Uzależnienie od jedzenia
Toksyczna miłość do jedzenia zrujnowała ich życie. Jola przestaje jeść, gdy jej organizm odmawia posłuszeństwa. Córka Maliny przyznała otwarcie, że się jej wstydzi. Patrycja przez lata zmagała się z bulimią, teraz jedzenie to jej nałóg. Oto historie trzech kobiet dotkniętych jedną z najbardziej podstępnych chorób naszych czasów.
26.11.2015 | aktual.: 27.11.2015 11:34
Zaczyna się niewinnie, najczęściej od zajadania stresów. Przyjemność przeradza się w nałóg, którego nie można powstrzymać. Nie czują głodu, ale muszą jeść. Toksyczna miłość do jedzenia rujnuje ich życie i zdrowie. Kończą z nieżytem żołądka lub na odwyku, tuż obok alkoholików. Jola przestaje jeść, gdy jej organizm odmawia posłuszeństwa. Córka Maliny przyznała otwarcie, że się jej wstydzi. Patrycja przez lata zmagała się z bulimią, teraz jedzenie to jej nałóg. Oto historie trzech kobiet dotkniętych jedną z najbardziej podstępnych chorób naszych czasów.
Boję się głodu
Jola, 23 lata
- Zawsze lubiłam jeść, ochotę na coś słodkiego mam non stop, walczę z nią całe życie. U mnie w domu zawsze dużo się jadło. Do tego tłusto, słono, ciężko albo słodko. Ojciec i brat na obiad chcieli kotleta z ziemniakami, w niedzielę mama piekła szarlotkę albo karpatkę. Ojciec był szczupły, a mama, brat i ja coraz grubsi - opowiada Jola, 23-letnia uczestniczka zajęć fitness, która boryka się z uzależnieniem od jedzenia odkąd pamięta.
153 cm wzrostu i 85 kg wagi. Jola wstydzi się swojego ciała, próbowała diet, tabletek, chińskich ziół, głodówek. Ale ciągle czuje głód, którego nie jest w stanie zaspokoić. Do tego co jakiś czas zdarzają jej się napady wielkiego głodu. W trakcie jednorazowego napadu na lodówkę jest w stanie zjeść parę tysięcy kalorii na raz. Potem są wyrzuty sumienia, ból brzucha i łzy.
Jola ciągle czuje głód, nie wie, co znaczy nasycenie. Kojarzy ten stan z tym, że jest jej niedobrze z przejedzenia. Bo tylko wtedy przestaje jeść. Boi się głodu. Kiedy nie może jeść, wpada w panikę. Nie rozumiała ludzi, którzy zostawiali na talerzu niedojedzone danie. „Jak to możliwe”, myślała. Bo ona nie zaznała uczucia nasycenia ani razu przez swoje 23-letnie życie.
- Studiuję farmację. Jest dużo nauki, dużo stresu. Kiedy tylko się zdenerwuję, sięgam po coś słodkiego. Naprawdę niewiele mi trzeba, żeby odczuć przymus. Wystarczy, że zwątpię w siebie, na przykład pomyślę, że nie dam rady się nauczyć na kolokwium, bo jest za mało czasu. Od razu chcę to zagłuszyć jedzeniem. Zdarza mi się, że nie idę na zajęcia, bo mam atak głodu. Albo nie idę na egzamin ze strachu i zajadam poczucie winy. Są dni, kiedy po prostu wycofuję się z życia i tylko jem - opowiada.
Jola od dziecka stała w cieniu swojego brata, zawsze lepiej się uczył, był wygadany, na więcej mu pozwalano, bo był chłopcem, nie musiał ciągle pomagać w sprzątaniu, gotowaniu itp. Nikt nie wypominał mu nadwagi. Dostał się na medycynę, Jola nie. Przez ostatnie lata schudł, zakochał się, ożenił, za chwilę skończy studia.
Po sukcesach brata Jola poczuła się gorzej, bilans jej życia nie wyglądał tak obiecująco. Załamała się, zaczęła przybierać na wadze. Przyjaciółka ze studiów zaprowadziła ją do dietetyka. A ten wysłał ją do terapeuty. - Wróciłam do przeszłości. Do podstaw mojej otyłości. Czyli do niewyrażonej złości. Te wszystkie fałdy to niewyrażona złość wobec moich rodziców i brata. A batoniki, ciasteczka, czekoladki to miłość, o której marzę, a której mi nie dano. Powoli staję na nogi. Jestem na diecie, regularnie ćwiczę. Mam terapię behawioralno- poznawczą. Zapisuję wszystkie myśli związane z głodem i jedzeniem. Zauważyłam, ile uczuć i skojarzeń pojawia się w mojej głowie, kiedy czuję głód. Jestem dla siebie zagadką.
Jem, bo jestem sama
Malina, 40 lat
- Mąż odszedł ode mnie z dnia na dzień. Byliśmy razem 15 lat, mieliśmy 7-letnią córkę Maję. Załamałam się. Żyłam dla Mai - opowiada Malina, 40-letnia asystentka w jednej z warszawskich kancelarii adwokackich. - Maja tęskniła za tatą, nie chciałam się do tego przyznawać, ale było mi z tym źle. Z jednej strony chciałam, żeby była z ojcem, i to jak najczęściej, a z drugiej bolało mnie, kiedy wychodziła i spędzałam długie godziny sama, czekając na nią.
Malina od zawsze miała nadwagę, lubiła jeść, zajadała stresy. - Zaczęłam więcej jeść po rozwodzie. Przytyłam 5 kg. Nie obchodziło mnie to. Koleżanki wyciągały mnie na basen. Nie chciało mi się. Za to chciało mi się jeść. Bez przerwy. Miałam zachcianki jak kobieta w ciąży. Jadłam w nocy, kiedy Maja spała.
Malina tyła coraz bardziej. Wyrzuciła wagę, żeby się z tym nie konfrontować. Wymieniła garderobę. W pracy kłamała, że ma niedoczynność tarczycy, tak tłumaczyła swoją nadwagę. W sklepach robiła zakupy za 200-300 zł i chowała „na czarną godzinę”. Zapasy starczały na kilka nocy. Załamanie przyszło, kiedy były mąż związał się z młodszą kobietą. - Kiedy ją zobaczyłam pod szkołą Mai, zrobiło mi się gorąco. Miała co najwyżej 30 lat, piękna, atrakcyjna dziewczyna. Wtedy zaczęłam bardzo źle czuć się ze sobą. Pocieszałam się słodyczami. Po lody w środku nocy jechałam taksówką na drugą stronę miasta. Maję zostawiałam samą w domu. Któregoś razu Maja powiedziała mi, że jestem gruba i że się mnie wstydzi. Rozpłakałam się. I oczywiście pocieszyłam się jedzeniem.
Malina czuła się samotna, niekochana. Jedzenie było jedynym pocieszeniem. - Nagle stałam się małą zagubioną dziewczynką. Jedzenie dawało mi ulgę. Przestałam rozpoznawać uczucie sytości i głodu. Jadłam ze smutku, nie z głodu - wspomina. Nosiła rozmiar 46, przy wzroście 160 cm. Coraz trudniej było jej się swobodnie poruszać. Wylądowała w szpitalu z ostrym nieżytem żołądka, karetka zabrała ją prosto z kancelarii. Poddała się długiej hospitalizacji, a następnie konsultacji psychiatrycznej.
Dołączyła do Anonimowych Żarłoków. Są to grupy działające w całej Polsce, na tej samej zasadzie co grupa Anonimowych Alkoholików.
Nie umiem jeść
Patrycja, 30 lat
- Całe życie się odchudzam. Jak większość kobiet z mojego pokolenia. Tylko ja dodatkowo ukrywam przed światem to, że myślę o jedzeniu cały czas. Wyobrażam sobie pizzę, makaron, ciasta, kanapki, tosty. Najwięcej myśli w życiu poświęciłam jedzeniu. Moja waga waha się między 45 a 88 kg, przy wzroście 167 cm. Jestem uzależniona od jedzenia. Oszukuję swój organizm, co jakiś czas jem sałatę, ssę kostki lodu, jabłka poszatkowane w kostkę, wtedy chudnę. Ale nie przestaję myśleć o jedzeniu - opowiada Patrycja, 30-letnia fotografka.
Jako nastolatka chorowała na zaburzenia odżywiania, bulimia zabrała jej 8 lat życia. Spędziła pół roku w szpitalu psychiatrycznym, kilka lat w gabinecie terapeuty. Dziś nie wymiotuje. Ale głód i obsesja na punkcie jedzenia pozostały z nią do dziś. Ciągle chudnie i tyle. O swoim życiu mówi „piekło”, bo mimo że nie zwraca pokarmu, nie niszczy żołądka, szkliwa zębów, nie pozbawia się elektrolitów i kalorii, to nadal jest więźniem jedzenia.
- Nigdy nie rozumiałam jedzenia. Wiem, że głupio to brzmi. Ale ja nie wiem, o co chodzi. Nie umiem po prostu zjeść. Nie wiem, jak to jest być głodnym, jeść, najeść się i przestać. Ja mogłabym jeść cały czas, aż do wyrzygania, a potem znowu zacząć jeść. Tak mam - opowiada Patrycja.
Kiedy przestała wymiotować, była pełna nadziei, wierzyła, że może zacząć od nowa, że jest możliwe życie bez zaburzeń odżywiania. Miała 20 lat, studiowała fotografię na artystycznej uczelni. Miała w sobie siłę i determinację. Rodzice wspierali ją emocjonalnie i finansowo, płacili za terapię, która miała jej towarzyszyć w pierwszych krokach w zdrowym świecie. Pierwsze załamanie przyszło w wakacje. Zobaczyła siebie w kostiumie kąpielowym, przytyła.
- Byłam wściekła. Nie sądziłam, że aż tak przytyję. Zaczęłam się głodzić. Potem przeszłam na dietę. Zaczęłam się zdrowo odżywiać. Ale coraz częściej zaczęły mi się zdarzać napady objadania i to wtedy, kiedy nie czułam głodu. Nie wymiotuję potem jak kiedyś, ale mam poczucie winy i gardzę sobą - dodaje Patrycja. - Wstydzę się tego, kim jestem. Szczególnie kiedy przychodzi czas objadania. Wpadam w ciąg, to może trwać nawet tydzień.
Ten stan chaosu utrzymuje się do dziś, raz się głodzi, innym razem wpada w ciąg objadania się. Bezustannie myśli o jedzeniu, fantazjuje o potrawach. Nie wymiotuje, ale normalne jedzenie jest dla niej tajemnicą. Unika wspólnych lunchy z klientami firmy projektowej, w której pracuje, nie umawia się z przyjaciółmi na wspólne gotowanie. Jedzenie ją przeraża i zawstydza, stara się być z nim sam na sam.
Patrycja leczy się psychiatrycznie, chodzi na terapię . Bierze udział w warsztatach pracy z ciałem. Bezustannie, wbrew swojemu, zaburzeniu szuka sposobów, jak poradzić sobie z uzależnieniem od jedzenia.
Jeśli poniższe określenia przytrafiają Ci się cyklicznie, pomyśl, czy kompulsywne objadanie, nie jest też Twoim problemem (źródło: Ogólnopolskie Centrum Zaburzeń Odżywiania)
- w krótkim okresie (np. około 2 godzin) potrafisz zjeść taką ilość jedzenia, która wyraźnie przekracza ilość zjadaną przez przeciętną osobę,
- masz poczucie braku kontroli nad jedzeniem, kiedy nadchodzi atak, nie kontrolujesz sposobu, ilości, a ani tego co zjadasz,
- jesz, dopóki nie poczujesz nieprzyjemnego przejedzenia,
- zjadasz bardzo dużą ilość pokarmu bez uczucia głodu,
- wolisz jeść w samotności, gdyż wtedy nie odczuwasz takiego wstydu jak w towarzystwie,
- po napadzie gardzisz sobą, wstydzisz się, brzydzisz, czasem masz epizody depresji czy poczucia winy,
- zauważasz, że napady często pojawiają się, aby wyładować napięcie, pozbyć się dyskomfortu,
- takie epizody mają miejsce średnio dwa razy w tygodniu, w ciągu sześciu miesięcy, bez przerw,
- oprócz napadów obżarstwa zdarza Ci się stosować środki przeczyszczające czy intensywnie ćwiczyć.
Ewa Kaleta