Blisko ludziW hip-hopie widzi drugą szansę. "To muzyka, która daje nadzieję"

W hip‑hopie widzi drugą szansę. "To muzyka, która daje nadzieję"

- Jeden z moich podopiecznych jest dziś raperem. Dawniej był agresywny, szedł uparcie w stronę totalnej demoralizacji, aż nagle zaczął pisać teksty i rapować swoje własne kawałki. Hip-hop stał się dla niego tratwą, dzięki której ocalał - mówi Przemek, autor inicjatywy społecznej Hip-Hop Druga Szansa.

W hip-hopie widzi drugą szansę. "To muzyka, która daje nadzieję"
Źródło zdjęć: © East News
Marianna Fijewska

Przemek jest pedagogiem i założycielem inicjatywy Hip-hop Druga Szansa, w ramach której organizuje spotkania z raperami. Uczestniczą w nich nastolatkowie, również młodzież z pieczy zastępczej. Młodzi ludzie, którzy w życiu nie mają lekko. Dzięki Przemkowi mogą spotkać się z artystami i porozmawiać o muzyce, która niejednemu z nich wyznacza życiowy kierunek.

Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Nieczęsto narzędziem pracy pedagoga jest rap. Jak to się zaczęło?
Przemek Kaca, Hip-hop Druga Szansa: Na studiach odbywałem praktyki w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Dźwięki hip-hopu dochodziły dosłownie zza każdych drzwi. Dzieciaki były pochłonięte tą muzyką, a ja nigdy wcześniej się nią nie interesowałem. Po pracy nadrabiałem zaległości i słuchałem tego, co oni. Był to przede wszystkim brutalny rap, gdzie co drugie słowo "je...o się policję". Starałem się znaleźć wartościowy hip-hop, żeby móc zaproponować dzieciakom delikatną zmianę repertuaru.

Pamiętasz pierwszą rozmowę z podopiecznymi o rapie?
Tak, była dość żenująca. Bardzo szybko wypunktowali mnie za to, czego nie wiem, nie znam i nigdy nie słyszałem. W temacie hip-hopu byłem świeżakiem, ale z tej rozmowy wysnuliśmy jeden wniosek - musimy zorganizować spotkanie z jakimś raperem. Stanęło na Kalim. Pamiętam to spotkanie do dziś, a jeden z fragmentów utworu stał się mottem mojego projektu.

Jak brzmi?
"Jak chcesz mnie ocenić, załóż najpierw moje buty, przejdź krainę cieni i jak ja po drodze nie uklęknij".

Krainę cieni, bo dzieciaki nie miały życia usłanego różami.
Owszem, ale żeby nie było tak dołująco, powtarzam im też drugi cytat: "Niejeden kwitnie kwiat, choć wokół płynie rynsztok". To nieważne, że w domu się nie przelewa, że matka odeszła, że ojciec pije - jeśli chcesz coś osiągnąć, to problemy domowe cię nie dyskwalifikują.

Czyli zadaniem hip-hopu jest motywowanie nastolatków?
Nie tylko. Oni utożsamiają się z wykonawcami i łatwiej im przetrwać. Pamiętam podopiecznego, którego konkubent matki wyrzucił z domu. Dosłownie zamknął 16-letniemu dzieciakowi drzwi przed nosem i powiedział, żeby radził sobie sam. Tamten przez wiele dni tułał się po ulicach, później trafił do placówki. Powiedział mi, że w tych najgorszych chwilach słuchał hip-hopu i czuł, że nie tylko on ma pod górę, że są też inni, którym świat się posypał, a mimo to dali radę. Myślę, że hip-hop daje nadzieję, bo opowiada o prawdziwym życiu, nawet w najbardziej dramatycznym wydaniu.

Co jest najtrudniejsze dla twoich podopiecznych?
Ciągły dylemat wobec rodziców biologicznych. To są dzieciaki, które nie mają wsparcia. Nie wiedzą, co to znaczy mieć w domu ciepły obiad, przygotowane kanapki do szkoły, albo czym są fajne wakacje. Ich rodzice są często uzależnieni, nie dbają o nich, a nawet kombinują, jak ich wykorzystać. Ale jeśli przy nastolatku wyrazi się negatywne zdanie o rodzicach, droga do kontaktu zostanie zamknięta.

Dlaczego?
Na tym właśnie polega ten dylemat. Z jednej strony czują do nich straszną złość, a z drugiej ogromne przywiązanie. Wielokrotnie dzieciaki, które wracały do placówki z wizyt u rodziców, krzyczały, że już nigdy tam nie pojadą. Gdy przychodziło kolejne urlopowanie, mówiły z radością, że wybierają się do domu.

Na spotkaniach z raperami rozmawiacie o problemach rodzinnych?
Rozmawiamy o tym, że pisząc teksty można wyrazić swoje cierpienie i sobie ulżyć. Jeden z moich podopiecznych jest dziś raperem. Dawniej był agresywny, szedł uparcie w stronę totalnej demoralizacji, aż nagle zaczął pisać teksty i rapować swoje własne kawałki. Hip-hop stał się dla niego tratwą, dzięki której ocalał. A inspiracją dla niego było właśnie jedno z tych spotkań.

Co jest dla ciebie najtrudniejsze podczas organizacji eventów z raperami?
Że scenariusz każdego z nich jest inny. Zmienia się w zależności od tego, jak zmieniają się realia, w których żyją dzieciaki. A te zmieniają się bardzo dynamicznie. Dawniej mówiło się o narkotykach twardych. Dziś jest to przeszłość, bo dzieciaki eksperymentują z dopalaczami. Do e-papierosów dolewają sobie płynne substancje psychoaktywne, żeby móc w każdej chwili pociągnąć buszka. Nie mówimy też tyle o "ustawkach", a więcej o hejcie w sieci, który tak samo, jak ostre pobicie, może doprowadzić do śmierci.

Z perspektywy bardzo zaangażowanego pedagoga, widzisz lepiej wszystkie błędy, które zazwyczaj popełniają nauczyciele?
Nóż mi się otwiera w kieszeni, gdy czytam uwagi w dziennikach moich podopiecznych. Chłopak, który ma potworne problemy w domu i nie potrafi usiedzieć w miejscu dłużej, niż 10 minut nie zmieni się, nawet gdy dostanie 150 uwag. Nauczyciele powinni o tym wiedzieć i znaleźć inną metodę na kontakt z nim, a zamiast tego oczekują, że dostosuje się do powszechnie panujących zasad, bo "wszyscy ich przestrzegają". Tylko, że ci "wszyscy" mają często normalne domy i problemy typowych nastolatków. Nie martwią się o to, gdzie spędzą kolejną noc, albo co zjedzą na obiad.

Czy takie betonowe podejście do wychowanków trochę się zmienia?
Trochę tak. Ostatnio mój podopieczny opowiedział, że malował na lekcji grafiki. Nauczycielka to zobaczyła i zamiast wstawić mu uwagę, których już i tak nazbierał mnóstwo od innych nauczycieli, poprosiła, żeby przygotował plakat na apel. "Masz talent chłopie, przyłóż się!" - tak mu powiedziała i on przez trzy dni szykował ten plakat. Wcześniej nieustannie słyszał, że jego graffiti to wstrętne bazgroły, a tu nagle takie docenienie. Chłopak odkrył w sobie potencjał, bo wreszcie usłyszał, że jednak do czegoś się nadaje. Ale nie dajmy się zwieźć, w systemie edukacji nadal brakuje ludzi z odpowiednim podejściem. A przecież to praca, z której można czerpać bardzo dużo dobrego. Przemiany, jakie przeżywają podopieczni, czy choćby ich wdzięczność...

Pamiętasz najbardziej poruszający moment podczas całej twojej pracy pedagogicznej?
Jeden z podopiecznych poprosił mnie, żebym został ojcem chrzestnym jego dziecka. Powiedział, że nie ma nikogo innego równie bliskiego. Oczywiście zgodziłem się. Córka tego chłopaka, który kiedyś nie wyobrażał sobie, że zostanie ojcem, niedługo skończy trzy latka. To są momenty, w których widzisz i doceniasz sens pracy z młodzieżą.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (59)