"W dzisiejszych czasach trzeba być wojowniczką"
Jest jedną z najpiękniejszych i najweselszych aktorek w Hollywood. Choć kojarzy się widzom przede wszystkim z lekkim repertuarem komediowym, to w dorobku ma też bardzo poważne role, jak w filmie Bez mojej zgody. Ostatnio grała w komedii sensacyjnej Wybuchowa para, w której ponownie spotkała się na planie z Tomem Cruisem.
Jest jedną z najpiękniejszych i najweselszych aktorek w Hollywood. Choć kojarzy się widzom przede wszystkim z lekkim repertuarem komediowym, to w dorobku ma też bardzo poważne role, jak w filmie Bez mojej zgody. Ostatnio grała w komedii sensacyjnej Wybuchowa para, w której ponownie spotkała się na planie z Tomem Cruisem. Z Cameron Diaz – o życiu, związkach i o tym jak można pozytywnie wykorzystać sławę – rozmawia publicysta magazynu KAWA Bogdan Kuncewicz.
Bogdan Kuncewicz: Niedawno promowała pani komedię sensacyjną Wybuchowa para. To było kolejne, po thrillerze Vanilla Sky, spotkanie z Tomem Cruisem.
Cameron Diaz: Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że będę ponownie grała z Tomem. Od razu było jasne, że to będzie wyjątkowa praca i wyjątkowe kino. Tom grał w świetnych filmach akcji i wiedziałam, że i tu będzie ostro. Będąc dzieckiem, wdawałam się w bójki z chłopakami, byłam typem chłopczycy, która nikomu nie odpuści. Takie filmy, jak Wybuchowa para, to dla mnie powrót do lat dzieciństwa. To powrót do dawnej natury.
Podobno większość scen kaskaderskich sami wykonywaliście?
Jestem w niezłej formie fizycznej. Tom też. Więc poradziliśmy sobie jakoś z tymi zadaniami. Dodatkowo, przeszłam intensywny kurs sztuk walki, trwający tydzień. A potem na rozdaniu Złotych Globów pojawiłam się podrapana i posiniaczona. Pewnie niektórzy myśleli, że wprowadzam jakąś modę (śmiech).
Znana była pani głównie ze świetnych ról komediowych, w takich m.in. filmach, jak Maska, Sposób na blondynkę, Aniołki Charlie’go. W pewnym momencie zagrała pani w dramacie Bez mojej zgody. W tym filmie po raz pierwszy pokazała pani inne oblicze?
Uwielbiam role komediowe, jak również sam gatunek. Należę do ludzi optymistycznie nastawionych do życia, zabawnych, pełnych życia. Ale stać mnie również na coś więcej. Chcę pokazać także i inne swoje oblicza, chce się zmierzyć z innymi doświadczeniami.
W filmie Bez mojej zgody, pani bohaterka decyduje się na urodzenie dziecka tylko po to, żeby było bankiem organów dla drugiego. Przyzna pani, to szokujący temat?
W filmie tym zagrałam matkę kilkorga dzieci. To akurat nie było trudne, ponieważ moja siostra ma ich czwórkę, a ja byłam przy narodzinach trojga z nich. Miałam duży wpływ na wychowanie siostrzeńców, więc łatwo odnalazłam się w roli matki trójki dzieci. Natomiast temat urodzenia dziecka po to, żeby było bankiem organów dla drugiego, sprawił, że bardzo dojrzałam emocjonalnie. Gruntownie przygotowywałam się do tego tematu, spędzając sporo czasu na rozmowach z matkami chorych dzieci. Każda z nich, niezależnie od warunków ekonomicznych, z ogromną desperacją walczyła o uratowanie swojej pociechy. Każda z nich zdolna była po sięgnięcie do ostatecznych rozwiązań.
Nie bała się pani takiego wyzwania?
Ludzie generalnie kojarzą mnie z komediami romantycznymi, a ja naprawdę grałam w różnym repertuarze. Najważniejsze wyróżnienia dostałam właśnie za role dramatyczne, a nie komediowe. Lubię wyzwania, więc i to przyjęłam z wielkim zadowoleniem. Ale zawsze są obawy, że coś może nie wyjść, i na tym tle zawsze jest stres. Choć podobnie jak moja bohaterka Sara, jestem wojowniczką i dobrze się czułam w tej roli.
Dobrze się pani czuje w roli wojowniczki?
Tak. W dzisiejszych czasach trzeba być wojowniczką, inaczej się przegrywa. A więc, wojowniczką jestem jako aktorka. Jestem wojowniczką zaangażowaną w ratowanie naszej planety, dla naszego wspólnego dobra. Jestem zaangażowana w zdrowe życie na naszej planecie.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że robi to z czysto egoistycznych powodów. To prawda?
Czy moje różne przedsięwzięcia ekologiczne to egoizm? Jeżeli zależy mi na tym, żeby oddychać czystym powietrzem, w którym jest odpowiednia ilość tlenu, pić czystą wodę, to być może jest to egoizm, bo myślę o sobie. Natomiast, jeżeli głośno mówię, że w przypadku niepowstrzymania dalszej degradacji środowiska za jakiś czas zniknie gatunek ludzki, to już nie jest to egoizm. Wykorzystuję swoją sławę, własne pieniądze, własny wysiłek, żeby ratować środowisko.
I na co dzień żyje pani ekologicznie?
Z wielką starannością wybieram pożywienie, sprawdzam dokładnie, skąd pochodzi, z czego się składa, itp. Nigdy nie wyrzucam jedzenia, bo to jest zbrodnia. Kupuję tyle, ile jest mi potrzeba.
Ciekawą rolę zagrała pani w filmie The Box. Pułapka.
To cudowne, że mogłam wystąpić w tym filmie. Bardzo odpowiadała mi praca z reżyserem Richardem Kelly.
Spodobała się pani historia tajemniczego drewnianego pudełka, z czerwonym przyciskiem, który po wciśnięciu spowoduje, że stanie się pani właścicielką miliona dolarów, a jednocześnie spowoduje śmierć jakiejś osoby?
Tak, to bardzo ciekawa historia, zwłaszcza z moralnego punktu widzenia. Możesz stać się bogatą, ale spowodujesz czyjąś śmierć. Poza tym, taki magiczny guzik naciskam codziennie. On decyduje o tym, co jem, co robię. Decyduje o każdym moim ruchu. Wybory, których w życiu dokonujemy, mogą prowadzić do naszej zguby, albo tez do naszego szczęścia.
Dobrze powiedziane, wszak pani dokonuje świetnych wyborów w życiu?
Nie jestem osobą cokolwiek planującą. Wsłuchuję się w swoje serce, w intuicję, w doświadczenia. I od tego uzależniam decyzje, które podejmuję, kroki, które stawiam. Nigdy nie zawiodłam się na swoich przeczuciach. Mam dość dobrze rozwinięta intuicję.
Czy dlatego to o pani piszą i mówią, że znakomicie kieruje pani swoją karierą?
Nie mam takiej siły, abym mogła sprawić, że takie, a nie inne scenariusze mi się proponuje. W tym zawodzie potrzebne jest szczęście. Ja być może je mam, ale również ciężko pracuję, aby udowodnić, że mam talent, że nie boję się wyzwań, że stać mnie na wiele, że udźwignę rolę, którą przyjmuję.
No tak, ale po sukcesie filmu Maska zasypywano panią scenariuszami, które konsekwentnie pani odrzucała, obawiając się zaszufladkowania.
Kierowałam się intuicją. Chciałam poczekać na oferty, w których będę mogła pokazać, że mam talent i mózg. Owszem, po sukcesie Maski mogłam dużo grać, i tym samym szybko zgasnąć jako aktorka, bo propozycje nie były interesujące. Mogłam też poczekać na interesujące propozycje, udowadniając, że mam osobowość, że stać mnie na wiele – dając sobie szansę na rozwój kariery. Oczywiście, bez trudu wybrałam to drugie rozwiązanie.
Czyli ważną rolę w pani życiu odgrywa intuicja?
Tak. Wierzę, że kobiety mają szósty zmysł. Gdy byłam blisko z jakimś mężczyzną, zawsze na podstawie odbieranych sygnałów, szóstego zmysłu, szybko się orientowałam, „co w trawie piszczy”. Podobnie jest i w innych dziedzinach życia.
Jak wspomina pani swój debiut w filmie Maska, u boku Jima Carrey’a?
Idąc na casting nie liczyłam na główną rolę kobiecą, raczej na jakiś epizod. Zainwestowałam 38 dolarów w biustonosz, który optymalnie powiększał i podnosił biust. Gdy uznano, że to właśnie ja będę partnerką Jima Carrey’a, poczułam się jak oszustka.
A nie jak wojowniczka?
Nie. Jestem wojowniczką, osobą bardzo aktywną, dynamiczną, wiedzącą czego chcę, ale nie przekraczam pewnych barier. Brzydzę się kłamstwem, brzydzę się chamstwem, nie zmierzam „po trupach” do celu. Nie uważam też życia za wyścig. Nie chcę z nikim konkurować, zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej.
Kiedyś była pani wziętą modelką. Nie żałuje pani, że zrezygnowała z tej kariery i poświęciła się aktorstwu?
Nie, nie żałuję. Praca modelki była bardzo stresująca, wyczerpująca i nie tak ciekawa, jak aktorstwo, w które również trzeba bardzo dużo wysiłku włożyć. Aktorstwo niesie w sobie wiele wyzwań i bardzo wzbogaca osobowość, a więc nie ma o czym mówić. Nie żałuję jednak, że byłam modelką, bo to też pewne doświadczenie. Sporo się nauczyłam i zarobiłam trochę forsy, dzięki czemu mogłam zaspokoić pewne swoje potrzeby i pomóc rodzicom.
Ale do pieniędzy nigdy nie przywiązywała pani szczególnej wagi?
Kiedy jako modelka zaczęłam zarabiać, mogłam docenić wartość pieniądza, bo życie stało się łatwiejsze, ciekawsze, pełniejsze. Po prostu, wzrósł mój apetyt na życie, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. Ale pieniądze są mi potrzebne tylko po to, by zaspokoić swoje potrzeby, by wystarczyło mi na fajne życie, niekoniecznie w nadmiarze luksusowe. Nie należę do osób, których celem jest bezustanne bogacenie się, po to, aby żyć w przepychu.
Często w wywiadach wspomina pani o swoich korzeniach i rodzinie.
Tak, bo to bardzo ważny dla mnie temat. Pochodzę ze szczęśliwej, kochającej się rodziny.
Ma pani latynoskie korzenie?
Jestem z trzeciego pokolenia kubańskich imigrantów. Moja rodzina żyła w kubańskich dzielnicach na Florydzie, ojciec do szpiku kości był przesiąknięty kubańską tradycją.
A mama?
A w mojej mamie płynie krew angielsko-niemiecka.
I więcej cech odziedziczyła pani po mamie?
Chyba jednak po ojcu. Karnacje mam jasną, ale naturę gorącą, taką jaką miał mój ojciec. Poza tym, tata zaszczepił we mnie typowo latynoskie umiłowanie rodziny.
Na czym to polega?
Na działaniu jak drużyna, na wspieraniu się w każdej sytuacji. Jeden za wszystkich. Wszyscy za jednego. To motto szczęśliwej latynoskiej rodziny. Ojciec zawsze mi mówił, że najważniejsze, abym była sobą, abym robiła to, co lubię, to w czym czuję się najlepiej. Nigdy nie wywierał na mnie presji bym spełniała jego oczekiwania. To bardzo ważne, bo dzięki temu nauczyłam się samodzielności, nauczyłam się podejmować decyzje i mocno stać na własnych nogach.
Pani ojciec zmarł w trakcie zdjęć do filmu Bez mojej zgody.
Tak. Bardzo mi go brakuje. Śmierć przyszła nagle. Nie zdążyłam się z nim nawet pożegnać. Wspólnie z mamą i siostrą uświadomiłyśmy sobie, że życie jest bardzo kruche i że trzeba się cieszyć z każdej chwili.
Pani potrafi korzystać z każdej chwili?
Staram się. I podpowiadam wszystkim: Ludzie! Żyjcie pełnią! Jeżeli jakaś dziewczyna ma piękne nogi, niech nie wstydzi się zakładać krótkich spódniczek, bo być może za jakiś czas nie będzie mogła ich nosić. Zaspakajajmy własne pragnienia, bierzmy z życia pełnymi garściami. I co najważniejsze, kochajmy siebie.
Podobno dzięki temu, że pochodzi pani ze szczęśliwej, kochającej się rodziny, zbyt idealistycznie podchodzi pani do związku kobiety z mężczyzną?
Idealistycznie? Nie, normalnie. Gdy jestem w związku z mężczyzną, staram się być mu bezgranicznie wierną. I uważam, że uczciwość, tolerancja, prawda, budują każdy taki związek. Gdy jedna z tych zasad zostaje naruszona, związek zaczyna się chwiać. Z natury jestem bardzo kochliwa i zawsze łatwo wchodziłam w układ z mężczyzną.
Podobno stać panią na duże poświęcenia dla mężczyzny?
Jeżeli mężczyzna jest tego wart i daje mi wszystko to, czego od niego oczekuję, to stać mnie na bardzo wielkie poświęcenia. Jestem w stanie lecieć do niego na koniec świata, co zresztą już czyniłam.
A jaki mężczyzna, pani zdaniem, wart jest takich poświęceń, by lecieć do niego na koniec świata?
Taki, który sprawia, że czuję się stuprocentową kobietą, który mi daje poczucie bezpieczeństwa, fantastyczny seks, który jest tolerancyjny, miły, któremu można bezgranicznie ufać. Wiem, wiem, szukam ideału.
Podobno ideałów nie ma.
Ale to nie znaczy, że mam przestać ich szukać. „Szukajcie, a znajdziecie”… Może nie ideał, ale kogoś, kto przypomina ideał.
Jest pani piękną kobietą. Jak pani dba o swój wygląd i formę?
Dla utrzymania urody ważny jest sen. Po ciężkim dniu pracy potrzebuję dobrego wypoczynku. Z drugiej strony, lubię też się bawić, tańczyć do upadłego, co bardzo korzystnie wpływa na utrzymanie bardzo dobrej kondycji fizycznej.
Wygląda pani na osobę szczęśliwą, a to też niewątpliwie wpływa na wygląd i dobra formę.
Owszem, młodość, dobra forma, to też zrozumienie, że życie składa się ze smutków i radości. Trzeba to zaakceptować i z optymizmem podejść do różnych przejawów życia, ciesząc się chwilą. Ja w każdym razie tak podchodzę do życia i dzięki temu czuję się szczęśliwa. Dzięki temu jestem w dobrej formie.
Jest pani wielką gwiazdą, która podobno ma ogromny dystans do sławy. To prawda?
Czuję się zwyczajną, przeciętną dziewczyną. Gdybym nie grała w filmach, gdyby moja twarz nie pojawiała się na okładkach kolorowych magazynów, byłabym jedną z wielu dziewczyn, które można spotkać w kawiarni, na plaży, na ulicy. Mam tego świadomość i dlatego m.in. nie lubię eksponować swojej prywatności. Chronię swoją intymność, choć nie jest to łatwe, bo nigdzie nie mogę czuć się swobodnie.
Źródło: Kawa, nr 3(4)/2010