Pozwała PiS i wygrała. Wspierał ją mąż z TVN24
Justyna Śliwowska-Mróz i jej mąż Radosław Mróz udzielili wywiadu, w którym odnieśli się do kilkuletniej batalii sądowej z Prawem i Sprawiedliwością. Przypomnijmy, że wizerunek dziennikarki został bezprawnie wykorzystany w spocie wyborczym, co potwierdził Sąd Najwyższy.
W 2023 roku Sąd Najwyższy orzekł, że wizerunek byłej dziennikarki TVP został bezprawnie wykorzystany w spocie wyborczym PiS. Dopiero po czterech latach od wyroku sądu pierwszej instancji partia przeprosiła.
Teraz Justyna Śliwowska-Mróz wraz z mężem, dziennikarzem TVN24, opisali sądową batalię w rozmowie z Plejadą.
- Gdy wróciłam do domu i Radek pokazał mi ten spot, byłam w szoku. Myślałam, że to fake. Z godziny na godzinę dostawałam coraz więcej hejterskich wiadomości. Ludzie pisali mi, że jestem pisowską k..., dziennikarskim dnem i że się sprzedałam - wyznała dziennikarka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Prezes nie widzi tematu do rozmowy"
Justyna Śliwowska-Mróz od razu skontaktowała się z ówczesnym szefem TVP Info. Ten twierdził, że nie wyraził nikomu zgody na użycie fragmentów, które pojawiły się w spocie wyborczym PiS, "ale serwisy informacyjne TVP Info są na YouTubie, więc łatwo je stamtąd pobrać".
Miał porozmawiać o sprawie z grafikami oraz informatykami, a potem oddzwonić do poszkodowanej dziennikarki. Do tego miało nie dojść. Śliwowska-Mróz skontaktowała się z sekretarką prezesa TVP, Jacka Kurskiego, jednak ta, po usłyszeniu, w jakiej sprawie dzwoni dziennikarka, również miała nie wrócić do niej z odpowiedzią.
- W końcu poinformowano mnie, że prezes nie widzi tematu do rozmowy i nie rozumie, o co mi chodzi. Na pomoc prawnika TVP też nie mogłam liczyć, bo nie byłam wtedy etatową pracowniczką Telewizji Polskiej. Nie miałam więc żadnego wsparcia ze strony instytucji, w której w tamtym czasie byłam zatrudniona - wspomniała Plejadzie.
Śliwowska-Mróz wydała wtedy oświadczenie, chcąc odciąć się od spotu i mówiąc o bezprawnym wykorzystaniu jej wizerunku. Żądania o przeprosiny nie przynosiły rezultatów, dlatego małżeństwo zdecydowało się wejść na drogę prawną.
Umowa rozwiązana ze skutkiem natychmiastowym
Justyna Śliwowska-Mróz pozwała PiS. Postanowiła też odejść z TVP, jednak wtedy zaszła w ciążę, urodziła syna i poszła na urlop macierzyński. Kilka dni po tym, gdy sąd wydał wyrok o bezprawnym działaniu PiS, dziennikarka otrzymała wiadomość o rozwiązaniu umowy ze skutkiem natychmiastowym.
- Co prawda nie byłam wtedy na etacie w TVP, ale miałam wciąż ważną umowę. Decyzja o jej rozwiązaniu była bezprawna, gdyż byłam na urlopie macierzyńskim. Nasz prawnik powiedział, że mogę wnieść sprawę do sądu. Pewnie gdyby nie to, że trzy tygodnie wcześniej zostałam mamą, tak bym zrobiła. Ale nie chciałam fundować sobie i Filipowi emocjonalnej huśtawki. Zależało mi na spokoju - wyjawiła Plejadzie.
Przeprawa sądowa trwała aż pięć lat. PiS wniosło apelację, jednak sąd drugiej instancji uprawomocnił wyrok. Wówczas przedstawiciele partii skierowali sprawę do Sądu Najwyższego. Jednak i w tym przypadku PiS czekało rozczarowanie.
Partia wystosowała przeprosiny w stronę dziennikarki, dopiero gdy Śliwowska-Mróz znów pracowała w TVP. Stacja, po zmianie władzy, zaproponowała jej prowadzenie "Panoramy", na co się zgodziła.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl