W tym mieście w UE większość mieszkańców mówi po rosyjsku
Narwa to jedno z najbardziej zrusyfikowanych miast w Unii Europejskiej. Ok. 90 proc. mieszkańców posługuje się językiem rosyjskim. Estońskie miasto oddziela od Rosji tylko rzeka, a łączy z nią - most Przyjaźni. W 2014 r. po wybuchu wojny we wschodniej Ukrainie wielu analityków zaczęło się zastanawiać, czy Narwa będzie następna. Obawiano się, że mieszkający tam Rosjanie mogliby poprzeć aneksję miasta. Jakie nastroje panują tam dziś?
01.07.2022 | aktual.: 02.07.2022 10:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Estonia to jedno z najmniejszych państw w Europie. Liczy zaledwie 1,3 mln mieszkańców, z czego 1/3 stanowią Rosjanie. I choć Estonia jest członkiem NATO, to jej przywódcy cywilni i wojskowi wyrażają zaniepokojenie, że Rosja może dopuścić się ataku pod pretekstem obrony interesów 300 tys. rosyjskojęzycznych mieszkańców tego kraju. Czy społeczeństwo czuje się zagrożone? Zapytaliśmy o to przedstawicielki Polonii w jednym z najbardziej zrusyfikowanych miast Estonii.
Kiedy mniejszość staje się większością
W Narwie, 60-tysięcznym przygranicznym miasteczku położonym przy rzece o tej samej nazwie, proporcje są odwrócone. Rosyjskojęzyczna ludność stanowi tu ok. 90 proc. To m.in. efekt rusyfikacji tych terenów po włączeniu Estonii do ZSRR. Po odzyskaniu przez nią niepodległości w 1991 r. niewielu z nich i ich potomków wróciło do Rosji.
Na ulicy ze świecą szukać osób, które posługują się językiem estońskim lub angielskim. Wielu mieszkańców do nauki estońskiego nie zachęcił nawet fakt, że zdanie egzaminu z tego języka jest warunkiem otrzymania estońskiego obywatelstwa. Woleli zostać "nieobywatelami" z tzw. szarymi paszportami i mniejszą liczbą praw.
- Ok. 90 proc. mieszkańców Narwy to osoby rosyjskojęzyczne. Mniej więcej połowa z nich to Rosjanie, a reszta to Polacy, Białorusini, Żydzi, Tatarzy czy Uzbecy. Mimo dużej różnorodności wszyscy żyjemy tu w zgodzie. Znajomość języka estońskiego w Narwie jest niewystarczająca, ale pomału się to zmienia – coraz więcej młodych ludzi już go używa - mówi Anna Malinowska, prezeska polskiego klubu Polonez w Narwie.
Czytaj także: Polka w Finlandii: Życie nadal płynie tutaj swoim tempem
Polonia w Narwie też mówi po rosyjsku
Anna Malinowska ma polskie korzenie, estońskie obywatelstwo, ale najsprawniej posługuje się językiem rosyjskim. Podobnie jak większość Polonii w tym mieście. Jej rodzina przyjechała do Estonii z Krakowa w czasie I wojny światowej. Kiedy rok temu dziennikarze z Polski zapytali jej syna, jakiej jest narodowości, odpowiedział bez zastanowienia: - Czuję się Polakiem.
Prezeska klubu Polonez podaje, że w Narwie żyje ok. 100 Polaków i ludzi z polskimi korzeniami. Wielu z nich stara się trzymać razem. Wspólnie obchodzą wszystkie ważne święta, choć w czasie pandemii było to utrudnione. Dopiero teraz wszystko pomału wraca do normalności.
Krąg zainteresowań klubu Polonez w Narwie? Polska kultura i tradycje. Do klubu może należeć każdy, kto je przejawia - niezależnie od pochodzenia.
W Narwie działa jeszcze jedna polska organizacja – Stowarzyszenie Polskie zajmujące się popularyzacją naszej kultury i badaniem historii Polski. Jego prezeską jest Natalja Belotserkovskaja, która pochodzi z polskiej rodziny mieszkającej w Leningradzie (obecny Sankt Petersburg). Represjonowano ich za czasów Stalina. Dziadek został rozstrzelany w Udmurcji, a babcię i jej cztery córki zesłano do łagru w Kazachstanie. Do Narwy Belotserkovskaja przyjechała w 1980 r. po ukończeniu studiów w Moskwie. Jej pierwszym językiem również jest rosyjski.
Mama Natalii zawsze powtarzała, że "starzy ludzie to nasza pamięć, dzieci to nasza przyszłość, a obcych nie ma". Belotserkovskaja wzięła sobie te słowa do serca i stara się wedle nich żyć oraz prowadzić stowarzyszenie.
Czytaj także: Polka na Litwie: Nie damy się Putinowi
Jak wygląda życie w Narwie po 24 lutego?
Natalja Belotserkovskaja nie odczuła większych zmian po wybuchu wojny w Ukrainie. Jedyny problem, z jakim przyszło jej się zmierzyć, to brak kontaktu z organizacjami Polonii z Sankt Petersburga, z którymi wcześniej współpracowała.
- W stowarzyszeniu już od 20 lat działamy razem z przedstawicielami różnych narodowości. I to się nie zmieniło. Wciąż ze sobą współpracujemy, rozmawiamy, przyjaźnimy i szanujemy nawzajem. Nie zauważyłam żadnych napięć. Oczywiście w obecnej sytuacji trzeba być delikatnym i uważnym, by przez przypadek kogoś nie urazić - wyjaśnia prezeska.
Podobne odczucia ma Anna Malinowska.
- Narwa jest przygranicznym miastem, więc oczywiście na przejściu widać więcej ludzi, w tym uchodźców z Mariupola, ale poza tym wszystko jest po staremu. Każdy żyje swoim życiem, nikt nie biega z bronią po ulicach. Oczywiście czujemy niepokój o nasze bezpieczeństwo, ale to zadanie rządu, by nam je zapewnić. Nie chcemy tu wojny, podobnie jak Rosjanie, którzy mieszkają w Narwie - wyjaśnia.
- Większość Rosjan w Narwie nie popiera polityki Putina wobec Ukrainy. Innego zdania, według mnie, jest ok. 30 proc. Głównie to starsi ludzie, którzy oglądają wyłącznie rosyjską telewizję i niosą w świat to, co w niej słyszą – dodaje Malinowska.
Choć rosyjskie kanały są tu zakazane, to wiele osób nadal ogląda je w internecie. Dodatkowo w Narwie wystarczy postawić zwykłą antenę, by odbierać sygnał bezpośrednio z Rosji.
Czy Narwa będzie drugim Donieckiem?
Mimo ostrzeżeń analityków oraz doniesień o propagandzie, która różnymi kanałami sączy się do rosyjskojęzycznych mieszkańców Estonii, nasze rozmówczynie nie widzą powodów do niepokoju.
- Myślę, że to mało prawdopodobne, by Narwa stała się drugim Donieckiem. Rosyjskojęzyczni mieszkańcy doskonale wiedzą, co dzieje się za rzeką. Co innego jeździć do Rosji po tani alkohol, a co innego tam żyć. Może niektóre osoby nie miałyby nic przeciwko, ale można ich policzyć na palcach jednej ręki. Estonia to przecież Europa, która daje o wiele więcej możliwości niż Rosja – przekonuje Anna Malinowska.
W końcu nie bez powodu niedawno nazwano Narwę miastem, w którym zaczyna się Europa.
- Nie widzę zagrożenia ani agresji ze strony Rosjan, którzy żyją w Narwie. Uważam, że nie ma co się martwić na zapas. Życie jest zbyt krótkie, żeby tracić czas na zamartwianie się czy wpadanie w histerię. Lepiej zająć się pracą, wychowaniem dzieci czy dbaniem o zdrowie. Jeśli człowiek pracuje, przynosi to efekty, a same rozmowy czy zamartwianie się nie dają niczego – podsumowuje Natalja Belotserkovskaja.
Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.