Blisko ludzi#zamiastkwiatka. Joanna miała raka szyjki macicy. Żyje, bo co roku robiła cytologię

#zamiastkwiatka. Joanna miała raka szyjki macicy. Żyje, bo co roku robiła cytologię

#zamiastkwiatka. Joanna miała raka szyjki macicy. Żyje, bo co roku robiła cytologię
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Dominika Czerniszewska
03.03.2020 20:40, aktualizacja: 04.03.2020 20:18

Miała 37 lat, gdy usłyszała, że ma wirusa HPV. "Czułam, że noszę tykająca bombę" – wspomina 44-letnia dzisiaj Joanna Krakowska, która 7 lat temu przeszła operację usunięcia szyjki macicy. Była u 6 ginekologów, żaden nie chciał jej operować. Uparła się. Dzisiaj śmiało może powiedzieć, że ocalono jej życie.

#zamiastkwiatka. Czytaj więcej o naszej akcji tutaj.

Pani Joanna cytologię wykonywała regularnie. Jednak ta, która była zrobiona siedem lat temu, zmieniła jej życie o 180 stopni. Wróciła z wakacji i dostała telefon z przychodni. Poproszono, aby jak najszybciej stawiła się u lekarza. Powód: podejrzenie wirusa HPV. – Parę lat wcześniej zaszczepiłam się przeciw wirusowi HPV. Byłam wtedy już po 30-tce. Dlatego tym bardziej byłam zaskoczona wynikiem – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Niezwłocznie udała się na badania, by zrobić kolposkopię, powtórzyć cytologię i wykonać badania pod kątem obecności wirusa opryszczki pospolitej HSV. Usłyszała od diagnosty, że czasem inne infekcje czy zakażenia bakteryjne dają taki obraz cytologii. Badania wyszły prawidłowo – nie miała zakażenia bakteryjnego ani wirusa HSV. Miała jednak wirusa HPV. Wynik badania na mRNA HPV wyszedł pozytywny. – Okazało się, że mam typ 33 HPV, czyli należący do tej grupy najbardziej onkogennych. Występuje on wyłącznie na szyjce macicy. Diagnosta wytłumaczył mi, że nie pozbędę się już tego wirusa. Będzie on już w moim organizmie cały czas – wyjaśnia pani Joanna.

Batalia o wycięcie szyjki macicy

Pani Joanna postanowiła, że chce wyciąć szyjkę macicy, aby wirus się nie rozprzestrzenił. Miała pewność, że organizm sam sobie nie poradzi. – Lekarze powiedzieli, że nie kwalifikuję się do usunięcia szyjki macicy. Procedury w tym przypadku nie pozwalają na wykonanie operacji. Stwiedzony wirus HPV 33, podejrzenie o komórki rakowe (w wyniku cytologii komórki ASC-H/HSIL) w naszym kraju nie kwalifikują do wycięcia szyjki macicy – opowiada. Lekarze radzili, by przez rok co 3 miesiące powtarzała cytologię. Jeśli wyniki nadal będą nieprawidłowe, wówczas zdecydują się na wycięcie kawałka szyjki macicy – konizację – poprzedzoną biopsją.

Joanna miała wtedy 37 lat, męża i 8-letnią córkę. Nie chciała czekać roku. Nie rozumiała, dlaczego lekarze nie mogą po prostu przeprowadzić operacji, by zmniejszyć ryzyko. – Czułam się wtedy, jakbym chodziła z bombą. Nie chciałam hodować wirusa i czekać, aż rozprzestrzeni się w organizmie – wspomina swoje obawy. Po sześciu wizytach u różnych ginekologów pani Joanna trafiła do lekarki, która pracuje również w Niemczech. – Była moją ostatnią deską ratunku. Łudziłam się, że u sąsiadów są inne procedury. Udało się. Zostałam zakwalifikowana – wyjaśnia.

Błąd ludzki. Gehenna

Operacja została wykonana w Polsce. Pani Joanna nie miała wyjścia – zapłaciła za nią z własnych oszczędności. Po trzech dniach od zabiegu zadzwoniła do niej pani doktor z informacją, że ma złe wyniki. – Powiedziała, że komórki rakowe występują w części, gdzie szyjka wchodzi już do macicy. Poza granicą cięcia znajdowały się komórki nowotworowe. Lekarka sama była zszokowana, że taka sytuacja nastąpiła – wyjaśnia.

44-latka jest przekonana, że gdyby nie poddała się operacji, rak nie zostałby wykryty. Lekarka zadecydowała, że Joanna musi się poddać drugiej operacji – usunięcia macicy – która jest równoznaczna z niepłodnością. – I to był dla mnie szok, bo wcześniej starałam się o drugie dziecko – stwierdza.

Drugą operację przeszła już w Niemczech. – Najgorsze było to czekanie na wyniki. Pani doktor dzień przed Wigilią zadzwoniła z informacją, że wyniki są dobre. Komórki rakowe okazały się rakiem przedinwazyjnym i potwierdził się wirus HPV typ 33. Inny typ HPV nie występował w przebadanym materiale histopatologicznym. Bez szyjki i macicy, ale zdrowa – mówi.

Na tym skończyło się leczenie pani Joanny. Nie musiała przyjmować chemii ani poddawać się naświetleniom.

Choć minęło 7 lat od operacji, kobieta wciąż regularnie wykonuje cytologię. – Część ginekologów mówi, że to bez sensu. Słyszę: "Cytologię wykonuje się z szyjki macicy, której pani nie ma". Całe szczęście są i tacy, którzy pobierają z kikuta, który pozostał po operacji. Na tym jednak nie koniec. Myślałam, że z racji mojej choroby będę pod specjalną ochroną NFZ… Pani z okienka powiedziała: "Nazwisko wyświetla się w systemie na czerwono – została pani wykreślona. Jest pani po operacji, więc cytologia również się nie należy" – opowiada zdruzgotana.

Nowy etap w życiu

Pani Joanna, gdy była po drugiej operacji, poznała Idę Karpińską, założycielkę Ogólnopolskiej Organizacji Kwiat Kobiecości. To był czas, kiedy leżała w łóżku i czekała na telefon od lekarki. – Byłam wtedy psychicznie dobita tym wszystkim. Dlatego szukałam i czytałam wiele publikacji. Statystyki śmiertelności nie były pocieszające. Nie było niczego, czego mogłabym się chwycić. I właśnie wtedy natrafiłam na historię Idy Karpińskiej – jak pokonała raka. Wysłałam do niej wiadomość, a ona oddzwoniła. Kazała mi szybko wracać do zdrowia, bo nie ma nikogo w Szczecinie do współpracy, kto zajmowałby się z ramienia "Kwiatu Kobiecości" profilaktyką z zakresu raka szyjki macicy – wspomina.

Pani Joanna przez pierwsze 1,5 roku po operacji dużo udzielała się charytatywnie. Był to rodzaj psychoterapii. Zaczęła spotykać się z kobietami, rozmawiać z nimi o raku i profilaktyce, organizować prelekcje. Jeździła też do szpitali na oddziały onkologiczne jako koordynatorka "Kwiatu Kobiecości".

Ogólnopolska Organizacja Kwiat Kobiecości jest inicjatywą Idy Karpińskiej i kobiet, które tak jak ona walczyły i wygrały walkę z rakiem szyjki macicy.

Profilaktyka to podstawa

44-latka wie, jak wiele zawdzięcza profilaktycznym badaniom. Chce tego nauczyć córkę. – Miała 8 lat, gdy zachorowałam. Bardzo to przeżyła. Za każdym razem, gdy opuszczałam mieszkanie, bała się o mnie. Pytała, gdzie idę, o której wrócę. Jak byłam w jednym czy drugim szpitalu, czy dochodziłam do siebie po operacjach, nie chciała chodzić do szkoły — wspomina.

Pani Joanna nie chciała ukrywać przed córką choroby. Wiedziała, że prędzej czy później się wyda. Od początku oswajała dziewczynkę ze słowem "rak". – Wolałam jej wytłumaczyć po swojemu, niż miałaby gdzieś usłyszeć w rozmowie i wpaść w panikę. Dzieci są teraz rezolutne, jest internet. Rysowałam jej, co mi będą wycinać. Tłumaczyłam jej, że już nie będzie miała siostry ani brata – wyjaśnia.

Choroba pani Joanny nauczyła ją, by od najmłodszych lat uświadamiać córkę, że profilaktyka jest najważniejsza. Adekwatnie do wieku mówi o zagrożeniach, pierwszych kontaktach seksualnych, chorobach i zabezpieczaniu się. Jak skończy 15 lat, chce ją zabrać na pierwsze badanie ginekologiczne. Poszukuje również szczepionki na wirus HPV dla córki, gdyż chce ją zaszczepić.

Tekst powstał we współpracy z Ogólnopolską Organizacją Kwiat Kobiecości.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (136)
Zobacz także