Ukrainkę złapali prorosyjscy separatyści. Tortury trwały pięć dni
Iryna Dovgan mieszkała z rodziną w Donbasie. W 2014 roku została pojmana przez prorosyjskich separatystów. Przeszła przez piekło. "Mogłam płakać do poduszki. Ale o kraj walczę, opowiadając swoją historię" - powiedziała w trakcie udzielanego wywiadu.
01.12.2023 10:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
24 listopada 2023 roku w Lesznie odbyła się międzynarodowa konferencja o "Holistycznej opiece nad ofiarami przemocy seksualnej i tortur z Ukrainy". Na wydarzeniu pojawiły się przedstawicielki SEMA Ukraine. Jej inicjatorka Irina Dovgan tłumaczyła, dlaczego zdecydowała się na założenie wspólnoty.
Pięć dni w koszmarze
Irina była niegdyś właścicielką salonu kosmetycznego w Donbasie. W wolnych chwilach pomagała ukraińskim żołnierzom. Do porwania kobiety przez prorosyjskich separatystów doszło w 2014 roku. Jak wspomniała, skuto jej ręce, na głowę założono worek i wywieziono w niewiadomym kierunku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przez kolejne trzy dni Irina była poddawana torturom. Separatyści twierdzili, że jest szpiegiem. Potem została przywiązana do słupa przy ulicy i obwiązana ukraińską flagą. Na szyi powieszono jej tabliczkę z napisem "ona zabija nasze dzieci i jest agentką". Gdyby nie to, że pewien mężczyzna ukradkiem zrobił jej zdjęcie, które wysłał do "New York Timesa", nie wiadomo, jak skończyłaby się ta sytuacja.
Sprawa natychmiast została nagłośniona w mediach. Międzynarodowe organizacje wywalczyły uwolnienie Iriny. Ukrainka po swoich doświadczeniach postanowiła założyć wspólnotę zrzeszającą kobiety, które mają za sobą podobne traumatyczne przeżycia.
"Nie strzelam z okopów"
Uczestniczka konferencji założyła SEMA Ukraine w 2019 roku. Na ten moment pod opieką organizacji jest 50 kobiet.
"Nie strzelam z okopów. O kraj walczę opowiadając własną historię. Otwartość to nasz wkład w walkę o Ukrainę" - podkreśla Iryna.
Ludmiła Husejnowa, która również doświadczyła przemocy w trakcie okupacji Donbasu, dodaje, że w języku ukraińskim nie ma słowa "gwałt". Kobiety nie chcą być nazywane ofiarami.
"To sprawca chce uczynić daną osobę ofiarą. My nimi nie jesteśmy. Kobiety, które są krzywdzone, nie są ofiarami. Nigdy nimi nie były. Pracujemy nad dekonstrukcją świata wokół nas. W języku ukraińskim nie ma słowa ofiara. Jest tylko ocalała. Musimy zmienić język. Przemoc seksualna to nie zawsze gwałt. Musimy o tym pamiętać" - zaznacza.
Nie tylko Ukrainki
Vasfije Krasniqi-Goodman, Albanka z Kosowa, również znalazła się pod opieką SEMA Ukraine. Kobieta przeżyła gwałty, jakich dopuszczali się Serbowie jeszcze za czasów wojny w dawnej Jugosławii. Mieszkanka Kosowa dopiero w 2018 roku odważyła się publicznie opowiedzieć, co ją spotkało.
"Miałam 16 lat, kiedy zostałam porwana i zgwałcona przez Serbów. Nie zrobiłam niczego złego. Siedziałam w pokoju z mamą, gdy zostałam porwana. Ale przemoc seksualna zawsze wiąże się z poczuciem winy" - wyjawiła.
Vasfije podkreśliła, że kobiety, które doświadczyły gwałtu, często są stygmatyzowane, odrzucane przez swoje rodziny. "To dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by rzeczywiście mogły się wypowiedzieć i walczyć o sprawiedliwość. Ja o swoją walczę od 26 lat" - dodała.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl