Została uznana za nadopiekuńcza matkę. Jej córka zmarła na sepsę
Kirsty Ermenekli, 32-letnia kosmetyczka zabrała swoją sześcioletnia córkę do szpitala. Dziewczynka miała wysoką gorączkę, była osłabiona. Lekarz stwierdził, że to nic groźnego. Kilka godzin później Layla nie żyła.
07.03.2018 | aktual.: 07.03.2018 09:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podczas rozprawy sądowej matka Layli powiedziała, że była zaniepokojona tym, że nie zlecono badań krwi w szpitalu. – Potraktowano mnie jak nadopiekuńczą matkę. Nie byłam informowana o rozwoju sytuacji. Nie mogę nic zarzucić opiece na oddziale pediatrycznym, ale moja córka powinna zostać przyjęta wcześniej. Czekałyśmy dwie godziny w kolejce – mówi kobieta w rozmowie z "Daily Mail".
Tragedia rozegrała się w lutym ubiegłego roku. – Babcia odebrała córkę ze szkoły. Nauczycielka powiedziała, ze Layla skarżyła się na ból głowy i brzucha. Mama zabrała ją do siebie i dała środki przeciwbólowe. Skończyłam wcześniej pracę, odebrałam Laylę i pojechałyśmy do domu. Kiedy temperatura wzrosła do 40,9 stopni zadzwoniłam na pogotowie. Zabrałam ja do szpitala – opowiada.
Kobieta dotarła do Royal Oldham Hospital w Manchesterze ok. 21. Dziewczynka była w złym stanie. Bardzo osłabiona i rozpalona. Spędziły dwie godziny na izbie przyjęć. Gorączka nieco spadła, ale wciąż wynosiła ponad 38 stopni. – Wciąż podawałam jej wodę. W końcu przyszedł lekarz. Zbadał jej gardło i powiedział, że mam z nią iść do domu i dalej podawać płyny. Stwierdził, że to zwykła infekcja wirusowa – dodaje.
Pielęgniarka, widząc w jakim stanie jest Layla, wyraziła swoje zaniepokojenie. – Zostałyśmy na oddziale. Stażysta z pediatrii zauważył u córki wysypkę, stwierdził, że pewnie się gdzieś uderzyła. Zaprzeczyłam. Zmiany na skórze zaczynały się rozprzestrzeniać. Wciąż skarżyła się na bóle głowy i brzucha. Dostała kroplówkę z antybiotykiem, ale później wystąpiły trudności w oddychaniu – relacjonuje Kirsty Ermenekli.
Stan dziewczynki błyskawicznie się pogarszał. Akcja serca zatrzymała się. Mimo błyskawicznej reanimacji, nie udało się jej uratować. Layla zmarła wskutek meningokokowego zapalenia opon mózgowych i posocznicy. Lekarze opisali jej przypadek jako jeden z najgorszych, z jakimi się kiedykolwiek spotkali. – To była sepsa. Mówi się o niej "cichy zabójca". Da się ją wyleczyć, pod warunkiem, że wykryje się chorobę na bardzo wczesnym etapie. Nie można lekceważyć nawet najmniejszych objawów. Reakcja musi być natychmiastowa – tłumaczy matka zmarłej dziewczynki.
Wewnętrzny raport szpitala ujawnił m.in., że obawy matki nie zostały potraktowane wystarczająco poważnie. Objawy nie zostały prawidłowo rozpoznane. Wysypka i gorączka wskazywały na zakażenie meningokokami. Diagnoza została postawiona o 3,5 godziny za późno. Nie podjęto odpowiedniego leczenia, dlatego dziewczynka zmarła.
- Chcielibyśmy przekazać nasze szczere kondolencje rodzinie Layli – powiedział Dr Chris Brookes, dyrektor medyczny w organizacji Northern Care Alliance, który zarządza szpitalem Royal Oldham.
Po śmierci sześciolatki wszczęto śledztwo. Wykazano, że dziewczynka nie otrzymała w szpitalu odpowiedniej opieki. - Dokonaliśmy szeregu zmian, aby znacząco wzmocnić i udoskonalić nasze procedury w zakresie kierowania pacjentów na oddział pediatrii. Wdrożyliśmy rygorystyczne szkolenia dotyczące diagnozowania – zapewnia przedstawiciel szpitala. – Jesteśmy w kontakcie z rodziną Layli, zamierzamy nadal ją wspierać w tym trudnym czasie.