. Nieobecność córki w kampanii Andrzeja Dudy to przemyślana strategia. Ale niejedyna, jaką stosują kandydaci.
"Niezależnie od tego, kto wygra te wybory, chciałabym zaapelować do państwa, żeby nikt w naszym kraju nie bał się wyjść z domu. Niezależnie od tego, w co wierzymy, jaki mamy kolor skóry, jakie mamy poglądy, jakiego kandydata popieramy i kogo kochamy, wszyscy jesteśmy równi i wszyscy zasługujemy na szacunek" – powiedziała podczas wieczoru wyborczego Kinga Duda, córka prezydenta.
Kinga Duda ma swoje poglądy. Ale wygrana była ważniejsza
Przez całą kampanię wyborczą 25-letnia córka Andrzeja Dudy nie zabierała głosu, więc jej przemówienie z niedzieli 12 lipca było wyjątkowe. Raz, że w ogóle miało miejsce, dwa - że dotyczyło kwestii, w których jej ojciec ostro zajął stanowisko w trakcie kampanii wyborczej. - Próbuje nam się wmówić, że to ludzie, a to jest ideologia - stwierdził prezydent. Powiedział, że darzy "wszystkich ludzi szacunkiem", ale nie pozwoli na "ideologizację".
Dr Agnieszka Kwiatkowska z Uniwersytetu SWPS zwraca uwagę, że wypowiedź córki pojawiła się wtedy, gdy nie mogła już zaszkodzić ojcu. - Przypuszczam, że nieobecność Kingi Dudy w czasie kampanii może wynikać z różnicy poglądów między nią a prezydentem. W swoim wystąpieniu pokazała, że zupełnie inaczej podchodzi do tematu praw człowieka i równości niż jej ojciec, którego wypowiedzi były bardzo ostre - mówi socjolożka.
- Ale jednocześnie trzeba uznać, że wygrana Andrzeja Dudy była dla niej ważniejsza. Właśnie dlatego nie zabierała głosu w trakcie kampanii. Pamiętajmy, że to dorosła kobieta, której nie da się zmusić do udziału w wiecach politycznych - zauważa dr Kwiatkowska.
Ustawka Grzegorza Napieralskiego
Zmuszanie rodzin polityków do czegokolwiek może się źle skończyć. Przekonał się o tym Grzegorz Napieralski, gdy podczas kampanii w 2010 roku zorganizował "ustawkę" w księgarni. Kandydat na prezydenta z ramienia SLD wybrał się na zakupy szkolne ze swoimi córkami. Dziewczynki były bardzo młode i za bardzo nie chciały paradować przed kamerami, co szybko wychwycili reporterzy. Napieralski próbował je wręcz zmusić do pozowania i grzecznego zachowania.
-To było pośmiewisko, o którym media długo przypominały politykowi - wspomina Sebastian Drobczyński, specjalista od marketingu politycznego. Jak dodaje, polscy politycy dopiero uczą się wykorzystywać zasoby, jakimi są ich rodziny.
Córki jak z obrazka
A wizerunkowo może to być kopalnia złota. Doskonale wiedzą o tym szefowie kampanii w Stanach Zjednoczonych. - Proszę spojrzeć na kapitalną robotę, jaką dla Baracka Obamy zrobiły jego córki. Były bardzo małe, gdy startował w wyborach w 2008 roku. Ślicznie ubrane, grzeczne, ale nie do przesady, naturalne. Do tego genialne sesje zdjęciowe, na jakie polskich polityków najczęściej nie stać. Sasha i Malia Obama były świetnym dodatkiem do wizerunku ojca. Bo w profesjonalnych kampaniach wyborczych kandydat i jego rodzina stają się produktem marketingowym - mówi bez ogródek Drobczyński.
I gdy politycy mają dobrze zaplanowaną strategię, są większe szanse, że wyborcy kupią ten produkt, jakim jest kandydat i jego rodzina. Nawet jeśli nie jest wolny od wad, jak Donald Trump.
As w rękawie Trumpa
Ivanka Trump w 2016 roku była bardziej aktywna politycznie niż jej macocha i przyszła pierwsza dama - Melania Trump. Zadanie miała niełatwe. Przekonać kobiety, zwłaszcza te wykształcone i dobrze zarabiające, żeby głosowały na Donalda Trumpa.
Nagranie z 2005 roku, w którym Donald Trump opowiada Billy’emu Bushowi o swoich metodach na podryw, do których zaliczył obmacywanie kobiet, powinno było pogrążyć kandydata republikanów i ponoć doprowadziło do łez Ivankę. Jak donoszą media, zmusiła ojca do przeprosin i pytana o sprawę mówiła krótko: "To było nie na miejscu i cieszę się, że tata zdał sobie z tego sprawę". Nawet wtedy najstarsza córka Trumpa nie wyszła z roli.
A grała kilka kobiet. Ukochaną córkę - sprawną bizneswoman - feministkę - matkę wielodzietnej rodziny. Gdy Trump wzniecał pożary swoimi tweetami czy wypowiedziami, Ivanka gasiła je z gracją na 10 cm szpilkach od Louboutina. Mówiła o zrównaniu płac kobiet i mężczyzn, płatnych urlopach macierzyńskich, dostępie do bezpłatnej opieki nad małymi dziećmi. I choć nie zawsze była w stu procentach autentyczna, już sam fakt, że podnosiła tematy, z którymi Donald Trump ewidentnie sobie nie radził, działał na korzyść jej i ojca.
Media zastanawiały się wręcz, czy Ivanka oficjalnie obejmie rolę pierwszej damy, czy jej obecność w mediach nie jest próbą przyćmienia ojca. Sebastian Drobczyński uważa jednak, że był to świetnie zaplanowany element strategii. Ivanka miała "przykryć" wszystkie wpadki ojca, wygładzić to, co nie wyglądało najlepiej. To przecież stary, sprawdzony chwyt. Gdy dzieje się coś złego, odwracamy uwagę czymś dobrym. Ivanka działała, Melania Trump - milczała - wspomina ekspert.
Mowa jest srebrem, milczenie złotem?
- Milczenie rodziny kandydata jest inną taktyką, którą można obrać w czasie kampanii wyborczej - tłumaczy Sebastian Drobczyński. Czy najlepszą? - To zależy od tego, z jaką rodziną mamy do czynienia. Bywa, że ukrycie ich i konsekwentne "trzymanie pod kluczem" jest lepsze niż pokazywanie rodziny, która nie podziela opinii czy ambicji kandydata - mówi.
- Zwróćmy uwagę na to, jak budowany był wizerunek Kingi Dudy. Choć nie występowała przed kamerami, co jakiś czas media pisały o tym, że skończyła prawo, że jest dobrze wykształcona, że zdobywa doświadczenie w Londynie. Kreowano ją na młodą, zdolną profesjonalistkę - wylicza Drobczyński. Aż dziw, że prezydent Andrzej Duda nie wykorzystał takiego zasobu, wiedząc, jak kiepskie ma poparcie wśród najmłodszych wyborców.
Zdaniem eksperta od marketingu politycznego posiadanie "zasobów" w postaci członków rodziny to jedno. Ale trzeba je jeszcze umieć wykorzystać. I wiedzieć, jak reagować, jeśli coś zacznie "zgrzytać". - Ja wyznaję zasadę, że jeśli angażujemy rodzinę, dzieci kandydata, to bierzemy to z dobrodziejstwem inwentarza. Jeśli na jakimś etapie okaże się, że młody człowiek ma odmienne poglądy od rodzica - kandydata, trzeba to wykorzystać. Pokazać, że w rodzinie jest miejsce na pluralizm, na debatę. To bardziej demokratyczne niż dziecko, które non stop przyklaskuje rodzicowi - przekonuje.
Wszystkie drogi prowadzą do polityki?
Wielokrotnie dzieci polityków chcą iść własną drogą. Odcinają się od rodziców. Wyjeżdżają za granicę jak Kinga Duda czy w ogóle nie wypowiadają się w mediach jak Kasia Tusk. Mają do tego pełne prawo, choć prędzej czy później polityka i media się o nich upomną.
- Spójrzmy na Chelsea Clinton. Długo trzymała się z boku. Założyła rodzinę, budowała karierę. Ale gdy była taka potrzeba, razem z matką wkroczyła na scenę i aktywnie wspierała Hilary Clinton w kampanii w 2016 roku, objęła też ważną funkcję w fundacji Clintonów. To dość naturalna kolej rzeczy w przypadku amerykańskich dynastii politycznych. Dzieciom pozwala się na pewną niezależność, jednocześnie przygotowując je do przejęcia schedy po rodzicach - wyjaśnia Drobczyński. Tak było w przypadku Bushów, tak może być w przypadku Trumpów.
Zmarnowany potencjał Kingi Dudy
Drobczyński zauważa, że ani Rafał Trzaskowski, ani Andrzej Duda nie wykorzystali w pełni faktu posiadania rodziny. - Agata Duda pojawiła się w mediach społecznościowych na tydzień przed pierwszą turą. Małgorzata Trzaskowska uaktywniła się dopiero przed drugą turą. Dzieci w zasadzie nie było, po żadnej ze stron. Córka i syn Trzaskowskiego owszem, były pokazywane, ale za mało dopuszczane do głosu. Kinga Duda głos zabrała, gdy nie mogła już ojcu zaszkodzić - podsumowuje Drobczyński.
Pytanie zatem, czy córka Andrzeja Dudy mogła inaczej wyrazić swoje poglądy, a jednocześnie pomóc mu uzyskać poparcie?
Znów spójrzmy na Stany Zjednoczone. Barack Obama mówił, że rozmowy z córkami przy stole sprawiły, że zrozumiał potrzebę przyznania parom LGBT prawa do zawierania małżeństw. I choć zawsze był zwolennikiem równości, dopiero jego nastoletnie wówczas córki i ich opowieści o homoseksualnych rodzicach koleżanek i kolegów otworzyły mu oczy na problem.
- Kinga Duda mogła postąpić podobnie, gdyby była bardziej zaangażowana w kampanię ojca. Mogłaby zaprosić go na wspólny spacer, podczas którego rozmawiałaby z ojcem o prawach człowieka. Oczywiście towarzyszyliby im dziennikarze idący odpowiednio dalej, a potem można by wypuścić do mediów fragmenty tych rozmów. Następnie Andrzej Duda mógłby powiedzieć: "Porozmawiałem z Kingą i powiedziała mi, jakie jest stanowisko młodych ludzi. Otworzyła mi oczy na problemy i teraz o tych problemach chcę rozmawiać z przedstawicielami społeczności LGBT".
Strategia, którą na szybko zarysował Sebastian Drobczyński, ani nie zakłada przepraszania za wypowiedzi Dudy, ani nawet - zmiany stanowiska. Ale pokazuje kandydata jako człowieka otwartego na dialog i łagodzi jego ostre wypowiedzi. To najważniejsza rola dzieci w kampanii.
- Rola trudna, bo od rodziny prezydenta oczekujemy więcej niż od zwykłej rodziny - mówi dr Kwiatkowska. - Oceniamy zachowanie dzieci, potępiamy wpadki, komentujemy kreacje małżonki. Przecież kiedy syn znajomych zrobi głośną imprezę, nie jest to powód do debaty. A gdy pani w sklepie założy nie taką sukienkę, również tego nie oceniamy - dodaje.
Polakom brakuje luzu
Sebastian Drobczyński zauważa jeszcze jeden problem, z jakim zmagają się polscy politycy. Brak luzu. - Niestety, polskie kampanie są wyreżyserowane co do joty. Uśmiechy są sztuczne, podawanie ręki - nienaturalne, pytania - ustawione, media społecznościowe wyglądają jak prowadzone przez roboty. I tutaj nie pomoże nawet córka-prawniczka z Londynu. Ale za pięć lat kampania będzie wyglądała inaczej. Będzie bardziej profesjonalna. Nie będzie w niej miejsca na "tygrysy", podstawionych Amerykanów z Podlasia i teatralną sztuczność. Będzie natomiast wielka potrzeba obecności rodzin kandydatów. Wyborcy będą się tego domagać. Kandydaci będą musieli temu sprostać - kwituje.