#WKobiecychRękach. Agnieszka Papież odeszła z korporacji i założyła własną firmę. "W biznes wchodziłam z tym, co miałam w portfelu"
– Bardzo się cieszę, że wystarczyło mi zapału, aby ten wózek ciągnąć – mówi o początkach działalności Agnieszka Papież. Dziś jej firma świetnie prosperuje, a inwestować w nią chcą aniołowie biznesu. Choć propozycja jest kusząca, 32-latka woli na razie być sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem.
09.07.2020 15:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Założyła nietypowe biuro architektoniczne i odniosła sukces. Agnieszka Papież stworzyła firmę, która zdalnie projektuje wnętrza na całym świecie. W rozmowie z WP Kobieta przyznała, że choć nie jest architektem, z powodzeniem zarządza startupem, któremu pandemia – choć mogła – nie podcięła skrzydeł. Krakowianka w działalność zainwestowała nie tylko własne oszczędności, ale również czas. Teraz zrezygnowała z oferty tzw. anioła biznesu (inwestora prywatnego, który wspiera finansowo małe firmy) i kształtuje biznes na własnych warunkach.
Anna Podlaska, WP Kobieta: Jesteście rewolucjonistami na rynku. W Homsy projektujecie wnętrza bez spotkania z klientem, całkowicie zdalnie. Ten model się sprawdza?
Agnieszka Papież: Naszym założeniem jest pełna digitalizacja usługi. W Polsce nikt czegoś takiego nie robił, a na pewno nie w tak zorganizowanej formie. No i jak to rewolucjoniści, na początku musieliśmy klientów przekonywać do tej formy i udowadniać, że jesteśmy w stanie dostarczyć im świetny, piękny i w pełni profesjonalny projekt.
Gdy w końcu sytuacja się ustabilizowała, wybuchła pandemia.
Podczas lockdownu byliśmy w kropce. Pod koniec lutego i w marcu odnotowaliśmy dramatyczny spadek, skrzynka mailowa z dnia na dzień przestała się zapełniać, telefon nie dzwonił. Można było się załamać. Wiem, że wiele biznesów na tym etapie zamknęło biura i zwinęło się w kulkę, aby przetrwać ten czas. Ja postanowiłam zawalczyć. W firmie mocno zwiększyliśmy nakłady marketingowe, zaczęliśmy atakować wyszukiwarkę Google, wykonaliśmy ogrom pracy, aby dotrzeć do klienta. Okazało się, że te działania przyniosły owoce. Nie tylko udało nam się znaleźć klientów, ale zainteresowanie naszą usługą online niesamowicie wzrosło. Klienci byli zachwyceni tą formą i tym, że mamy doświadczenie. W nowej normalności z pionierów i rewolucjonistów staliśmy się mocnym graczem, który stabilnie stoi na digitalowych nogach.
Zanim założyłaś własny biznes, pracowałaś w korporacjach. Kiedy zdecydowałaś, że chcesz być niezależna?
Moim konikiem był marketing online – to kierunek rozwoju, który bardzo lubiłam. Przez ten czas pracy w korporacjach zbierałam bardzo dużo doświadczeń, miałam też szczęście i trafiałam na fantastycznych szefów i świetne narzędzia do rozwoju. Z czasem miałam coraz większą potrzebę sprawczości. Dużo większą, niż dawała mi firma. Zawsze pracowałam mocno kreatywnie, ale irytowało mnie, kiedy pracowałam nad projektem, który np. z powodów finansowych nie dochodził do skutku. To było dla mnie trudne i pojawiła się potrzeba większej realizacji. To poczucie spełnienia było dla mnie najważniejsze. Wpadłam na pomysł, aby mieć własny biznes.
Oczywiście Homsy nie jest moim pierwszy pomysłem, ale pierwszym biznesem, w którym zaszłam tak daleko, czyli doprowadziłam do otwarcia działalności, zatrudniłam ludzi, wynajęłam biuro i na którym zarabiam pieniądze.
Ile biznesów rozpoczynałaś?
Miałam trzy, cztery pomysły, które były czymś więcej niż kartką papieru. Robiłam pierwsze modele biznesowe, czasem stawiane były pierwsze strony www.
Opowiedz o początkach. Łatwo nie było, zaczynałaś jako młoda mama.
Pamiętam, że byłam bardzo zmęczona. Pracowałam na etacie, miałam roczne dziecko. Nocami dłubałam nad Homsy. Bardzo się cieszę, że wystarczyło mi zapału, aby ten wózek ciągnąć. Ostatnio przeglądałam zdjęcia, na których siedzimy przy rodzinnym, weekendowym śniadaniu – ja pracuję przy komputerze, a moje roczne dziecko na swoim, zabawkowym. Musiało być tej pracy dużo, jak myślę o początkach. Na pewno wielką pomocą były programy rozwojowe, w których uczestniczyłam, zwłaszcza świetny Busines Model Mastering na Campusie Google.
W Homsy projektujecie wnętrza, choć jak wspominałaś, nie jesteś architektką. Skąd pomysł na taki biznes?
To była moja wizja, od podstaw. Jednak bardzo ważnym elementem przy tworzeniu biznesu był dla mnie partner merytoryczny. Jak powiedziałaś, architektem nie jestem. Miałam do czynienia z designem, ale potrzebowałam partnera. Po kilku nieudanych próbach udało mi się poznać świetną osobę. Jest to Jan Stępień, z którym pracuję do dziś i jest naszym głównym architektem i szefem zespołu projektowego. Gdyby nie on, nie udałoby się otworzyć biznesu. Znalezienie tej drugiej nogi, na której można stanąć, jest bardzo ważne.
Rozrysowałaś biznesplan, znalazłaś partnera, skąd wzięłaś pieniądze na inwestycje?
Jako rodowita krakowianka jestem raczej osobą oszczędną i tak też stworzyłam własny biznes. Od samego początku starałam się, aby firma powstawała na podstawie modelu MVP, czyli Minimum Viable Product. To produkt, który można spokojnie pokazać klientowi, można na nim pracować, ale nie jest przeinwestowany. Nie płacimy za rzeczy, które mogłyby potencjalnie przynieść stratę. W biznes wchodziłam z tym, co miałam w portfelu. Dla mnie było istotne, aby pieniędzy nie stracić. Nie zaczynałam od kosztów stałych, nie wynajmowałam biura, zamiast tego pracowałam z freelancerami. Bardzo pomagały mi umiejętności z poprzednich prac, czyli tworzenie kampanii internetowych. Później firma zaczęła organicznie rosnąć. Moim zdaniem to najlepszy kierunek, możemy przetestować koncept bez ryzyka, że w razie niepowodzenia zostaniemy z długiem.
Zaczęłaś szukać inwestora. Udało się zainteresować startupem tzw. anioła biznesu.
Nie wyobrażałam sobie wyjść po inwestycję w momencie, w którym mam jedynie kartkę papieru. Wiem, że wiele osób zdobywa środki na poziomie samego pomysłu, ale ja potrzebowałam pewności, że biznes będzie działał. Zewnętrzna inwestycja to w końcu wielka odpowiedzialność. Po około półtora roku działalności Homsy spotkało się z zainteresowaniem aniołów biznesu, rozpoczęły się negocjacje z osobą, która najbardziej odpowiadała mi etyką pracy, podejściem do biznesu i samej inwestycji.
Skorzystaliście z tego wsparcia?
W rozmowach zaszliśmy już bardzo daleko, mieliśmy wynegocjowaną umową wstępną, mieliśmy ją podpisywać, ale na ten moment zdecydowałam się zostać przy swoim. Po przemyśleniu uznałam, że nie chce sprzedawać skóry za cenę wzrostu. Miałam już działającą i rozwijającą się firmę i uznałam, że chcę rosnąć wolniej, ale na własnych warunkach. Jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem. To decyzja biznesowa i życiowa: co wystarczy – łyżka czy chochla? Życie przedsiębiorcy składa się z ciągłych wyborów i często zastanawiam się, czy ta decyzja była słuszna. Na szczęście drzwi nie zostały zamknięte i nie wykluczam, że w przyszłości zmienimy ścieżkę rozwoju i skorzystamy z zewnętrznych środków.
Co jest potrzebne, by wytrwać w tym biznesie?
Umiejętność niezrażania się, powstawania po problemach, wyzwaniach. Jeśli ktoś się szybko zraża i demotywuje, to nie jest najlepszy kierunek. Własny biznes to nie jest kraina mlekiem i miodem płynąca. Pojawiają się problemy, jest duża odpowiedzialność, zdarzają się konflikty. Trzeba mieć siłę w sobie, aby pchać pracę do przodu, trzeba być zorganizowanym i ambitnym. I koniecznie trzeba mocno wierzyć w siebie.
Masz własny biznes, dwa biura w Warszawie, jedno w Grecji. Czy tęsknisz za czymś?
Nie tęsknię za powrotem do korporacji, chociaż pracowałam w świetnych miejscach. Praca w dużej firmie to ciągły kontakt z wieloma inspirującymi ludźmi, szybko zmieniające się projekty. Oczywiście jest też cieplej i bezpieczniej, chociaż za tym akurat nie tęsknię. Poza tym sukces we własnym biznesie smakuje lepiej niż sukces korporacyjny, przynajmniej dla mnie. Teraz jestem z siebie naprawdę dumna i chyba o to właśnie mi chodziło.