Polka na Litwie: Nie damy się Putinowi
Rosja coraz częściej kieruje pogróżki w stronę Litwy. Władimir Putin porównał się do cara Piotra I Wielkiego, który tylko "zwrócił to, co należało do Rosji", a do rosyjskiej Dumy wpłynął projekt ustawy o anulowaniu rezolucji ZSRR w sprawie uznania niepodległości Litwy. Jak na to wszystko reagują nasi sąsiedzi? W rozmowie z Wirtualną Polską opowiedziała o tym Alina Obolewicz. Polka, która urodziła się i mieszka na Litwie.
Alina Obolewicz, choć urodziła się na Litwie, jest Polką od pokoleń. Ukończyła historię na Uniwersytecie Wileńskim, a potem studia podyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim. Kiedyś pracowała w szkole, a od 2004 r. prowadzi własne biuro turystyczne i jest licencjonowaną przewodniczką po Wilnie i całej Litwie.
Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jak wygląda teraz życie na Litwie? Czy dużo się zmieniło od czasu wybuchu wojny w Ukrainie?
Alina Obolewicz: W zasadzie życie u nas płynie dalej po staremu, ale oczywiście odczuwamy zmiany, jakie przyniosła wojna. Inflacja szaleje, ceny rosną w zastraszającym tempie. Z powodu sankcji nałożonych przez Litwę na Rosję i Białoruś część osób straciło pracę lub własne biznesy. Odbiło się to również na branży turystycznej, w której pracuję. Ale niezależnie od tego, zarówno rząd Litwy, jak i obywatele, wspierają Ukrainę, jak tylko mogą.
Turyści boją się przyjeżdżać na Litwę?
Po zniesieniu restrykcji związanych z pandemią zainteresowanie turystów wycieczkami na Litwę było ogromne. Bałam się wręcz, że nie będę w stanie obsłużyć wszystkich grup. Niestety po 24 lutego ludzie masowo zaczęli odwoływać przyjazdy. Podczas majówki większość przewodników została bez pracy – zamiast kilkuset grup turystycznych w Wilnie było zaledwie kilka. Mimo że na Litwie jest bezpiecznie. Jednak wiele osób myśli inaczej. Dla nich Wschód to miejsce, gdzie toczy się wojna i lepiej tam się nie zapuszczać. A ten Wschód to przecież różne państwa, z których część należy do Unii Europejskiej i NATO, jak Litwa.
Niedawno Putin potwierdził swoje imperialistyczne zapędy, a do rosyjskiej Dumy trafił projekt ustawy, która ma odwołać decyzję ZSRR w sprawie uznania niepodległości Litwy. Jak Litwini zareagowali na te wiadomości?
Choć niektórzy się z tego śmieją i uważają to za świetny żart, to wielu Litwinów ma obawy, że może się to źle skończyć. Oni nie mają złudzeń, co do intencji Rosji, ani tego, że stanowi ona zagrożenie. Próba anulowania decyzji o uznaniu niepodległości Litwy to dla wielu z nich nie tylko policzek, ale też realna groźba. Według mnie Rosja w ten sposób przygotowuje sobie usprawiedliwienie późniejszych agresywnych działań. Z jednej strony brzmi to nieprawdopodobnie, ale z drugiej nie zdziwię się, jeśli do tego dojdzie, bo Putin już dawno odpłynął. Trudno go posądzać o zdrowy rozsądek. Daje się więc w społeczeństwie wyczuć pewne napięcie.
Z badań przeprowadzonych w marcu tego roku wynika, że aż 91 proc. Litwinów jest przeciwnych agresji Rosji na Ukrainę. Czy spotkała się pani z inną postawą?
Zdecydowana większość Litwinów jest po stronie Ukrainy i historycznej prawdy. Wiedzą, że jeśli Ukraina polegnie, to będą zagrożone również inne kraje, w tym Litwa. Ci ludzie wspierają Ukrainę od pierwszych dni wojny. Niestety, wśród moich znajomych i rodziny znajdują się też tacy, którzy albo są pasywni, albo wręcz usprawiedliwiają imperialistyczne zapędy Rosji. I, nad czym ubolewam – wielu z nich to nie tylko Rosjanie i Białorusini, ale też Polacy. Część mniejszości narodowych mieszkających na Litwie jest pod silnym wpływem rosyjskiej propagandy. Ich jedynym źródłem wiadomości są rosyjskie programy telewizyjne. Tylko niektórzy zmienili zdanie na temat Rosji po wybuchu wojny.
Rosja oskarża Litwę o "wybuch antyrosyjskiej psychozy" i grozi, że poniesie tego konsekwencje. Jak Litwini traktują Rosjan? Czy rzeczywiście panują tam antyrosyjskie nastroje?
To zależy. Jeżeli chodzi o rosyjską mniejszość narodową na Litwie, to do wybuchu wojny nie dotykała ich dyskryminacja z powodu narodowości. Mogli czuć się pełnoprawnymi obywatelami Litwy. Jednak po wybuchu wojny część Rosjan zaczęła głośno wypowiadać się na ten temat, zrzucając winę na Ukraińców. Wtedy zalała ich fala hejtu. W mediach społecznościowych czy nawet na ulicach dało się słyszeć głosy, żeby lepiej zamilkli, bo jedynym agresorem jest Rosja. Niektórzy Rosjanie zaczęli się skarżyć, że dostają pogróżki.
Ale nasi politycy zdusili te nastroje w zarodku. Przyjęli retorykę, że Rosjanie są częścią naszego społeczeństwa, wielu z nich to potomkowie Rusinów i żyją tu od pokoleń. Prosili, by nie mylić Rosji z Rosjanami mieszkającymi na Litwie i podkreślali, że wielu z nich pomaga Ukraińcom.
A co z Rosjanami, którzy przyjechali na Litwę po 24 lutego?
Ludzi, którzy sprzeciwiają się polityce Putina szanujemy i są mile widziani. Natomiast tych, którzy uciekli z Rosji z powodu niewygód wywołanych sankcjami, nie chcemy na Litwie. Podobnie jak Białorusinów, którzy opowiadają się po stronie Rosji. Zdarza się, że słyszą pogróżki. Ludzie wygrażają się, że przebiją im opony w samochodach lub wybiją w nich szyby. Natomiast nie słyszałam, by doszły one do skutku. Zupełnie inaczej traktujemy Białorusinów, którzy zaklejają na rejestracjach flagi białoruskie opozycyjnymi - biało-czerwono-białymi, by pokazać jasno, po której są stronie. Podsumowując: nie chcemy tu szpiegów ani wygodnickich.
Czy z pani usług korzystają też Rosjanie?
Do 2014 r. znaczną część moich klientów stanowili rosyjskojęzyczni turyści. Jednak, kiedy po aneksji Krymu, Litwa ogłosiła sankcje wobec Rosji, ich liczba drastycznie spadła. W dużej mierze było to spowodowane nagonką na Litwę. Słyszałam o przypadkach, w których rosyjskie biura turystyczne wręcz zniechęcały klientów zainteresowanych wycieczką na Litwę. Miał to być odwet za nałożone przez Litwę sankcje wobec Rosji. W wyniku tego liczba turystów z Rosji malała z roku na rok, praktycznie do zera. Osobiście ostatnie takie grupy oprowadzałam w 2016 r. Atmosfera podczas tych wycieczek była bardzo specyficzna. Miałam wrażenie, że przyjechali najeżeni i gotowi, by odpierać ataki w związku z tym, jaki ich władza postąpiła z Krymem. To była trudna współpraca.
Po wybuchu wojny nazwę ulicy, przy której mieści się rosyjska ambasada w Wilnie, zmieniono na ul. Bohaterów Ukrainy. Czy takich gestów solidarności jest na Litwie więcej?
Jest ich u nas mnóstwo. Pomijając tak oczywiste rzeczy, jak pomoc rzeczową czy finansową kierowaną do Ukraińców, to na każdym kroku widać ukraińskie flagi. Nie tylko na domach mieszkalnych, ale też urzędach, w tym pałacu prezydenckim. W ogrodach roi się od żółtych i niebieskich kwiatów, a wiele budynków i mostów jest podświetlone na żółto-niebiesko. Na wieżowcu, w którym mieści się Urząd Miasta Wilna widnieje ogromny, widoczny z daleka transparent z hasłem: "Putin, Haga czeka na ciebie". Turyści, którzy przyjeżdżają do nas z Polski, nie kryją zdziwienia, że poparcie dla Ukrainy widać u nas na każdym kroku.
W ostatnim czasie ludzi ogarnęła apatia, byli już zmęczeni pomaganiem i coraz trudniejszą sytuacją finansową. Do czasu, aż znany litewski dziennikarz i youtuber – Andrius Tapinas, ogłosił zbiórkę na zakup dla ukraińskiej armii tureckiego drona Bayraktar TB2, który kosztuje 5 mln euro. Tapinas planował zebrać całą kwotę w trzy tygodnie, udało się w zaledwie trzy dni. Akcja niesamowicie zjednoczyła obywateli Litwy, nie mówiło się o niczym innym, a media społecznościowe były rozgrzane do czerwoności. Wspólnie wybraliśmy nawet imię dla tego drona.
Jak go nazwaliście?
Vanagas, czyli jastrząb. Jest to też nazwisko przywódcy litewskich partyzantów, który walczył z okupantami sowieckimi. Setki tysięcy mieszkańców Litwy oddało głos na to imię. Cała akcja przywróciła nam jedność i bojowy nastrój. Nie damy się Rosji.
Rozmawiała Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.