"Wszystko mi zabrano". Wspomina zatrzymanie przez CBA
Producentka filmowa Weronika Marczuk w 2009 roku została zatrzymana przez funkcjonariuszy CBA. - Wszystko mi zabrano - wspomniała w najnowszym wywiadzie, zaznaczając, że dziś rozumie "lekcję" jaką ma za sobą.
Rok 2009. Weronika Marczuk rozwija swoją karierę zawodową w zawrotnym tempie. Zasiada nawet w fotelu jury w "You Can Dance". Nagle jej świat się zawala. Spędza trzy dni w areszcie i słyszy, że przyjęła łapówkę o wysokości 100 rys. złotych, aby pomóc sprywatyzować Wydawnictwo Naukowo-Techniczne. Wychodzi z więzienia za kaucją o wartości 600 tys. złotych. W najnowszej rozmowie z Małgorzatą Ohme Marczuk wspomina, czego dotyczyła tamta "lekcja".
- Nie pędzić. Nie robić dziesięciu rzeczy naraz. Nie angażować się w nic, co jest systemem, z czego nie możesz wyjść. A wtedy już byłam w systemie. I to było pięknie pokazane, bo wystarczyło, że mnie w telewizji pokazali, że mnie zatrzymali do wyjaśnienia, a już następnego dnia cały system mi odmówił współpracy. Musieli na wszelki wypadek ze mną nie współpracować - wspomina Weronika Marczuk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Weronika Marczuk o zatrudnieniu Cezarego Pazury. "To świetny aktor"
"Nie stawiam nic na jedną kartę"
Weronika Marczuk przyznała, że choć obecnie powróciła do prowadzenia telewizyjnego programu, zupełnie inaczej podchodzi do rozwijania kariery w mediach.
- Nie przywiązuje się do niczego. Nie angażuję się całym swoim życiem i nie stawiam nic na jedną kartę. Wtedy byłam na takim topie... Miałam okładki, trzy programy w telewizji. Prezesowa Spółki Skarbu Państwa, własna kancelaria (...). Została mi moja firma i to, co jest najważniejsze - mnóstwo moich przyjaciół, którzy mnie wsparli. Została mi cała Polska, która mi kibicowała. (...) Każdy, kto mnie spotykał mówił: pani Weroniko, trzymamy kciuki, trzymaj się, coś knują, ale nie poddawaj się - opowiadała Małgorzacie Ohme.
Całe śledztwo, w trakcie którego Marczuk uciekała przed fotoreporterami, trwało ponad rok. - Nawet dziecka przyjaciółki nie mogłam ochrzcić, bo wiedziałam, że będzie dwudziestu paparazzi.
"Nasz system tak działa"
Przez cały czas trwania dochodzenia, Marczuk nie mogła pracować. Powrót do działalności zawodowej też nie był łatwy. - Nie odbudujesz tego naraz (...). Budowałaś 10 lat to teraz, odbudowujesz też kolejnych 10. A jeszcze z takim emblematem. To jest najgorsze. Niby wszyscy rozumieją, że nic się nie działo, ale jednak: "wiesz, klienci, nie będziemy wszystkim tłumaczyć" - wspomniała.
Jak dodała, cieszy się, że nigdy nie planowała bycia gwiazdą. - Nie daj Boże, jakakolwiek sytuacja, gdzie ciebie ktoś wrobił...Właśnie nie musisz ty coś złego zrobić, i co wtedy? Nie żyjesz - skwitowała. Przyznała też, że nie dostała żadnego zadośćuczynienia.
- Ciężka historia dla mnie. Nauczka nieprawdopodobna, zwłaszcza że jestem prawnikiem. Ale tak nasz system działa. Jest parszywy pod tym względem. Jeśli nie zlikwidują tych wszystkich służb, które służom politykom, to całe życie tak będzie. Tak samo jest w każdym kraju - mówiła.
Producentka przyznała, że wyszła z poczucia krzywdy. Jednak ma na swoim koncie straty finansowe, a także zdrowotne, które również dotknęły jej bliskich. - Mój tata nigdy nie mógł tego odpuścić. Strasznie cierpiał z tego powodu. Wspierał mnie. Poczucie sprawiedliwości go zżerało, a jeszcze najgorsze, że nic nie mogliśmy w tamtym czasie osiągnąć, jeśli chodzi o odszkodowanie... Kilka osób próbowało. Szkoda gadać.
Ostatecznie Weronika Marczuk została oczyszczona z zarzutów, a prokuratura umorzyła śledztwo. W 2020 roku agent Tomek za pośrednictwem Onetu publicznie przeprosił producentkę, a także inne ofiary niesłusznych oskarżeń.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl