Zaprzyjaźniła się z kochanką i żoną swojego partnera. "Byłam naiwną dziewczyną z małej miejscowości"
Beata Kiecana będąc w ciąży, dowiedziała się, że jej przyszły mąż ma już żonę i dziecko. Potem jeszcze odkryła kochankę. Z obiema kobietami szybko zawarła porozumienie, a u niedoszłych teściów zamieszkała z dzieckiem. - Ze szklanki pomyj, którą dostałaś od życia, zrobić martini, to jest dopiero sztuka – stwierdza pisarka w rozmowie z WP kobieta i opowiada, jak udało jej się pokonać przeciwności losu.
23.06.2021 14:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Młoda dziewczyna z małej miejscowości w Warszawie
To nie przypadek, że bohaterka dwóch pierwszych książek Beaty Kiecany ("Stosunki mega przerywane" i "Układy prawie idealne") ma na imię Beti i też ma córkę. Pisarka opisuje w nich własne przeżycia w krzywym zwierciadle. Dlaczego?
- Gdybym nie złapała dystansu, nie przetworzyła tej mojej życiowej tragedii na komedię, to dalej bym miała nieprzerobione tematy. A tak puściłam to w świat, z rzeczy trudnych i mało śmiesznych, zrobiłam komedię. Napisałam książki o kobiecie, która pozornie nie radzi sobie z niczym, a w tak naprawdę radzi sobie całkiem dobrze – stwierdza pisarka.
Wspomina przy tym pierwszą lekcję, którą dostała od życia po przeprowadzce do Warszawy. Jak twierdzi, na początku nic dobrego jej tu nie spotkało.
- Czego innego oczekiwałam od tego miasta, początki były bardzo trudne. Myślę, że w Warszawie sporo jest takich osób, które spodziewały się amerykańskiego snu, a wylądowały na zmywaku – stwierdza w rozmowie z WP kobieta.
- Przez 9 miesięcy pracowałam za darmo w pewnej fundacji. Byłam naiwną dziewczyną z małej miejscowości, którą szef omamił pochwałami, obietnicami fajnego startu, świetlanej przyszłości. Wykorzystał moją niewiedzę, opowiadał, że jestem na okresie próbnym i dlatego mi nie płaci. Potem kazał mi załatwić sobie staż przez Urząd Pracy. Dostawałam jakieś 460 zł i czekałam, że zgodnie z obietnicą po skończonym stażu zatrudni mnie na umowę. Tymczasem staż się skończył, umowy nie zobaczyłam na oczy, pieniędzy też. Dopiero po fakcie dowiedziałam się, że to był typowy dla niego sposób na zdobywanie darmowych pracowników – wspomina rozczarowana Beata.
Mimo skończonej polonistyki zatrudniła się jako telemarketer, sprzedawała odkurzacze, była też nianią do dziecka. Bywało, że brakowało jej pieniędzy na bilet miesięczny, żeby móc dojechać do pracy. Popadała w depresję.
- Moja kariera w Warszawie to był cyrk na kółkach. Pracowałam też jako doradca finansowy, mimo że nie miałam pieniędzy i wszędzie mogłam dojść jedynie na piechotę – śmieje się Beata.
Miłość okazała się porażką
W Warszawie poznała faceta, który po 3 miesiącach jej się oświadczył i planował założenie z nią rodziny.
- Nigdy nie doświadczyłam takiej sytuacji, żeby komuś aż tak zależało na tym, żeby ze mną być. Tak ufałam ludziom, że nie wyczułam w tym żadnego podtekstu. Zaszłam w ciążę, zarezerwowaliśmy datę ślubu i pojechaliśmy na imieniny jego mamy, żebym mogła poznać rodzinę. A na tych imieninach była też jego żona z synem. Mój ukochany myślał naiwnie, że się szybciutko rozwiedzie i zdąży przed ślubem. Tymczasem żona nie zgodziła się na rozwód. Doznałam szoku, będąc w trzecim miesiącu ciąży, kiedy myślałam, że już wszystko mi się układa. Nagle spotkało mnie kolejne oszustwo – wspomina pisarka.
Rodzicom niedoszłego pana młodego powiedziała, że nie chce zostać z tym sama i że muszą się nią zaopiekować. Wkrótce po tym wprowadziła się do ich domu, zaprzyjaźnili się. Okres wspólnego mieszkania z nimi wspomina naprawdę dobrze, choćby dlatego, że dostała od nich poczucie bezpieczeństwa i troskliwą opiekę.
- Nie chciałam wracać po tym wszystkim do mamy, bo bym tam siedziała całe życie okryta wstydem. Obiecałam sobie, że jeszcze raz się podniosę z tych problemów. Zresztą żona ojca mojego dziecka powiedziała mi, że on się musiał we mnie bardzo zakochać, skoro tak daleko zabrnął w to wszystko i zaproponowała, żeby rozwiązać tę sytuację. Chciała odzyskać od niego pieniądze, które był jej winny, i obiecała dać mu rozwód. Dzięki niej uwierzyłam, że wszystko może się jeszcze ułożyć, choć jego kłamstwo bardzo mi uwierało - wspomina Beata.
Niestety nie ułożyło się tak, jak chciała. Beata, będąc w 9. miesiącu ciąży, dowiedziała się, że ojciec jej dziecka ma kochankę.
- Okazało się, że tu nie tylko żona jest problemem, bo zza rogu wygląda jeszcze jakaś inna kobieta. Pojechałam do niej i powiedziałam o tym, w jakiej jestem sytuacji i poradziłam, żeby się ratowała, póki jeszcze może. Pogadałyśmy naprawdę szczerze – opowiada mieszkanka Warszawy.
Beata zaczyna nowe życie
Nie miała wyjścia, została w domu teściów. Dopiero kiedy córka miała 3 lata, Beata postanowiła się usamodzielnić i wyprowadzić od nich. Nie była w stanie dłużej znieść mieszkania pod jednym dachem z partnerem, z którym od dwóch lat nawet nie rozmawia.
- Koleżanka zaproponowała mi pracę konsultantki firmy kosmetycznej, co było wtedy dobrym rozwiązaniem. W końcu zaczęłam mieć jakieś, nieduże co prawda, ale jednak własne pieniądze. Na tamtą chwilę miałam 1500 zł, co pozwoliło mi wynająć mieszkanie, w lodówce było pusto i zero perspektyw na alimenty. Wierzyłam jednak, że sobie poradzę – relacjonuje Beata.
Co prawda nowa praca dodała jej skrzydeł i poczucia wartości, ale początek nowego życia nie był wcale taki łatwy.
- Niestety nie zarabiałam jeszcze na tyle dobrze, żeby ze wszystkim sobie poradzić. Nie nadążałam z opłacaniem rachunków i w którymś momencie przestałam płacić ZUS. Na domiar złego moja księgowa się pomyliła w rozliczeniach, więc wlepiono mi karę finansową, a potem komornik wszedł mi na konto. Nie spałam po nocach, bo się zastanawiałam, czy zapłacić za przedszkole, za mieszkanie czy za telefon, żeby móc dzwonić do klientek. Sytuacja się zapętliła – wspomina Beata.
Jednocześnie cały czas pisała w wolnym czasie debiutancką książkę, którą udało jej się zainteresować wydawcę. Potem napisała i wydała kolejne.
- Poczułam, że już nie jestem takich nieudacznikiem, dało mi to ogromnego powera. Jest tyle kobiet, które mają trudne sytuacje i mówią sobie, że nie dadzą rady. Dlatego chciałam się podzielić swoją historią, żeby je wesprzeć. Życie pisze takie scenariusze, że nie ma co wymyślać książek – stwierdza pisarka.
Zła passa nie trwa przecież wiecznie. Beata poznała w końcu odpowiedzialnego mężczyznę, spłaciła też długi.
- Pamiętam, jak podszedł do mnie na wernisażu i powiedział, że jest bohaterem mojej kolejnej książki i tak jesteśmy razem od 8 lat. Poza tym zostałam królową sprzedaży w swojej firmie i odrodziłam się niczym feniks z popiołów. Mówi się, że sztuką jest zrobić z cytryny lemoniadę. Dla mnie to żadna sztuka, to każdy potrafi. Ale ze szklanki pomyj, którą dostałaś od życia, zrobić martini, to jest dopiero sztuka. I ja to potrafiłam – stwierdza Beata Kiecana w rozmowie z WP kobieta.