Zdecydowały się wrócić do kraju. "Lubię ten nasz polski grajdołek"
Tęsknią za rodziną, jedzeniem, poczuciem bycia "u siebie". Choć od lat mieszkają za granicą, postanowiły wrócić do Polski. Przyznają, że życie za granicą nie jest pozbawione wad. Zdecydowały, że to tutaj chcą wychować swoje dzieci.
- Polska jest jaka jest. Choć nie do końca akceptuję politykę czy czasem mentalność ludzi, to lubię ten nasz grajdołek - mówi Ewa. Do Polski wróciła po 12 latach mieszkania w Londynie.
- Nigdy nie poczuję się tutaj jak u siebie. Zawsze będę obca - stwierdza mieszkająca w Holandii Aneta Jas.
Kobiet, które zdecydowały się na powrót po latach do kraju, jest więcej. Krótki urlop macierzyński, słabej jakości jedzenie czy brak możliwości awansu ze względu na narodowość - to tylko kilka z problemów, z którymi musiały się zmagać za granicą.
Holandia, Norwegia i Wielka Brytania - w tych trzech krajach mieszka łącznie ponad milion Polaków. W Anglii stanowimy obecnie drugą największą mniejszość narodową. W Norwegii - pierwszą. Wielu Polaków układa sobie życie za granicą, ale nie zawsze jest to kraina mlekiem i miodem płynąca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewa: Po latach mój stosunek do Londynu się zmienił
Ewa przez 12 lat mieszkała w Londynie. - Najpierw wynajmowałam mieszkanie w centrum ze znajomymi i dzieliłam pokój z inną osobą. Później byłam w stanie wynająć domek z ogródkiem i żyć w miarę spokojnie. Zawsze doceniałam to, co Londyn może zaoferować. Mogłam regularnie chodzić na koncerty, do teatru, uczestniczyć w wydarzeniach, na które w Polsce zwyczajnie mnie nie było stać. Żyłam beztrosko.
- Po latach mój stosunek do Londynu się zmienił - mówi mi Ewa. - Zachwyt minął, a turyści na ulicach doprowadzali mnie do szału - ich wolne tempo uniemożliwiało szybkie przemieszczanie się. Do tego smród i syf na ulicach oraz wszechogarniająca wilgoć i grzyb na ścianach. Żyłam w szalonym tempie, brałam udział w sprincie, nie zdając sobie z tego sprawy. Choć było mnie stać na wiele, nie miałam czasu, żeby żyć.
Ostateczną decyzję podjęła, gdy na świat przyszło dziecko. - Wstawałam, zanim moja córka się budziła, a jak wracałam, często już spała. Najpierw pomagała mi mama, ale potem musiała wrócić do Polski. Znajomi to rodzina na emigracji, ale nie zawsze można na nich liczyć jak na rodzinę.
Udało jej się znaleźć pracę w Polsce. - Zapakowałam graty z 12 lat i wróciłam. Bardzo się bałam. Miałam inną mentalność niż ludzie, których znałam w Polsce, nie wiedziałam, czy dam radę. Znajomy kiedyś powiedział mi, że jak chce zostać w Polsce, to muszę traktować wszystko, czego będę doświadczać, jak happening. To pomogło mi oswoić się z krajem.
Ewa nie żałuje podjętej decyzji. - Mam czas na życie, mogę spotkać się z rodziną i znajomymi. Zdegradowałam się finansowo, ale zrobiłam to świadomie. Jednak najważniejszym jest dla mnie fakt, że córka może iść sama na plac zabaw, bo jest tak zwany monitoring osiedlowy. Nie muszę się bać czy grupka nastolatków na placu zabaw nie sprzeda kosy mi albo mojej małej.
Aneta: W Holandii zawsze będę obca
- Lubię Holandię, zarobki zatrzymały nas tu na dłużej, ale krótki urlop macierzyński i opieka zdrowotna w ciąży to rzeczy, których nie potrafię zaakceptować - mówi Aneta Jas. W Holandii mieszka wraz z mężem i synkiem już od sześciu lat, ale planuje wrócić do Polski. - Wszyscy moi znajomi, którzy wrócili, nie żałują tej decyzji - stwierdza.
W zeszłym roku spędziła w Polsce osiem miesięcy. - Wiem, że na pewno nie wrócę do Holandii na stałe - stwierdza. - Gdy ktoś, kto nie mieszkał za granicą, mówi mi, żeby nie wracać, bo w Polsce jest źle, to zastanawiam się, czy zdaje sobie sprawę, że w innym miejscu też jest inflacja, rachunki i problemy społeczne?
Na jej decyzję wpływ mają m.in. ograniczone możliwości rozwoju zawodowego. - Tutaj zawsze będzie opór - nie jesteśmy Holendrami. Będąc "obcą", w pewnym momencie swojej kariery człowiek spotyka się z barierą nie do przebicia. Można awansować na team leadera w magazynach czy mieć własny salon fryzjerski lub kosmetyczny, ale jeśli chodzi o pracę biurową itp., to niestety w pewnym momencie możliwości rozwoju po prostu się kończą - przyznaje Aneta.
- Kolejna sprawa to ogromny kryzys mieszkaniowy. W Holandii brakuje mieszkań do wynajęcia, a ceny są okropnie wysokie. W zamian dostaje się mocno średni standard, oczywiście z pleśnią na ścianach - dodaje.
Angelika: Kasa to nie wszystko
- Wiem, że kasa to nie wszystko, a w Polsce jest moje miejsce - mówi Angelika, która przez lata mieszkała w Wielkiej Brytanii. Podobnie jak Ewa, decyzję o przeprowadzce podjęła po narodzinach dziecka. - Chcę, by dziecko miało ciocie, wujków i dziadków na miejscu. By czuło się kochane. Poza tym w Anglii nie mogłam go obronić przed rówieśnikami, bo tam dzieci się nie boją rodziców, a nauczycielki w szkole, gdy zgłaszasz problem, mówią, że panikujesz, bo jesteś Polką.
Obecnie przybywa na urlopie w Międzyzdrojach, ale już wie, że do Wielkiej Brytanii na stałe nie wróci. - Za czym najbardziej tęskniłam? Za całą Polską. Za tym, że jestem u siebie, mówię w swoim języku, jestem w swoim kraju. Za jedzeniem, chlebem, kiełbasą... Nawet mleko w butelce z Biedronki smakuje lepiej niż to w Anglii - mówi Angelika. - Za pietruszką do rosołu, zapachem koperku. Jak kupię warzywa na rosół w Polsce, to wychodzi on sto razy lepszy niż w Wielkiej Brytanii. Tam smakuje inaczej - dodaje.
Tęskni również za polskimi grillami i weekendami z najbliższymi. Sposobem, w jakim my, Polacy, spędzamy czas wolny.
- Można zapytać, co stoi na przeszkodzie, żebym spędzała tak czas w Anglii? A tam rodak przeważnie się z tobą kumpluje tylko jak czegoś chce. Wiem z doświadczenia. Są znajomi, ale to tylko na jakiś czas. To nigdy nie będzie to samo, co z osobami, które znasz od dziecka.
Zdaniem Angeliki, kłopotów przysparza również brytyjska opieka zdrowotna. - W Polsce marudzimy na ochronę zdrowia, ale w porównaniu z angielską, u nas jest pikuś. Lekarz pierwszego kontaktu w przychodni używa Google'a przy sprawdzaniu leków i objawów. Na wycięcie kaszaka czekam w kolejce już cztery lata, mimo że miałam stan zapalny.
Joanna: Tęsknota za Polską wraca jak bumerang
Joanna (imię zmienione na prośbę bohaterki - przyp. red.) żyje na norweskiej wsi z czterema psami i dwoma kotami, w otoczeniu gór, rzek i jezior. Kupiła jednak kawałek ziemi w Polsce i to tam chce zbudować dom. - Chyba najbardziej tęsknię za poczuciem bycia u siebie. Mamy znajomych, ale jednak tęsknota za Polską wraca jak bumerang - mówi i dodaje:
- Rozsądek podpowiada, żeby zostać w Norwegii i wypracować sobie świadczenia emerytalne, ale sercem jestem w Polsce. Doceniam atuty Norwegii, ale nie potrafię o niej myśleć jak o miejscu do życia na stałe. Skręca każdej wiosny, gdy polska przyroda budzi się do życia już w marcu, a ja tonę w dwumetrowej warstwie śniegu.
- Polska pod wieloma względami nigdy nie dogoni Norwegii, ale mieszkając w małej wiosce, wśród przyjaciół, wierzę, że na swoim kawałku ziemi będę szczęśliwa - dodaje.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski