Zgodziła się na seks podtrzymujący. "Zaciskałam zęby i szłam do łóżka"
Czy seks może być sposobem na podtrzymanie związku? Niektórzy z nas decydują się na stosunek, na który nie mają ochoty, tylko dlatego, żeby zadowolić drugą połówkę. - To może paradoksalnie jeszcze bardziej oddalić od siebie partnerów - uważa Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka.
21.07.2023 | aktual.: 21.07.2023 18:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O zjawisku tzw. "seksu podtrzymującego" zrobiło się głośno, gdy zachwalała go modelka Caprice Bourret. Na czym to polega? - Nie możesz mówić "jestem zmęczona" albo "boli mnie głowa". Dziewczyny, moja rada: nawet, gdy nie jesteście w nastroju, to tylko 10, 15 minut waszego życia - mówiła. Wywołało to szerokie kontrowersje i krytykę. - To ogromne pole do nadużyć, które prowadzą później do traum - podkreślała seksuolożka Patrycja Wonatowska w rozmowie z Aleksandrą Hangel.
"Postanowiłam zmusić się dla dobra związku"
Justyna (imię zmienione – przyp. red.) przez niecały rok była w wyjątkowo burzliwym związku. - Mojego – na szczęście już byłego - partnera poznałam na imprezie u znajomych. Był duszą towarzystwa. Pamiętam, że stał dookoła niego wianuszek dziewczyn, wszystkie wsłuchiwały się w jakąś historię, którą opowiadał. Nie powiem, zrobił na mnie wrażenie - był przystojny, zabawny i wygadany. A jednocześnie nie chciałam dołączać do wpatrzonego w niego grona. I to chyba zrobiło na nim wrażenie – opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mężczyzna w końcu sam podszedł do Justyny. Po chwili rozmowy zaprosił ją na randkę. - Było magicznie. Szybko poczuliśmy do siebie chemię - mamy podobne charaktery, ciągnęło nas do siebie - przyznaje. - Zaczęliśmy się spotykać, a potem już oficjalnie staliśmy się parą.
Sielanka skończyła się, gdy Justyna zaczęła mieć problemy zdrowotne. - Niby nic się nie działo, ale zaczęłam czuć się coraz gorzej, nie miałam na nic siły i ochoty, coraz częściej odmawiałam też wspólnych wyjść, bo czułam, że mnie to po prostu przerasta. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że miałam nawrót depresji. Kilka lat wcześniej na nią chorowałam i udało mi się wyleczyć pod opieką psychiatry. Wydawało mi się, że to niemożliwe, żeby wróciła, myślałam, że na zawsze mam ją za sobą - mówi.
Partner z początku, kiedy jeszcze nie wiedział o chorobie, reagował z irytacją na jej niechęć do imprezowania i spotkań. - Bardzo nie podobało mu się też, że nie miałam takiej ochoty na seks jak wcześniej - dodaje. - W pewnym momencie, kiedy mieliśmy już poważny kryzys, usłyszałam od niego, że nasz związek będzie miał się znacznie lepiej, jeśli będziemy się częściej kochać. Wtedy rzeczywiście przeszło mi przez myśl, że może ma rację. Wcześniej często uprawialiśmy seks, obydwoje mieliśmy spore libido, czułam, że z mojej winy to się zmieniło. Postanowiłam zmusić się dla dobra związku.
Niestety, to była ślepa uliczka. Zbliżenia nie dawały Justynie żadnej przyjemności. - Przestałam cokolwiek czuć. Podczas seksu odpływałam myślami, nie miałam ochoty na przejęcie inicjatywy, rzadko kiedy byłam odpowiednio nawilżona, co denerwowało mojego partnera. Ale kilka razy po prostu zaciskałam zęby i szłam do łóżka - wyznaje. Ponieważ to tylko pogarszało jej stan, postanowiła iść do psychiatry. Ten potwierdził jej obawy dotyczące depresji, zapisał leki i polecił psychoterapię. - Kiedy powiedziałam partnerowi o chorobie, zareagował dużym zaskoczeniem. Zostawił mnie chyba po miesiącu. Nie żałuję, przeciwnie, cieszę się, że nie jesteśmy już razem. To była bardzo toksyczna relacja.
Seks "ratunkowy" może oddalić od siebie partnerów
- Uprawianie seksu wyłącznie po to, by podtrzymać związek, może paradoksalnie jeszcze bardziej oddalić od siebie partnerów. W tego typu sytuacjach łatwo jest doświadczyć poczucia instrumentalnego podejścia do samej lub samego siebie i do bliskości. Seks bez ochoty na niego może być też zwyczajnie przykrym doświadczeniem - u mężczyzny mogą wystąpić problemy z erekcją, zaś u kobiety problemy z lubrykacją, co w efekcie może wywołać dyskomfort, lęk i niechęć do kolejnych zbliżeń - wyjaśnia Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka.
Zaznacza też, że "seks podtrzymujący" dla osoby, której jednak zależy jeszcze na związku, może wiązać się z wielką presją i silnym stresem. - Stosunek bez ochoty na niego, z poczuciem żalu lub złości wobec partnera nie powinien zastępować poważnej rozmowy o przyszłości związku, o wzajemnych oczekiwaniach, a także o emocjach, które obecne są w parze. Zamiast uprawiania "ratunkowego" seksu, warto udać się na konsultacje do terapeuty par lub seksuologa, aby wspólnie ze specjalistą zastanowić się, co w danej sytuacji będzie dla nas najlepsze - dodaje.
Czytaj także: "Seks podtrzymujący" to kontrowersyjne zjawisko. Seksuolożka ostrzega przed konsekwencjami
"Czułam się w obowiązku, żeby przynajmniej spróbować"
Przekonała się o tym Dorota, która po dziesięciu latach rozwiodła się z mężem. - Mamy razem dziecko, przeżywaliśmy różne wzloty i upadki, ale w naszym związku pojawił się kryzys. Coraz częściej się kłóciliśmy, mijaliśmy się nawet w najdrobniejszych kwestiach. Z czasem zaczęłam myśleć o rozstaniu – wyznaje.
Jej mąż nie chciał jednak od razu zgodzić się na rozwód. Nie chciał też iść na terapię par. - Zaproponował, żebyśmy sami spróbowali odświeżyć nasz związek, chodzili na randki i znowu zbliżyć się do siebie. Miałam dużo wątpliwości. Będę szczera - mąż zupełnie mnie już nie pociągał i w ogóle nie miałam ochoty na współżycie z nim. A z drugiej strony, to wzbudzało we mnie duże poczucie winy. Czułam się w obowiązku, żeby przynajmniej spróbować - mówi.
Seks, jak podkreśla, był fatalny. - Nie umiałam się podniecić, nabrać ochoty do zabawy. Czułam, że to, co robię jest niewłaściwe i w niezgodzie ze mną. Jednocześnie myślałam, że w jakiś sposób należy się to mojemu mężowi - a to z kolei sprawiało, że czułam niechęć do samej siebie – opowiada Dorota. - Związku oczywiście nie uratowaliśmy, ja tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że uczucie między nami jest skończone.
Angelika Szelągowska-Mironiuk podkreśla, że umawianie się na seks, gdy w parze spada poziom spontanicznego pożądania, może być zmianą na lepsze w życiu intymnym. - Jednak tylko wtedy, gdy partnerzy traktują się podmiotowo, a seks nie jest jedynie prostym "narzędziem" mającym rozwiązać inne problemy – podkreśla psychoterapeutka.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl