Blisko ludziW kwietniu uciekła z rodziną z Mariupola. "Co noc mam koszmary"

W kwietniu uciekła z rodziną z Mariupola. "Co noc mam koszmary"

Daria wraz z najbliższymi od początku wojny skrywała się w rodzimym Mariupolu. Rodzina zdecydowała się na ucieczkę dopiero na początku kwietnia. Relacja kobiety dobitnie uświadamia, z czym mierzą się obywatele Ukrainy, którzy podjęli się próby wyjazdu z ogarniętego wojną państwa.

Ukrainka mówi o tym, jak wyglądała ucieczka z Mariupola
Ukrainka mówi o tym, jak wyglądała ucieczka z Mariupola
Źródło zdjęć: © Getty Images, YouTube | Getty Images, YouTUbe KyivPost

24.04.2022 | aktual.: 24.04.2022 11:19

Przez pierwsze tygodnie wojny nie chcieli opuszczać kraju. W pewnym momencie zdali sobie jednak sprawę, że jeżeli nie zdecydują się na wyjazd z miasta, czeka ich pewna śmierć. Aby uciec przed wrogimi wojskami, przebyli pięć tysięcy kilometrów. Lęk i trauma po tym, co przeżyli, wciąż im jednak towarzyszą.

"Miasto nie miało elektryczności, gazu ani światła"

Mieszkanka Mariupola w rozmowie z "Kyiv Post" podkreśliła, że już od początku marca sytuacja w mieście była krytyczna. Mieszkańcy zostali pozbawieni gazu i prądu. Panował chłód. Woda była trudno dostępna. Społeczność miasta starała się przeżyć wykorzystując dostępne zasoby, które były bardzo skromne.

- Musieliśmy oszczędzać żywność, bo nie działały żadne sklepy i nikt nie przywoził jedzenia do miasta. Wszystkie nasze piękne parki zamieniły się w drewno opałowe do gotowania potraw - tłumaczy Daria.

Bestialskie zachowanie Rosjan

Mariupol wciąż był pod ostrzałem, dlatego też próby ucieczki były wyjątkowo trudne. Część mieszkańców zamieszkała w piwnicach.

- Część ze starszych mieszkańców zginęła w swoich mieszkaniach, ponieważ nie mogli fizycznie zejść i ukryć się przed nalotami, bombami i minami. Ostrzał jest celowo przeprowadzany blisko terenów mieszkalnych - dodaje kobieta.

Daria podkreśla, że wojsko rosyjskie czekało z ostrzeliwaniem miasta do momentu, aż ludzie wyjdą na ulice. Gdy Ukraińcy wychodzili po żywność i wodę, zaczynało się bombardowanie. Wiele osób ginęło tuż przy wejściach do schronów. Sama rozmówczyni "Kyiv Post" w marcu straciła mamę.

- Pochowaliśmy ją między naszym domem a apteką. Były tam już pochowane dwie osoby. Jedną z nich była pięcioletnia dziewczynka - wyznaje.

"Trwało to dzień i noc, przez całą dobę"

Pod koniec marca ostrzał Mariupola zaostrzył się. Jego mieszkańcy zdali sobie sprawę, że jeżeli nie spróbują wyjechać, najprawdopodobniej zginą albo przez bombardowanie, albo z głodu. Ucieczka rozpoczęła się 4 kwietnia.

- Wyjechaliśmy z miasta pięcioma samochodami. Przenieśliśmy się z dzielnicy sąsiadującej z portem Mariupol, gdzie toczyły się najbardziej zaciekłe walki. Gdy tylko ruszyliśmy, zaczął się na nas atak moździerzowy. Wokół nas spadały miny i bomby. W rezultacie z Mariupola wyjechały tylko trzy samochody. Nie znamy losu pozostałych dwóch. Ledwo mogliśmy się wydostać z Mariupola, bo wszystkie drogi były dziurawe od pocisków - wspomina Daria.

"Filtracja"

Aby wyjechać z oblężonego miasta, rodzina musiała przejść przez kontrolę rosyjskich wojsk. Kobieta tłumaczy, że dokładnie przejrzane zostały wszystkie samochody oraz każdy pasażer.

- Wszystkie nasze telefony zostały sprawdzone. Prosili o tłumaczenie się z niektórych kontaktów. Przejrzeli absolutnie wszystko. Potem otworzyli nasz laptop. Wyjęli dysk twardy. Mieliśmy też pendrive'y z naszymi zdjęciami. Zabrali je (...). Pobrali odciski wszystkich naszych palców i dłoni. Zrobili nam zdjęcia z trzech stron. Wszystkie te dane zapisali w bazie danych i wydali kartę, którą pozwoliła na zakończenie "filtracji" - dodaje.

W trakcie ucieczki rodzina dowiedziała się, że korytarz humanitarny w stronę Zaporoża jest pod ostrzałem. Z tego powodu zdecydowała się na wyjazd z Ukrainy przez Rosję. Po kontroli w "Uspence" podążyli na północ Rosji, później przez Łotwę do Polski, gdzie w Warszawie wsiedli w pociąg.

"Co noc mam koszmary, że nie mogę wydostać się z Mariupola"

Obecnie Daria z rodziną przebywa w Szwajcarii. Państwo zapewniło Ukraińcom właściwą opiekę medyczną, leki oraz żywność. Tymczasowo zamieszkali w centrum migracyjnym. Kobieta jest pod stałą opieką psychologa.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Wybrane dla Ciebie