Już nie kradzieże. Policja na stokach walczy z inną plagą
- Zakładając sprzęt narciarski, orientują się, że trudno im utrzymać równowagę. Zdarzają się tacy, którzy nie są w stanie nawet złapać rękami orczyka, bo widzą podwójnie - mówi pracownik ośrodka narciarskiego. - Alkohol na stokach to niestety powszechny problem - przyznaje st. asp. Wojciech Jakubiec.
Góry każdego roku przyciągają miliony turystów spragnionych zapierających dech w piersiach widoków. Niestety, część osób zostawia po sobie nie tylko wspomnienia, ale i problemy, które często kończą się interwencjami ratowników TOPR-u i policji.
Jak podkreśla Mirosław, który pracuje w ośrodku narciarskim w okolicach Nowego Sącza, pijani narciarze to zmora. - Alkohol leje się strumieniami. Jedno piwko, potem drugie, następnie grzaniec. Zdarzają się tacy, którzy nie są w stanie nawet złapać rękami orczyka, bo widzą podwójnie - zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dodaje, że takie sytuacje mają miejsce również wśród rodzin, które przyjechały na stok z małymi dziećmi. - Zapisują dzieci do szkółki, a sami idą na browara. Problem zaczyna się, gdy chcą wrócić na stok razem z dzieckiem, aby zobaczyć, czego się nauczyło. W takim stanie nie potrafią zapewnić mu bezpieczeństwa. Zakładają sprzęt narciarski i orientują się, że trudno im utrzymać równowagę. Nie chcą jednak zawieść dzieci, więc jak gdyby nigdy nic pakują się na wyciąg. Czasem wyłapuję takich delikwentów, ale większość przechodzi niezauważona. Zero wyobraźni - mówi wyraźnie wzburzony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ferie zimowe z dziećmi w górach. O czym pamiętać na szlaku?
Policjanci na stoku
Starszy aspirant Wojciech Jakubiec z Samodzielnego Oddziału Prewencji Policji z Bielska-Białej, który przez dwie dekady pełnił służbę w patrolu narciarskim, nie ma wątpliwości, że jednym z największych zagrożeń na trasach narciarskich jest wybór niewłaściwej trasy w stosunku do umiejętności narciarza. - Kiedy osoba początkująca wybiera trasę czarną, przeznaczoną dla zaawansowanych, naraża nie tylko siebie, ale i innych narciarzy. To klasyczny przypadek, który może skończyć się tragedią - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ostrożne zachowanie na stoku to priorytet, nie tylko dla początkujących narciarzy czy snowboardzistów, ale dla każdej osoby korzystającej z zimowych aktywności. Z zachowania ostrożności nie zwalniają nawet doświadczenie czy doskonałe umiejętności. - Pamiętam przypadek sprzed lat, kiedy niezwykle doświadczony narciarz stracił panowanie nad nartami i uderzył w drzewo. Niestety, nie przeżył.
Drugim dużym błędem jest bezrefleksyjne zatrzymywanie się na trasie. - Często narciarze zatrzymują się w miejscach, które są niebezpieczne – na przykład na zakrętach, tam, gdzie teren jest stromy, albo dochodzi do jego zwężenia i nie widać, co znajduje się na trasie. W takich sytuacjach osoby jadące z góry nie mają szansy na zauważenie przeszkody i mogą doprowadzić do zderzenia.
Kolejnym, równie poważnym problemem, o którym wspomina nasz rozmówca, jest alkohol. Mimo że sprzedaż napojów alkoholowych w punktach gastronomicznych na stokach nie jest zabroniona, to niewskazane jest jego nadużywanie przez narciarzy. Nietrzeźwi narciarze wciąż stanowią jedno z największych zagrożeń. - Alkohol na stokach to niestety powszechny problem. Oczywiście są limity, ale z doświadczenia wiem, że niektórzy turyści traktują ten temat z lekceważeniem - mówi Jakubiec.
Przepisy prawa w naszym kraju zabraniają uprawiania narciarstwa lub snowboardingu na zorganizowanym terenie narciarskim w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego. Zatem na terenach takich jak stoki narciarskie dopuszczalny poziom alkoholu to 0,5 promila. - Powyżej tej granicy osoba może zostać ukarana mandatem lub zostanie skierowany przeciwko niej wniosek o ukaranie do sądu. Ponadto policjant ma prawo żądać, aby nietrzeźwy narciarz opuścił teren narciarski.
Jak podkreślają policjanci, dzięki regularnym patrolom zmniejszyła się liczba kradzieży. Zdarzają się jednak pomyłki. - 15 czy 20 lat temu, gdy zaczynaliśmy patrole, kradzieże były bardzo częstym problemem. Złodzieje z przestępczego procederu tworzyli sobie stałe źródło dochodu, kradnąc narty, torby, a nawet sprzęt turystyczny. - Obecnie kradzieże na stokach zdarzają się rzadziej, ale wcale nie oznacza to, że problem zniknął. Interwencje dotyczą teraz głównie pomyłek sprzętowych, gdy ktoś zabiera narty, które nie są jego, bo są bardzo podobne do tych, które zostawił - mówi Wojciech Jakubiec.
Wypadki na szlaku
- Przez cały rok mamy dużo pracy. W Tatrach od lat obserwujemy wzmożony ruch turystyczny, który z roku na rok jest coraz większy – mówi Grzegorz Kubicki, ratownik TOPR pracujący od 2011 roku. Tylko w zeszłym roku Tatry odwiedziło 5 milionów osób, co przełożyło się na około 1400 wypadków - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. Jak zaznacza Kubicki, duża część z nich wynika z braku planowania i lekkomyślności turystów.
Najczęściej powtarzające się błędy to niewłaściwe przygotowanie do wyprawy. Brak kondycji, zła ocena własnych możliwości czy lekceważenie warunków górskich prowadzą do groźnych sytuacji. - Niektórzy myślą, że kilometr w górach to to samo, co kilometr po płaskim. A przecież różnica wysokości i trudny teren robią ogromną różnicę – podkreśla ratownik.
Ofiary kolejki
Grzegorz Kubicki z TOPR ostrzega przed zjawiskiem, które ratownicy nazywają "ofiarami kolejki". - Są to osoby, które – nieprzygotowane na górskie warunki – korzystają z wygodnego wjazdu kolejką na Kasprowy Wierch, traktując tę wycieczkę jak wypad na Krupówki. Niestety, brak odpowiedniego ubioru często prowadzi do tragicznych konsekwencji.
- Turyści przyjeżdżają na szczyt Kasprowego Wierchu w kurtkach, które sprawdzą się w mieście, ale nie w górach. Na górze panują zupełnie inne warunki – niska temperatura, wiatr, śnieg. Widziałem turystów w trampkach, w jeansach, w lekkich kurtkach. Brakuje im nie tylko sprzętu, ale również świadomości zagrożeń i wyobraźni - komentuje ratownik.
Zadzwonili po pomoc drogową
Grzegorz Kubicki z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego opowiada o interwencji, której był świadkiem, kiedy dwóch turystów wpadło w tarapaty po niewielkiej lawinie.
Turyści, którzy spadli z niewielką lawiną na stronę słowacką, zsunęli się z nią, a jeden z nich, niestety, utknął w śniegu po pas. - Zablokowała go na tyle, że nie mógł się ruszyć. Miał tak przemrożone nogi, że nawet nie poczuł, że ta lawinka mu ściągnęła buty i stał w śniegu w samych skarpetkach. Drugi turysta miał więcej szczęścia. Udało mu się wykaraskać z mas śniegu i wspiąć z powrotem w stronę grani, choć warunki były bardzo trudne. Po drugiej stronie nie mieli zasięgu, więc jedyną szansą było dotarcie do granicy, gdzie złapał sygnał.
Co najbardziej zaskakuje w tej historii? Gdy udało mu się znaleźć sieć komórkową, nie wiedział, jak zadzwonić po pomoc, więc zaczął szukać informacji w internecie. - Wpisał "Pomoc Zakopane" i wyskoczyła mu reklama pomocy drogowej, z którą to właśnie się skontaktował. To stamtąd otrzymaliśmy pierwszy sygnał o wypadku - komentuje ratownik.
Po kilku godzinach zespół dotarł na miejsce, a turysta już stał na grani, krzycząc o pomoc. - Był ubrany w lekkie rzeczy, co sprawiło, że nabawił się lekkich odmrożeń.
Brak odpowiedniego przygotowania
Czasem zdarzają się sytuacje absurdalne, które pokazują, że niektórym brak jest wyobraźni. Ratownicy opowiadają o turystach z reklamówkami zamiast plecaków, osobach ignorujących ostrzeżenia pogodowe czy takich, którzy zgłaszają problemy, bo zabrakło im sił, by wrócić na dół.
- Największym wyzwaniem są problemy z ustaleniem lokalizacji, gdy turyści nie wiedzą, gdzie się znajdują, a także przypadki, w których nie możemy użyć śmigłowca – na przykład w nocy lub przy złej pogodzie. Wtedy trzeba zmobilizować wiele osób, by przenieść poszkodowanego – tłumaczy Kubicki.
Szczególną trudność stanowi dla turystów schodzenie w dół. - Wchodzi się łatwiej, a schodzi trudniej, zwłaszcza gdy jest ślisko – dodaje Kubicki. Problemem bywa również ignorowanie ostrzeżeń o zmieniających się warunkach atmosferycznych, które w Tatrach mogą pogorszyć się w ciągu minut.
Ratownicy TOPR apelują do turystów o rozwagę. - Nie każdy musi zdobywać Rysy. Piękne widoki można podziwiać również z dolin – przypomina Kubicki.
Pamiętajmy, że w przypadku zagrożenia w górach, pomoc ratunkową można wezwać, dzwoniąc pod numer TOPR: +48 601 100 300 lub numer alarmowy 985, a także europejski numer 112, który działa nawet bez karty SIM. Dobrym pomysłem jest, aby przed wyruszeniem w góry zainstalować aplikację RATUNEK, która automatycznie połączy z Służbami Ratowniczymi i prześle współrzędne GPS.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski