Zostały zdradzone i przekonują, że "karma wraca". Psycholog tłumaczy to trochę inaczej
Mechanizm jest dobrze znany: gdy rozpada się związek dwojga znanych ludzi, a mężczyzna odchodzi do innej, w sieci rozpętuje się piekło. Przeważają głosy, że na nieszczęściu jednej kobiety nie można zbudować szczęścia drugiej, a karma prędzej czy później wróci. Historie naszych rozmówczyń pokazują jednak, że życie bywa dużo bardziej skomplikowane.
Gdy przyczyną rozpadu związku jest zdrada, jako winną wskazuje się najczęściej kobietę: kochankę, która uwiodła mężczyznę. To w jej kierunku zostają wymierzone oskarżenia, a o woli i sprawczości zdradzającego jakoś się zapomina.
Dlaczego całą winę ponosi kobieta?
Tezę opartą na obserwacjach potwierdzają zresztą badania przeprowadzone na brytyjskim Cardiff Metropolitan University i opublikowane w "Evolutionary Psychological Science". Wynika z nich, że winą za zdradę obarczamy z reguły tylko kobietę. Niezależnie od tego czy to "ta druga", czy też sama żona, która nie poświęca mężowi należytej uwagi.
W jaki sposób badacze doszli do tych wniosków? Kilkudziesięciu mężczyznom i kobietom pokazali wiadomości, jakie ich partnerzy mogliby otrzymać od kochanków. Na pytanie, kogo oskarżyliby o rozbicie związku, mężczyźni wskazywali swoje partnerki, natomiast kobiety… inne kobiety – kochanki wysyłające wiadomości.
Wiktoria Tomaszkiewicz w przeszłości została zdradzona. W rozmowie z WP Kobieta przekonuje, że często obserwuje sytuacje, gdy kobieta staje się dla drugiej kobiety wrogiem. Sama uważa natomiast, że prowodyrem jest najczęściej mężczyzna, który miesza, oszukuje i nie mówi całej prawdy, by osiągnąć korzyść. Za zdradę, do której doszło w jednym z jej związków, nie obwinia kochanki.
- Byliśmy razem 1,5 roku, a o zdradzie dowiedziałam się przez przypadek. Choć od dłuższego czasu podejrzewałam, że coś jest na rzeczy. Nie winię tej dziewczyny, bo nie zrobiła nic złego: to mój były chłopak pisał do niej, dzwonił, proponował spotkania, a ona na początku mu odmawiała. Później zaczęła się zgadzać, ale nie wiedziała, że jest zajęty. Myślała, że już nie jesteśmy razem - opowiada pani Wiktoria.
Po jakimś czasie związek z kochanką się rozpadł, co dla mojej rozmówczyni jest klasycznym przykładem, że "karma wraca".
- Nie da się zbudować szczęścia na czyimś nieszczęściu. Kochanka mojego byłego zostawiła go po jakimś czasie dla kogoś innego. On bardzo cierpiał po tym rozstaniu, miał nawet próby samobójcze. Najwyraźniej bardzo się w niej zakochał. Niestety, wcześniej okrutnie zranił mnie zdradą, przez co nie mogłam nikomu zaufać przez następne kilka miesięcy. Karma wróciła do niego i cierpiał dokładnie tak samo jak ja – podsumowuje kobieta.
Niezwykłą satysfakcję z "powrotu karmy" odczuła pani Karina. Jej historia pełna jest zwrotów akcji, a zdradzana w pewnym momencie zmienia status na zdradzającą.
- Mój partner oznajmił mi, że lepiej się rozstać, gdy byłam w ósmym miesiącu ciąży. Doszło do tego w Wigilię, po kolacji, podczas której składał mi życzenia o treści: "żeby między nami wszystko się ułożyło". Pytany o powód rozstania powiedział, że zakochał się w innej dziewczynie. Oficjalnie wszedł z nią w związek kilka dni później – 1 stycznia. Szybko mu poszło - relacjonuje.
Między partnerką a kochanką
Pani Karina nadal miała kontakt z byłym partnerem i ojcem jej dziecka. - Widziałam, jak czasami wykorzystuje tę dziewczynę, z czego bardzo się śmiałam. W końcu on zaczął zostawać u mnie na noc. Wiem, że to straszne z mojej strony, ale jakoś nie było mi jej szkoda. Ich związek trwał, a ona o niczym nie wiedziała. Potrafił nawet dzwonić do niej rano i prosić, żeby poszła za niego do pracy – opisuje kobieta.
Jednocześnie mężczyzna nie potrafił się zdecydować, ciągnął dwie sroki za ogon, był zmieszany i zagubiony.
- W końcu miałam dość tej męczarni i tego, że choć byliśmy rodziną, cały czas wolał być oficjalnie z tą drugą. Zostawiłam go i spróbowałam szukać szczęścia gdzie indziej. W tym czasie mój biedny były zrozumiał, że tak naprawdę cały czas kochał tylko mnie. Spodziewałam się, że może nam nie wyjść, byłam na to gotowa, ale zgodziłam się do niego wrócić. I choć faktycznie nie jesteśmy już razem, nigdy nie zapomnę momentu, kiedy na wiadomość od tej kobiety, mogłam odpisać: "karma wraca, prawda?" – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Pani Katarzyna była zdradzana przez połowę czasu trwania małżeństwa. Ostatecznie były już mąż wziął ślub z kochanką. Moja rozmówczyni podkreśla jednak, że nigdy nie życzyła im niczego złego, ponieważ wierzy w karmę.
- Niestety, gołym okiem widać, że ona nie jest w tym związku szczęśliwa: ma smutek w oczach i na twarzy. Żyją razem, a jednak osobno. I nie, nie żałuję tej kobiety, ponieważ nawet jeśli nie życzyłam jej niczego złego, chciałam, aby poczuła to, co ja kiedyś. Ten ból i morze wylanych łez. Nic więcej – zwierza się kobieta.
Jednocześnie pani Katarzyna nie rozumie, gdy ktoś próbuje bronić kochanek, używając argumentu, że zostały zwabione czy zbałamucone przez mężczyznę. - Nie ma czegoś takiego. Nikt nikogo na siłę do łóżka nie zatargał. To była świadoma decyzja dwojga dorosłych, myślących ludzi. Może i wabił, ale ona uległa i nie zrobiła absolutnie nic, by to przerwać. Winę ponoszą zawsze dwie osoby – mówi zdecydowanie.
"Szukamy winy na zewnątrz"
Z tezą, że wina nigdy nie leży wyłącznie po jednej ze stron zgadza się Miłosława Janc – psycholog i psychoterapeuta z Pracowni Zdrowia Psychicznego SPLOT. Jednocześnie wyjaśnia, skąd bierze się tendencja do oskarżania kochanek o całe zło. W rozmowie z WP Kobieta tłumaczy:
- Zdradzonej osobie trudno pogodzić się z krzywdą zadaną przez najbliższą osobę i tutaj upatrywałabym źródła tego mechanizmu. Gdy dowiadujemy się o zdradzie, w pierwszym odruchu szukamy winy na zewnątrz, ponieważ nie możemy uwierzyć, że osoba, z którą wiązały się nasze plany, zawodzi, okazuje się kimś innym, niż myśleliśmy, a jej morale są tak niskie.
- Na te tłumaczenia nakłada się często przekonanie, że mężczyźni są wzrokowcami i dlatego tak trudno oprzeć im się wdziękom kobiet. Nie jest to jednak cała prawda. Każdy przypadek należałoby rozpatrywać indywidualnie - dodaje ekspertka.
- Czasem mamy do czynienia z wykwalifikowanym podrywaczem, zdradzającym nałogowo, innym razem mówimy o zdradzie, która była odpowiedzią na poważne problemy w związku – wyjaśnia.
Kara i tak się pojawi
Zdaniem Miłosławy Janc za mówieniem o karmie lub braku karmy stoją duże uproszczenia, choć psycholog nie odbiera nikomu prawa do posługiwania się tym terminem. Uważa jednak, że o konsekwencjach niewłaściwego zachowania możemy powiedzieć dużo, nie łącząc z nimi żadnej filozofii.
- W moim przekonaniu osoba, która manipuluje, wykorzystuje innych ludzi, nie liczy się z zasadami, prędzej czy później dostanie za swoje. Wynika to z faktu, że spotka wreszcie na swojej drodze człowieka podobnego do siebie, nie liczącego się z innymi lub popełni kolejny błąd, za który w końcu przyjdzie jej zapłacić. Kara się pojawi - stwierdza.
Jednocześnie przekonuje, by pilnować zasad i granic oraz mieć odwagę do mówienia o rzeczach trudnych.
- Nawet jeżeli dojdziemy do wniosku, że nie chcemy być dłużej z daną osobą, zachowajmy się fair. Wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaniemy zrozumiani, w przyszłości również potraktowani w uczciwy sposób, a krzywdy zostaną zminimalizowane. Maksymalne starania zabezpieczają nie tylko innych, ale także nas samych – podsumowuje psycholog.