Została strażakiem. "Słyszałam, że jestem za drobna, za słaba, że nie dam rady"
– Mój tata był strażakiem, ale nie chciał, żebym zdawała do szkoły pożarniczej. Uważał, że kobiety w tym zawodzie nie pracują – opowiada Agnieszka Wojciechowska, strażak z Krakowa z 19-letnim stażem, starszy kapitan i zastępca dowódcy zmiany w podziale bojowym.
Tekst jest częścią redakcyjnej akcji #niemuszę. Jej celem jest pokazanie, że nie jako kobiety nie musimy spełniać niczyich oczekiwań, możemy być kim chcemy i żyć tak jak czujemy.
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Trudno było nam się umówić na rozmowę, ponieważ miałaś pod opieką małego synka…
Agnieszka Wojciechowska: Tak, mam synów – trzylatka i dwunastolatka – a trzeci jest w drodze, urodzi się za miesiąc.
Wow! To nowina.
Ale cały czas jestem aktywna fizycznie. Na wizytach lekarskich moja pani doktor próbuje nade mną zapanować. Prosi, żebym w końcu odpoczęła.
Jak wygląda twój zwyczajny dzień?
Moja praca odbywa się w systemie zmianowym; pracuję przez 24 godziny, po których mam 48 godzin albo pięć dni wolnego. Poza pracą mam więc czas dla rodziny i na swoje pasje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta w straży pożarnej to ciągle coś nietypowego?
Teraz już nie, choć do niedawna faktycznie tak było. W zawodowej straży pożarnej była nas garstka, w ochotniczej trochę więcej. W ostatnich latach zawodowych kobiet-strażaków przybyło, choć wciąż dominują tu mężczyźni. To jest najbardziej hermetyczna służba mundurowa w Polsce. Gdy jadę na akcję, nie słyszę komentarzy pod swoim adresem, zachowuję się normalnie. Staram się być profesjonalna, ale pamiętam, że kiedyś – a strażakiem jestem już 19 lat, czyli połowę swojego życia – zdarzało mi się czuć na sobie cudze spojrzenia. Z początku było mi z tym nieco dziwnie, ale się przyzwyczaiłam. Teraz jadę na akcję i po prostu robię swoje.
Mówisz, że straż pożarna to najbardziej hermetyczna służba mundurowa w Polsce. Odczuwasz to, że masz wokół siebie głównie mężczyzn?
Dowcipy o blondynkach się zdarzają. Tak naprawdę nie ma jednak dla mnie znaczenia, czy pracuję z mężczyznami, czy z kobietami. Mamy zadanie do wykonania i robimy to najlepiej, jak potrafimy. Bardzo podoba mi się porównanie do trzmiela; zdaniem naukowców trzmiel ma za duża masę w stosunku do powierzchni swoich skrzydeł i dlatego nie może latać, ale trzmiel o tym nie wie i po prostu lata. Kobiety-strażacy to takie trzmiele, ale również wszystkie inne kobiety realizujące się w "męskich" zawodach czy mające nietypową pasję. Ja nie patrzę na statystyki, nie słucham naukowców, myślicieli itp.
Słyszałaś kiedyś, że coś ci się nie uda, że nie dasz rady?
Pewnie, nieraz. Prawie za każdym razem mi się udawało. Zwłaszcza na zawodach słyszałam, że jestem za drobna, za słaba, nie zejdę poniżej trzech minut… Cóż, udowodniłam, że się mylą.
Pamiętasz swoją pierwszą akcję?
Oczywiście. Byłam wtedy w Szkole Głównej Służby Pożarniczej, teraz jest to Akademia Pożarnicza. Mieliśmy swoją jednostkę w Warszawie przy placu Wilsona. Na pierwszym roku dostaliśmy wezwanie, że w jednym z mieszkań jest pożar. Emocje były ogromne, bo był to mój pierwszy wyjazd. Na miejscu okazało się jednak, że to żaden pożar, a… mięso gotujące się w garnku. Takie pomyłki się zdarzają. Ale były też wyjazdy bardzo trudne, choć staram się ich w sobie nie dźwigać, nie rozpamiętywać.
Liczyłaś kiedyś, ile akcji masz już za sobą?
Nie liczyłam, ale na pewno ponad tysiąc. W mojej jednostce praktycznie każdego dnia, gdy jesteśmy na służbie, wyjeżdżamy w teren. Jeździmy do różnych zdarzeń, głównie miejscowych zagrożeń, ale również do pożarów. Bywają dni, gdy nie ma kiedy usiąść czy napić się wody. Trzeba działać szybko i sprawnie, bo liczy się każda sekunda. W pierwszej chwili rzeczywiście można by pomyśleć, że to zajęcie dla silnych, sprawnych mężczyzn.
Ale to ty w 2018 roku otrzymałaś tytuł Mistrzyni Europy TFA o tytuł najtwardszego strażaka.
No tak. Chodzi o zawody Toughest Firefighter Alive, wygrałam w kategorii kobiecej. Ruch to dla mnie coś naturalnego. Od dziecka byłam aktywna, przez parę lat grałam w piłkę ręczną. Później pływałam, co robię zresztą do dziś. Ponad 10 lat temu do Polski ze Stanów Zjednoczonych trafiło FCC – Firefighter Combat Challenge oraz TFA, czyli zmagania strażaków w podobnej formule. Dyscypliny te polegają na odwzorowaniu pracy strażaka. Sprawdzana jest siła, szybkość, wytrzymałość, a wszystko robi się w pełnym umundurowaniu. Pierwsze zawody odbyły się w 2012 roku, ale ja w nich nie wystąpiłam – rywalizację zaczęłam w roku 2014. Z czasem stało się to moją pasją, trenowałam i cyklicznie startowałam w zawodach. Mój najlepszy rok to 2016, zdobyłam dużo tytułów i osiągnęłam świetne czasy. A w 2018 roku zdobyłam mistrzostwo Europy wśród kobiet-strażaków, choć na zawodach kobiety mierzą się z takimi samymi przeszkodami, co mężczyźni.
Nadal trenujesz?
Sporty siłowe niestety musiałam odstawić, ale wróciłam do swojej wielkiej pasji, czyli do pływania. Byłam mistrzynią świata w pływaniu na World Police & Fire Games. Na taką olimpiadę przyjeżdża ok. 10 tys. zawodników, więc konkurencja jest ogromna, a sukces tym bardziej cieszy.
To było twoje dziecięce marzenie zostać strażakiem?
Nie, skąd, nie myślałam o tym, choć miałam w domu takie wzorce, bo strażakiem był mój tata. Jako dziecko chciałam zostać lekarzem. Gdy w klasie maturalnej postanowiłam jednak zdawać do szkoły pożarniczej, moi rodzice byli na "nie".
Naprawdę?
Mój tata twierdził, że kobiety nie pracują w tym zawodzie. Doskonale znał to środowisko i chyba obawiał się, jak zareaguje na kobietę-strażaka. Mama też się o mnie bała. Ale to były inne czasy, wtedy straż pożarna wyglądała zupełnie inaczej. Z czasem sprzęt się unowocześnił, ludzie stali się bardziej otwarci, zmieniła się nasza mentalność. Nikogo nie dziwią już kobiety chodzące na siłownię i ćwiczące crossfit. Ze strażą pożarną jest podobnie. Wyzbywamy się stereotypów i to jest świetne.
To kiedy planujesz wrócić do treningów?
Do pływania mam nadzieję, że niedługo po urodzeniu trzeciego dziecka.
A do pracy?
Gdy urodziłam Stasia – teraz trzylatka – to równo po roku wróciłam na swoją pierwszą służbę. Teraz możliwe, że będzie podobnie. System zmianowy bardzo sprzyja macierzyństwu. W dni wolne od pracy jestem pełnoetatową mamą. Zresztą macierzyństwo jest dla mnie rolą numer jeden. Dopiero potem jest moja praca i pasje sportowe. Taką mam hierarchię wartości.
Ewa Podsiadły-Natorska dla Wirtualnej Polski