650 Polek rocznie. Kierowniczka kliniki aborcyjnej: To wyjątkowa grupa
Jedna, a nawet dwie Polki na dzień. Kliniki aborcyjne w Holandii są pełne pacjentek z Polski. - Zatrudniliśmy recepcjonistkę, która mówi po polsku. Niektórzy z moich kolegów uczą się polskiego, żeby móc wspierać pacjentki w ich ojczystym języku - tłumaczy Femke van Straaten, kierowniczka dwóch holenderskich klinik aborcyjnych.
Femke van Straaten jest kierowniczką dwóch holenderskich klinik aborcyjnych: w Heemstede i Amsterdamie (Abortion Clinic Amsterdam oraz Bloemenhove Clinic). W rozmowie z Zuzanną Kuffel, dziennikarką "Wirtualnych Obcasów", opowiedziała o tym, w jaki sposób pomagają Polkom, które do nich przyjeżdżają.
W 2021 roku do Holandii wyjechało łącznie 650 Polek, które usunęły tam ciążę, z czego ponad 400 zrobiło to w klinikach, którymi kieruje Femke van Straaten. Liczby te z roku na rok rosną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polskie pacjentki wyróżniają się na tle innych
W wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji wiele Polek zostało pozbawionych prawa wyboru. Decydują się pokonać ponad tysiąc kilometrów, by w obcym kraju usunąć ciążę. Przed zmianą prawa było ich niewiele, głównie Polki mieszkające na stałe w Niderlandach albo pracujące tutaj sezonowo.
- Od 2021 roku przyjmujemy około 400 polskich kobiet na rok, więc średnio co najmniej jedną lub dwie na dzień - mówi Femke van Straaten. W klinikach przeprowadza się aborcje do 22. tygodnia.
Tak duża liczba polskich pacjentek sprawiła, że klinika stara się być coraz bardziej otwarta dla naszych rodaczek.
- Zatrudniliśmy recepcjonistkę, która mówi po polsku. Niektórzy z moich kolegów uczą się polskiego, żeby móc wspierać pacjentki w ich ojczystym języku. Polskie kobiety są jednak dobrze wyedukowane, więc zazwyczaj mówią po angielsku. Jeśli nie, korzystamy z tłumacza w telefonie - wyjaśnia kierowniczka klinik w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".
Podkreśla, że polskie pacjentki to wyjątkowa grupa. Wcześniej klinika skupiała się na nieplanowanych ciążach. W przypadku Polek większość z nich przyjeżdża tu ze względu na wady płodu albo problemy zdrowotne w ciąży.
- To są zazwyczaj planowane ciąże, więc te pary potrzebują przestrzeni na opłakanie straty. Polskie pacjentki, które przyjmujemy, przeżywają żałobę po swoich ciążach, ale czują też ogromną ulgę związaną z tym, że w końcu otrzymują opiekę zdrowotną bez oceniania - mówi Femke van Straaten.
Specjalnie dla tej grupy Polek zorganizowano współpracę z lokalnym cmentarzem i krematorium.
- Możliwa jest kremacja zbiorowa albo indywidualna. Nie mamy problemu z tym, jeśli ktoś chce zabrać szczątki płodu do Polski, ale nie wiemy, jak to jest prawnie uregulowane. Nie udzielamy pomocy prawnej, bo tutaj, w Holandii, aborcja jest legalna - tłumaczy kierowniczka.
Niestety polskie prawo zmusza te pary do opłakiwania straty w obcym kraju. - Jakikolwiek kobieta ma powód do aborcji, powinna mieć możliwość przerwania ciąży w swoim kraju, a nie być zmuszona do szukania pomocy tak daleko - dodaje Femke van Straaten.
Niektóre Polki są bardzo nieufne wobec personelu. Dla wielu najważniejsza jest anonimowość. Niezwykle trudna sytuacja w naszym kraju sprawiła, że obawiają się kłopotów z prawem.
- Widzimy, że kobiety obawiają się, że jeśli wrócą do kraju bez ciąży, mogą mieć problemy prawne. Nigdy nie słyszałam, żeby tak było. Raz miałyśmy pacjentkę z Niemiec, której partner powiadomił policję o jej aborcji. To jedyny przypadek, o jakim słyszałam w trakcie 25 lat pracy w opiece aborcyjnej.
Ostatnia deska ratunku
Polki za aborcję w hlenderskich klinikach muszą zapłacić co najmniej ponad cztery tysiące złotych. Cena zależy od zaawansowania ciąży. W pierwszym trymestrze koszt oscyluje koło 500 euro, później to około 1200 euro.
- To duże kwoty, zwłaszcza że Polki i inne kobiety przyjeżdżające z zagranicy muszą pokryć też koszty podróży i czasami też zakwaterowania - podkreśla Holenderka.
Dla mieszkanek aborcja jest darmowa. Holenderki i kobiety na stałe mieszkające w Niderlandach mają dostęp do darmowych aborcji dzięki rządowej subwencji.
Dla niektórych jest to jednak ostatnia deska ratunku. Często chodzi tu o ich zdrowie i życie. - Pamiętam jednak Polkę, która nie powiedziała nam o swojej chorobie. Ona zdecydowanie powinna była otrzymać pomoc w Polsce. Po aborcji musieliśmy szybko odesłać ją do szpitala. Było o krok od tragedii. Jeśli byłaby zmuszona, żeby donosić ciążę, miałaby bardzo poważne powikłania i dziś by nie żyła. Naprawdę mam nadzieję, że rząd Tuska zmieni prawo. Nikt nie powinien być zmuszony szukać opieki zdrowotnej poza swoim krajem.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!