Wybaczanie bliskim - metoda antystresowa!
Często wiele naszej energii życiowej wykorzystywanej jest na podtrzymywanie niechęci, żali i pretensji do naszych bliskich - matki czy ojca, małżonka czy byłego partnera, dzieci. W ten sposób umacniamy się w poczuciu krzywdy i żalach, że nie kochają i/lub nie kochali nas wystarczająco mocno. I żyjemy w nieustannym napięciu, blokując nasze siły i potencjał miłości.
12.11.2013 | aktual.: 17.01.2014 16:01
Często wiele naszej energii życiowej wykorzystywanej jest na podtrzymywanie niechęci, żali i pretensji do naszych bliskich - matki czy ojca, małżonka czy byłego partnera, dzieci. W ten sposób umacniamy się w poczuciu krzywdy i żalach, że nie kochają i/lub nie kochali nas wystarczająco mocno. I żyjemy w nieustannym napięciu, blokując nasze siły i potencjał miłości.
Niemal każdy z nas doznał w życiu przykrości związanych z zachowaniami, postawami, działaniami innych osób. Często nie zdajemy sobie sprawy, że w naszym sercu jątrzą się rany, zadane kiedyś przez kogoś lub przez coś. W sytuacjach, kiedy doświadczamy podobnych bodźców w relacjach, otwierają się one na nowo i zaczynają krwawić. Wpadamy wtedy w stan poczucia krzywdy, który nie tylko zakłóca nasz spokój i możliwość szczęśliwego życia, ale wywołuje stres, stając się przyczyną wielu poważnych chorób.
Dopóki nie umiemy "puścić" lin związanych z naszymi przekonaniami, że bliscy są okrutni i źli, że nas krzywdzą, gdy trzymamy je z wielkim zaangażowaniem i siłą - nie możemy być wolni od stresu i cierpienia. A tym samym nie możemy kochać, tkwiąc w myśleniu i emocjach sprzecznych z miłością. Nasza energia, wykorzystywana na "trzymanie lin", jest wtedy wciąż uwięziona, nie możemy uruchomić jej i skierować na działania życiowe, na rozwój naszych pasji i aktywności.
Już samo uświadomienie sobie, że nasze myśli ukierunkowane na osądzanie, oskarżanie innych są tylko wytworem naszych umysłów, są wyłącznie interpretacjami przepuszczonymi przez nasze własne filtry, przynosi pewną ulgę. To już początek zwolnienia uścisku, z jakim nasze „liny” poczucia skrzywdzenia kurczowo trzymamy. To rozluźnienie napięć, które są źródłem funkcjonowania w permanentnym stresie. I pierwszy krok w procesie wybaczania. Przynosi on dalszy wgląd. Możemy zauważyć, że gdy pielęgnujemy w sobie urazy do kogoś, mamy do niego głęboki żal, często równolegle oskarżamy też samych siebie. A gdy spróbujemy dotrzeć do genezy takich postaw, to znajdziemy tam z pewnością nie do końca uświadomione przekonanie, że nie zasłużyliśmy na miłość matki czy ojca, partnera czy dzieci, że nie jesteśmy godni tej miłości.
Gdy "trzymamy liny", które mają przecież dwa końce, to efekty naszego działania dotyczą ich obu. Kogoś, do kogo żywimy żal i urazę, ale też nas po tej drugiej stronie - bo kurczowo tkwimy w dotkliwych uczuciach i stanach skrzywdzenia. Pozwólmy sobie samemu "puścić" linę - zarówno sami poczujemy ulgę, jak również doświadczy tego osoba po drugiej jej stronie.
Colin C. Tipping – brytyjski terapeuta, założyciel i dyrektor Instytutu Radykalnego Wybaczania oraz Centrum Pojednania i Medytacji, autor metody "Radykalne wybaczanie" (Wydawnictwo Medium Sp. z o.o., 2003) twierdzi, że gdy dokonujemy aktu całkowitego wybaczenia, ludzie, których dotąd za coś winiliśmy, doznają tak jak my cudu uwolnienia.
Czują, że im wybaczyliśmy i oczyściliśmy się z mylnych wyobrażeń na ich temat. W miarę, jak przekształca się nasza energia, przekształca się też energia tych osób, które były przytrzymywane przez nas linami, co do których czuliśmy żal i których o własne uczucia obwinialiśmy.
Colin C. Tipling interpretuje to w ten sposób, że z innymi ludźmi jesteśmy połączeni energiami. Długość lin - czyli fizyczna odległość - nie ma tu znaczenia. Ludzie, z którymi łączymy się w związki, dają nam szansę na uzdrowienie tych cierpień, które drzemią w nas od dawna, a z przyczyn których nie zdajemy sobie często do końca sprawy. Co więcej - nasze dusze poszukują niezależnie od naszej świadomości takich związków, w których będziemy mieli szansę na uzdrowienie tego, co w nas nie jest zakończone, a więc wciąż boli. Nasze dusze potrzebują w życiu kogoś, kto pomoże im w całkowitym uzdrowieniu. W tym sensie wszystkie spotkania z osobami, z którymi wchodzimy w bliższe relacje, nie są przypadkami.
Mimo to wielu ludzi nawet w obliczu śmierci nie widzi związku między zdarzeniami w ich życiu, osobami, z którymi dzielą życie, a okazją do własnego uzdrowienia, którą te trudne relacje im dają. Nie jest łatwe bowiem dojście do momentu takiego wglądu w siebie, kiedy bierzemy odpowiedzialność za własne uczucia, kiedy przestajemy obwiniać za nasze niepowodzenia i cierpienie ludzi, z którymi łączą nas bliskie związki. Dotarcie do własnej wolności, wzięcie swoich spraw we własne ręce, uporanie się samemu ze swoimi problemami, wymaga odwagi i dużej świadomości.
Niestety nawyki są często silniejsze - dużo łatwiej jest nam skupiać się na tym, że to coś i/lub ktoś z zewnątrz zagraża naszemu spokojowi, bezpieczeństwu, dobrostanowi, niż zobaczyć, że to od nas samych zależy jakość naszego życia.
Alicja Krata – mediator; coach i superwizor; Prezes Zarządu Fundacji MEDIARE: Dialog-Mediacja-Prawo; założycielka Szkoły Miłości – w ramach projektu realizuje spotkania, seminaria, debaty, warsztaty, których celem jest doskonalenie miłości w relacjach międzyludzkich, budowanie dialogu i pokoju w rodzinach i grupach społecznych.
(akr/bb), kobieta.wp.pl