Zrezygnowała z organizacji wesela. "Nie zapłacę 100 tys. za noc"

Ceny za weselny talerzyk rosną, choć inflacja już nieco wyhamowała. Pary młode szukają alternatywny dla drogich wesel. Joanna zrezygnowała z przyjęcia, a gości zaprosiła w nietypowe miejsce. - Wszyscy bawili się na luzie i ostatecznie byli zadowoleni - wyznała.

W ostatnich latach ceny za "talerzyk" mocno wzrosły
W ostatnich latach ceny za "talerzyk" mocno wzrosły
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

09.04.2024 06:00

Sezon ślubny zaczyna się rozkręcać. Wraz ze wzrostem inflacji oraz rosnącymi kosztami utrzymania sali i obsługi, ceny za talerzyk także wzrastają. W salach weselnych w Małopolsce trzeba zapłacić od 250 do nawet 700 zł za osobę. Jeśli ktoś marzy o czymś wyjątkowym, musi się liczyć nawet z kosztami ponad 900 zł za talerzyk.

Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Aneta Gąsior, wedding i event plannerka, właścicielka firmy Manufaktura Przyjęć, w 2024 roku ceny menu na przyjęcia weselne, w zależności od obiektu i pakietu, kształtują się na poziomie 400-550 zł za osobę.

- Wzrost cen był już mocno widoczny w zeszłym roku w porównaniu do minionych lat. W ubiegłym sezonie większość obiektów podniosła ceny średnio o około 25 proc. w porównaniu do 2022 roku - komentuje.

Ceny zależą od wielu czynników

Ekspertka podkreśla, że ceny uzależnione są od rejonu, w jakim organizujemy przyjęcie, ale przede wszystkim, od standardu i poziomu danej lokalizacji. Większość obiektów ma również zaznaczone minimum gości, od jakich możliwa jest organizacja przyjęcia weselnego.

- Często mamy też dostępne różne warianty menu czy atrakcji kulinarnych. Tutaj możemy mówić o ciekawych stacjach live cooking, drink barach czy słodkich stołach. Do wybranych pakietów menu koniecznie jest również często dodanie opłat takich jak korkowe, talerzykowe oraz pakietu napoi - wylicza.

Nagła podwyżka

Z rozmów na forach internetowych wynika, że większość sal zastrzega w umowach, szczególnie jeśli rezerwacje są dokonywane z dużym wyprzedzeniem, możliwość podwyżki o 10-20 proc. Niektórzy jednak spotkali się z podwyżkami nawet o 35 proc.

Zdarzają się też sytuacje, w których właściciele sal nie prognozowali podwyżek i informowali nowożeńców o zmianach niemalże w ostatniej chwili. Tak było w przypadku Marleny, która organizowała swojej wesele na Śląsku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak mówi, zdecydowała się na obiekt oferujący też noclegi. Umowę podpisywała rok wcześniej, jednak kilka tygodni przed weselem została poinformowana, że cena za osobę będzie wyższa o 50 zł, choć nie mieli w umowie zapisu o możliwej podwyżce.

- Pani tłumaczyła to m.in. wzrostem cen węgla, którego używają do ogrzewania sali. Przy 110 osobach z noclegiem, 50 zł więcej robiło ogromną różnicę. Rozumiem, wszystko poszło do góry, ale nie wprowadza się zmian tuż przed weselem. Dodatkowo właścicielka zastrzegła, że jeśli ceny znowu wzrosną, może nam to doliczyć - wyznaje.

Finalnie, po negocjacjach, cena wzrosła z 220 zł do 250 zł, czyli 30 zł więcej niż zakładano.

- Zaznaczyliśmy też, że po podpisaniu aneksu, cena nie ulegnie już zmianie, więc właścicielka stwierdziła, że nie będzie wędlin na stołach, bo mamy wiejski stół. Nie zrezygnowaliśmy, bo nie bylibyśmy w stanie znaleźć tak szybko nowej sali. Dodatkowo stracilibyśmy 50 proc. zadatku - mówi.

- Mieliśmy też foto budkę, animatorów dla dzieci, którzy zorganizowali elektryczne bańki i kino nocne, więc po weselu właścicielka sali doliczyła nam po 50 zł za każdy sprzęt elektryczny, a na koniec kazała zabrać też butelki po alkoholu. Przyjęcie się udało, ale więcej do tej sali nie wrócimy - podsumowuje Marlena.

Dodatkowe opłaty

Podobnych historii na forach ślubnych jest sporo. Choć internauci nie kryją niezadowolenia, widać też zrozumienie dla właścicieli sal weselnych. Ludzie wspominają też o innych opłatach, związanych np. z możliwymi zniszczeniami.

Marta z Pruszkowa bierze ślub w wakacje. Wybrała salę, która otworzyła się dopiero w zeszłym roku. - Wyjściowo cena za talerzyk wynosiła 470 zł za osobę. W cenie nie było alkoholu ani napojów. Właścicielka zastrzegła, że cena może wzrosnąć do 20 proc., więc założyliśmy nieco większy budżet. Finalnie za talerzyk w sali pod Warszawą płacimy 550 zł - mówi.

Marta nie ukrywa, że podwyżka ich załamała, bo przez kilka lat odkładali pieniądze, żeby zorganizować wesele bez pomocy rodziców. Mimo wszystko nie zrezygnowali, choć tuż po Wielkanocy i tak dostali aneks do umowy.

- Właścicielka zadzwoniła i powiedziała, że podczas ostatniego wesela goście stłukli żyrandol, dlatego dodała do umowy zapis o obciążeniu nas karą w wysokości 1800 zł na wypadek ewentualnych zniszczeń. Podpisaliśmy, bo nie zakładamy takich sytuacji, ale umowy weselne zaczynają mieć coraz więcej różnych zapisów - dodaje.

Zmiany w umowach

Aneta Gąsior podkreśla, że po doświadczeniach ostatnich lat, większość obiektów zapisuje w umowach możliwość wzrostu cen. - Jest to związane gwałtownie rosnącą inflacją. Próg podwyżki, jaki zaznaczany był w zeszłym i w tym roku waha się w granicach 15-20 proc. We wcześniejszych latach było to określane na poziomie 5-10 proc. - mówi.

Wedding plannerka przyznaje, że słyszała o sytuacjach, w których pary były informowane o podwyżkach tuż przed weselem, jednak - jak zaznacza - obecnie tego typu zdarzenia są raczej sporadyczne.

Sama także spotkała się z nagłymi zmianami w umowach, jednak tylko wtedy, gdy były one podpisywane przez same pary, zanim rozpoczęły współpracę. - Rozwiązywaliśmy to poprzez dodanie odpowiedniego aneksu, zawierającego niezbędne kwestie i zabezpieczającego interes pary młodej - komentuje.

Zaznacza też, że kwestie związane z ewentualnymi zniszczeniami w lokalu to często spotykany podpunkt w umowach. - Jednak na przestrzeni 13 lat jeszcze nie zdarzyła mi się sytuacja, w której para zostałaby obciążona takimi kosztami. Jeśli chodzi o "zaskakujące dopłaty" to pojawiają się np. opłaty za klimatyzację. Co prawda w nielicznych obiektach i zwykle w miejscach, które oferują przyjęcia w namiocie - dodaje.

Rezygnacja z dużych imprez

Ze względu na wysokie ceny, z wesela zrezygnowała Joanna z Krakowa. - Przeglądałam oferty sal w okolicy, ale koszt przyjęcia dla ok. 100 osób był dla mnie zbyt wysoki. Nie zapłacę 100 tysięcy za jedną noc, bo ze wszystkim tyle trzeba liczyć. Mamy kredyt na mieszkanie, rodzice już wtedy nam finansowo pomogli, więc nie chcieliśmy ich dodatkowo obciążać - mówi.

- Zorganizowaliśmy więc ślub cywilny w "Rydlówce", to oddział krakowskiego muzeum. Na przyjęcie zaprosiliśmy tylko najbliższych, w sumie 25 osób. Zdjęcia robiła moja koleżanka - dodaje.

Dla osób, które przyszły tylko na ślub, para wykupiła zwiedzanie z przewodniczką miejsca, w którym odbyło się opisane przez Wyspiańskiego wesele. - Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie zaprosiliśmy znajomych "na Wesele" - komentuje.

Joanna przyznaje, że rodzice obawiali się, iż na sam ślub nikomu nie będzie się chciało przyjechać, jednak znajomi dopisali i w sumie było ok. 50 osób. - Po ślubie dziękowali i podkreślali, że z takim pomysłem jeszcze się nie spotkali. I nikt nie wierzył, że za suknię zapłaciłam niecałe 500 zł, co pokazało, że minimalizm też może zrobić wrażenie - podkreśla.

- Dwa miesiące później zorganizowaliśmy niewielkie przyjęcie, takie "poprawiny dla rodziny", w ogrodzie. Wszyscy bawili się na luzie i chyba ostatecznie byli bardzo zadowoleni - podsumowuje zadowolona.

Joanna Bercal-Lorenc, dziennikarka Wirtualnej Polski

© Materiały WP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (162)