Wzięła udział w programie "Nasz nowy dom". Pokazała nam, jak żyje dzisiaj
Beata miała jedno marzenie. Prozaiczne. Chciała mieć toaletę i prysznic w domu. Na ten "luksus" odkładała latami, aby w mroźne wieczory nie korzystać z wychodka za domem. By w upalne dni nie myć się w małej misce. By jej syn nie musiał się wstydzić, w jakich warunkach mieszka.
Godzinę drogi z Warszawy, pod Łowiczem, mieszka Beata Stańczyk z nastoletnim synem Dawidem. Dzięki ekipie programu "Nasz nowy dom", ich zmartwienia dotyczące domu to już przeszłość.
- Odmienili nasze życie. Dali nam niezłego kopa – mówi uczestniczka show w rozmowie z WP Kobieta.
Rodzina jest najważniejsza
Beata zawsze marzyła o kochającej rodzinie. Jako 18-latka poznała przyszłego męża, z którym chciała spędzić resztę życia. Para zamieszkała w rodzinnym domu mężczyzny, gdzie zaczęli budować rodzinę. Po ośmiu latach związku na świecie pojawił się ich wymarzony syn Dawid.
- Kiedy wprowadziłam się do męża, były drewniane okna, które nie trzymały ciepła. Nie mieliśmy łazienki. Koło domu był wychodek, myliśmy się w misce. Chciałam dać mojemu dziecku lepsze życie – powiedziała Beata. I podkreśla, że jest zawziętą osobą – jak postawi sobie cel, dąży do jego osiągnięcia. Tak było i w tym przypadku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najpierw rodzina samodzielnie wymieniła okna i naprawiła dach, potem zrobili wylewki podłogowe w całym domu. Następnym krokiem było ogrzewanie centralne, które bardzo ułatwiło funkcjonowanie całej rodzinie. Na koniec została wymarzona łazienka. Fundusze były bardzo ograniczone, ale małżeństwo mogło liczyć na wsparcie bliskich. Beata zaciągnęła też kilka kredytów – łącznie na ok. 80 tys. zł.
- Odkładałam każdy grosz, jaki miałam, aby powoli wszystko remontować. W 2015 r. nie mieliśmy jeszcze normalnej łazienki. Mam dużo przyjaciół, którzy też mi pomagali, mój szef kupił nam trochę rzeczy do domu, bo wiedział, jaka jest sytuacja. Mąż nie ze wszystkim się zgadzał, uważał, że niektóre rzeczy moglibyśmy odpuścić, ale ja sobie postanowiłam, że dla Dawida zrobię wszystko. Nawet częściowo urządziłam mu pokój – opisuje Beata.
Trudne warunki mieszkaniowe i finansowe to nie wszystko. Beata musiała się też zmierzyć z chorobą męża, która szybko zaczęła postępować.
- Zachorował na raka. Leczenie było bardzo kosztowne, zakładaliśmy zbiórki, ale i tak nie udało się go uratować. Pewnego dnia zadzwonili ze szpitala, czy przyjmę męża do domu. "Jak to, czy przyjmę? Oczywiście, że tak. To jego dom" – odpowiedziałam. Przez miesiąc umierał w domu, kilka szafek w kuchni zajmowały jego lekarstwa i opatrunki. Zajmowałam się nim cały czas. Na koniec powiedział mi: "Wiem, że byłem kawał cholery, a ty się mną zajmujesz". To był mój mąż, nie potrafiłabym mu odmówić pomocy – opowiada Beata, która w tamtym czasie sama zmagała się z ciężką depresją objawiającą się m.in. omdleniami.
Środki, które zostały ze zbiórki założonej dla męża, Beata wykorzystała na ulepszenie domu. Mimo ogromnego wysiłku i nakładu finansowego, rodzina wciąż miała wiele potrzeb.
Nowy dom, nowe szanse
Największym problemem była elektryka. Z przewodów leciały iskry, w każdej chwili mogło dojść do pożaru.
- Piekłam ciasta, a z przewodów iskrzyło. Pewnego dnia zabrałam syna z domu na noc do rodziny, bo obawiałam się najgorszego – relacjonuje Beata. Uczucie strachu towarzyszyło im każdej nocy.
Poza tym dom był nieocieplony, w pokojach pojawiała się pleśń i wilgoć. Warunki mieszkaniowe rodziny były powodem żartów w szkole Dawida.
- Nikogo nie zapraszałem do domu. Jakoś nigdy nie byłem lubiany. Śmiali się, że jestem biedny – mówi w programie Dawid.
Do "Naszego nowego domu" rodzinę zgłosiła dyrektorka szkoły, do której uczęszcza nastolatek. Lokalna społeczność i przyjaciele zawsze wspierali kobietę, która choć sama niewiele miała, nigdy nie odmawiała pomocy.
- Myślałam, że przyjechałam do pałacu – mówi o pierwszej reakcji na wyremontowany dom. – Przez pół roku po remoncie wariowałam. Jak tylko pojawiała się jakaś ryska, panikowałam. Pamiętam, że zarysował mi się zlew i bardzo to przeżywałam. W końcu przyjaciółka powiedziała: "Beata, używasz tego, więc tak się będzie działo. Wszystko się zużywa" – to mnie otrzeźwiło – mówi.
Nowy dom to nowe szanse. Ale nie od początku tak było. Choć rzeczywistość się zmieniła, Beata wciąż zmagała się z depresją.
- Nie byłam w stanie wstać z łóżka, zachwycać się światem. Bolały mnie nogi do tego stopnia, że nie wstawałam nawet do kuchni, by zrobić synowi kanapki. Dawid w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Wymyślił, że jestem wezwana do szkoły, bo coś przeskrobał. Musiałam w końcu wyjść do ludzi. Na miejscu okazało się, że Dawid powiedział o moich problemach pani dyrektor, która zapytała, jak się czuję. Powiedziała też ważne słowa: "Masz piękny dom, ale przede wszystkim masz wspaniałego syna". To mi dało do myślenia. Potem wszystkie moje przyjaciółki prosiły mnie o różne rzeczy, abym miała zajętą głową: piekłam ciasta, robiłam pierogi, stroiki na stół… Zaczęłam czuć się potrzebna. To mi dało siłę – opowiada Beata.
Dawid zawsze był największym wsparciem dla Beaty.
- Byliśmy we dwoje i musieliśmy o siebie dbać. Na zawsze jednak zapamiętam słowa pana Przemka z ekipy budowlanej, który powiedział mi: "Kobieto, to ty jesteś odpowiedzialna za syna, nie on za ciebie". To zostało ze mną i tego się trzymam – kwituje.
Dom czy pałac?
Wjeżdżając do miejscowości, w której mieszka Beata z Dawidem, nie sposób nie zauważyć białego domu z niebieskimi elementami i wzorami łowickimi. W środku jest równie pięknie, ponieważ ludowe motywy pojawiają się też we wnętrzach.
Po przekroczeniu progu domu, czuje się niesamowite ciepło. I to nie tylko ze względu na słoneczny kolor ścian w przedpokoju. Beata roztacza wokół siebie mnóstwo pozytywnej energii. Gdy mówi o remoncie i ekipie programu, świecą jej się oczy.
- Co tydzień teraz piekę ciasta – mówi. - Bardzo ucieszyłam się z dużej kuchni. Uwielbiamy z Dawidem gotować, syn chce w przyszłości zostać kucharzem. Poza tym mamy piękną łazienkę z brodzikiem o jakim marzyłam. Dawid ma swój pokój, na podłodze mamy panele – zachwyca się Beata.
- Złośliwi twierdzą, że nie da się w pięć dni odmienić czyjegoś domu i życia, że te domy są z kartonu. To nieprawda. Ekipa ciężko pracowała, to niezwykle ciepli i dobrzy ludzie – zapewnia kobieta.
Ekipa programu odmieniła nie tylko dom
- Wiele rodzin zmieniło swoje życie dzięki programowi. Sami mówią o tym, że w końcu mają normalne warunki do życia, co zdejmuje im ogromny ciężar z barków. Mają chęć do życia, szukają nowej pracy, dzieciaki są aktywniejsze… - mówił w rozmowie z Patrycją Ceglińską-Włodarczyk Maciej Pertkiewicz, architekt z programu.
- Jestem w lepszej kondycji psychicznej. Po remoncie mam o wiele mniej stresu, nie martwię się o podstawowe rzeczy. Czujemy się bezpiecznie – mówi Beata. – Widzę też jak to wpłynęło na Dawida. Ma więcej znajomych, ostatnio nawet wyprawiał w domu urodziny – mówi z radością.
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia będą wyjątkowe. Beata spędzi je z partnerem i synem, zaprosiła do siebie również pozostałą część rodziny.
- Wcześniej spotykaliśmy się wszyscy u mojego taty. Po jego śmierci skończyły się rodzinne zjazdy. Chcę to znowu zapoczątkować – chwali się Beata. – Jestem szczęśliwa.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!