Jest "niebiałą Polką". Oto co odpowiada na pytanie, skąd pochodzi
– Ile ludzi, tyle historii, natomiast niektórzy nieświadomie wrzucają niebiałe osoby mieszkające w Polsce do "jednego worka" ze względu na powierzchowne podobieństwo – mówi Oliwia Bosomtwe, dziennikarka i redaktorka, autorka książki "Jak biały człowiek. Opowieść o Polakach i innych".
25.08.2024 | aktual.: 25.08.2024 17:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Pierwsze zdanie, które rzuciło mi się w oczy w pani książce, brzmi: "Czarnych osób w Polsce właściwie nie ma". Ktoś mógłby powiedzieć: ale jak to nie ma?
Oliwia Bosomtwe: Obecność czarnych osób wydaje się rzadka i wyjątkowa. Postrzegamy nasze społeczeństwo jako monotoniczne pod względem wyglądu. W 2022 r. przyjęliśmy wielu emigrantów z Ukrainy, ale są biali. Liczba niebiałych osób rośnie, zwłaszcza w dużych polskich miastach, ale wciąż nie jest to duży odsetek populacji.
Osoby czarnoskóre w Polsce poza kolorem skóry coś łączy?
To nie jest grupa jednorodna; składa się z wielu życiorysów. Te osoby pochodzą z różnych krajów, pojawiły się w Polsce w toku różnych procesów. Są ludzie, którzy się tutaj urodzili i mają oboje czarnych rodziców. Inni jednego rodzica mają z Polski, a drugiego z kraju afrykańskiego – jak ja. Jedni pojawili się tutaj wskutek emigracji zarobkowej, drudzy jako studenci. Niektórzy trafili do Polski niedawno np. w ramach pracy w którejś z globalnych firm (tzw. ekspaci).
Ile ludzi, tyle historii, natomiast niektórzy nieświadomie wrzucają niebiałe osoby mieszkające w Polsce do "jednego worka" – właśnie ze względu na powierzchowne podobieństwo. Być może to, co je łączy, to wspólnota pewnych doświadczeń wynikających z takiego uproszczonego postrzegania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj też: Aleksandra tłumaczy, dlaczego słowo Murzyn jest obraźliwe. "To niewolnik. Leniwy, brudny"
Gdy ktoś panią pyta, skąd pani pochodzi, co pani odpowiada?
Że z Nowego Sącza.
A jeśli ktoś dalej drąży?
Zależy od kontekstu, sytuacji, rozmówcy oraz od tego, czy mam czas, cierpliwość i ochotę obcej osobie opowiadać o sobie, bo zwykle nie czuję się do tego zobowiązana.
Jaka jest historia pani rodziny?
Nie ma żadnej wielkiej historii. Moja mama pochodzi z Nowego Sącza, mój ojciec z Ghany, przyjechał do Polski w latach 80. na studia. Poznali się i w pewnym momencie pojawiłam się ja.
Rówieśnicy zwracali uwagę na pani kolor skóry? Pytam o to, bo dzieci z reguły są bardzo ciekawskie.
Wspomnienia z dzieciństwa to część pamięci, która bywa zwodnicza i wybiórcza. Z czasem jeszcze bardziej się zniekształca, dlatego w książce opisuję to w rozdziale pod tytułem "Ćwiczenia z pamięci", w którym staram się zrozumieć, co właściwie pamiętam. Nie pamiętam, żeby ktoś mnie ciągle zaczepiał z tego powodu. To były raczej pojedyncze sytuacje.
To dobra wiadomość.
Tak, choć to wszystko nie jest tak proste, jak może się wydawać. Książka powstała, żeby opisać, jak tworzy się tożsamość osoby, której wygląd przez wieki był postrzegany przez białych jako gorszy. W związku z tym nie da się całości tego doświadczenia sprowadzić do serii prostych sytuacji. Przynajmniej w moim przypadku jest to niemożliwe.
Polacy mają problem z mówieniem o ludziach ciemnoskórych? Nie wiedzą, jakich słów użyć?
Na pewno jest grupa osób zainteresowanych dyskusją o języku, o tym, w jaki sposób dostosować go do opisywania różnych ludzi, również mniejszości. Te osoby mają świadomość, że pewne słowa – jak Murzyn – są nieprzyjemne i anachroniczne.
Zobacz także
A określenie Afropolak? Odpowiada pani?
Wydaje mi się, że to określenie utworzone na tej samej zasadzie, co Afroamerykanin, które ukształtowało się na skutek historii niewolnictwa w Ameryce Północnej. Ludzie, którzy trafili tam w wyniku transatlantyckiego handlu niewolnikami, zostali wyrwani ze swoich krajów i kultury. Przywiezione tradycje, poczucie odrębności było rugowane, spotykało się z przemocą, ale cechą wspólną pozostał kolor skóry wskazujący na pochodzenie z kontynentu afrykańskiego.
Czarne osoby w Polsce wiedzą, z jakich krajów pochodzą one lub ich rodzice, więc w pewnym momencie zaczęłam mieć wątpliwości, czy takie uogólnienie jest rzeczywiście przydatne. Czy białą osobę urodzoną w Polsce, której rodzice pochodzą z Polonii w Republice Południowej Afryki, nazwalibyśmy Afropolakiem? A jeśli nie, to kogo miałoby określać to słowo?
Co czytano pani w domu rodzinnym? W jakim stopniu to panią ukształtowało, miało wpływ na światopogląd?
Czytano sporo, od klasyków po prasę i beletrystykę. Myślę, że lektury wyniesione z domu zawsze nas kształtują, ja wyniosłam wielki sentyment do "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.
Wracając do dzieciństwa. W książce opisuje pani sytuację, gdy dwie dziewczynki zawołały za panią: "Murzynka, Murzynka!". W odpowiedzi pokazała im pani środkowy palec, a może nawet powiedziała "spie***laj", za co potem musiała przeprosić. One nie. Co to nam mówi o nas, Polakach, o naszej kulturze i stereotypach?
Ta sytuacja wydarzyła się, gdy sama byłam dziewczynką, miałam jakieś 10 lat. Przywołuję tę historię nie po to, żeby na jej podstawie stawiać uogólniające oceny, ale po to, żeby pokazać, że nawet gdy byłam jeszcze dzieckiem, to słowo nie było dla mnie neutralne, budziło silny sprzeciw, który znalazł wyraz w opisanej reakcji.
Polacy mają problem ze zrozumieniem, że ciemnoskóry może być "jednym z nich"?
Różnie. Myślę, że stosunek do wszelkiej odmienności zależy od wielu indywidualnych doświadczeń.
"Kwestia pochodzenia jest istotna" – te słowa pojawiają się w pani książce wielokrotnie. Jakie jest pani zdanie na ten temat?
Pochodzenie to sprawa, która ciekawi wiele osób. W ten sposób ta kwestia staje się istotna, bo dla wielu jest przedmiotem dyskusji oraz podstawą do wysuwania hipotez na temat zachowań innych.
Jak czarni Polacy, z którymi pani rozmawiała, czują się w naszym kraju? Czy są między nimi jakieś punkty styczne?
W książce przedstawiam wiele punktów widzenia. Rozmawiałam z przedstawicielkami i przedstawicielami różnych pokoleń oraz grup społecznych, sięgnęłam do materiałów archiwalnych, opisałam postaci, które żyły kilkaset lat temu, choćby generała Władysława Jabłonowskiego, szkolnego kolegę Napoleona Bonapartego. Swoją drogą mam nadzieję, że ta wyjątkowa historia znajdzie jeszcze swoje rozwinięcie. O tym, że mogłaby zainteresować Polaków, świadczy popularność filmu "Kos", którego akcja toczy się w podobnym okresie. Zresztą w książce również opisuję perypetie jednego z jego głównych bohaterów, Jeana Lapierre’a, czarnego towarzysza Kościuszki. Starałam się oddać skomplikowaną układankę relacji międzyludzkich oraz stosunek do wizualnej odmienności zmieniający się na przestrzeni wieków. Myślę, że punktem stycznym dla tak różnych bohaterów jest świadomość swojej inności.
W Polsce jest ciche przyzwolenie na rasizm?
Myślę, że rozmaite stereotypy dotyczące różnych grup etnicznych są wpisane w wiele kultur, także w europejską. Kolonializm ze swoją rasistowską polityką to część historii regionu, która wciąż miewa swoje odbicie w postrzeganiu osób o niebiałym kolorze skóry.
Zastanawiam się jeszcze nad tym, czy ma pani potrzebę oraz ochotę "nawracania Polaków" – i czy w ogóle miała je pani kiedykolwiek. Dla białych Polaków niebiała osoba w Polsce musi być "skądś". To automatyzm – stąd komentarze, że np. "ładnie mówi pani po polsku". Ma pani wtedy ochotę zaprotestować? Powiedzieć: "Tak, bo jestem Polką"?
Zdarza mi się odpowiadać w taki sposób.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska