Alicja wypadła z 6. piętra. Dziś prosi o pomoc
- Obudziłam się. Chciałam zapytać, co robię w szpitalu, ale nie mogłam wydusić słowa. "Upadłaś na beton" - powiedział lekarz. Dobrze, że nie dodał, z jakiej wysokości - mówi Alicja Popławska, która przeżyła upadek z 6. piętra szczecińskiego akademika.
27.05.2019 | aktual.: 28.05.2019 22:51
Godzina 23.30, sobota, luty, 2015 rok. Studentka kosmetologii w Szczecinie właśnie zakończyła drugą zmianę w sklepie spożywczym. Wyszła z pracy i udała się w kierunku akademika. Nocny spacer to jej ostatnie wspomnienie, bo wejścia do budynku na 6. piętro już nie pamięta. Za chwilę zapadnie w długi sen, z którego obudzi się dopiero po trzech miesiącach.
Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Co pamięta człowiek, który przez trzy miesiące leżał w śpiączce?
Alicja Popławska, 24-latka: Muzykę.
Muzykę?
Głównie jeden utwór - "Dont worry, be happy" Bobby'ego McFerrina. Lekarze puszczali mi to na okrągło, żeby pobudzać mózg do działania. Jak widać, udało się.
Pamiętasz moment przebudzenia?
Pamiętam. Zobaczyłam szpitalną salę. Kompletnie nie wiedziałam, jak tam trafiłam. Chciałam zapytać, co tu robię, ale nie mogłam wydusić słowa. "Upadłaś na beton" - powiedział lekarz, widząc moje przerażenie. Dobrze, że nie dodał, z jakiej wysokości. Przeraziłabym się jeszcze bardziej.
Kto wezwał pomoc po twoim wypadku?
Podobno jakaś staruszka, która spacerowała z psem.
Czy ktoś ze studentów widział ten upadek?
Nie, to był weekend. Wszyscy wyjechali do domów rodzinnych. Gdybym nie miała zmiany w sklepie, zrobiłabym to samo. Akademik był prawie pusty, nie było nawet żadnej imprezy. Nie pamiętam kogo widziałam i z kim rozmawiałam, dodam tylko, że toksykologia nie wykazała żadnych substancji psychoaktywnych w moim organizmie.
I nie masz pojęcia, co mogło się wydarzyć?
Nie miałam wrogów, ze wszystkimi żyłam dobrze, a jednak uważam, że ktoś musiał pomóc mi z tego okna wypaść. Wszczęto śledztwo ws. ewentualnego usiłowania zabójstwa, ale zostało umorzone ze względu na brak jakichkolwiek dowodów - kamery tego dnia były wyłączone. Nie ma żadnych zapisów z monitoringu.
Jak twoi przyjaciele zareagowali na wiadomość o wypadku?
To wiem już tylko od rodziców. Grupa moich uczelnianych przyjaciół początkowo bardzo się przejęła. Przyszli do szpitala, żeby mnie odwiedzić. Zobaczyli, w jakim jestem stanie, przerazili się i zniknęli z mojego życia. Gdy odzyskałam przytomność, nie odezwali się ani razu.
A pewnie wtedy potrzebowałaś ich wsparcia najbardziej.
Wszystko było dobrze - miałam plany i energię do działania. Aż nagle obudziłam się i mojego życia już nie było. Studia, sprawność fizyczna, wygląd i przyjaciele, wszystko zostało mi odebrane. Wpadłam w depresję, a jednocześnie wiedziałam, że muszę walczyć, żeby stanąć na nogi. Miałam połamane wszystkie kończyny i zmiażdżoną twarzo- i mózgoczaszkę. Zawzięłam się i odzyskałam umiejętność chodzenia.
Dopiero teraz jestem na etapie, w którym mogę zawalczyć o swoją twarz i o odzyskanie wszystkich umiejętności logopedycznych - na to właśnie zbieram pieniądze. Od czasów wypadku cierpię na afazję (grupa objawów polegająca głównie na zaburzeniach mowy, spowodowanych uszkodzeniem mózgu, przyp. red.). Poza tym mam zniekształconą twarz. Bardzo chciałabym wyglądać jak dawniej.
Ludzie zwracają uwagę na twój wygląd?
Bardzo. Patrzą nieustannie, odzywają się tylko czasem. Ostatnio w autobusie, mężczyzna około 50. widzi mnie i krzyczy: "Boże! A co ci się stało?". Odpowiadam, że wypadłam z 6. piętra. Nie wiem, czy myśli, że żartuję, w każdym razie wykrzywia się w grymasie obrzydzenia i mówi: "Ja bym tak nie chciał". Ja też nie chciałam.
Ale na pewno ciągle słyszysz: "Ale miałaś szczęście!"
Tak i doprowadza mnie to do szału. Przecież to było ogromne nieszczęście. Żyję, bo może tak chciał Bóg. A może, bo "tak miało być", ale na pewno to, co mi się wydarzyło, to nie było szczęście.
A jednak siłą woli dokonałaś niesamowitej rzeczy, bo doszłaś do siebie. Jaka myśl dodawała ci sił w tym najgorszym momencie, gdy cierpiałaś na depresję?
Że muszę żyć dla moich rodziców. Wyobrażasz sobie, co musieli czuć, gdy odebrali telefon ze szpitala i dowiedzieli się o moim wypadku? Oni to dopiero się naprzeżywali! Myśl o nich była moją motywacją. Teraz, gdy w sieci pojawiła się zbiórka, dodają mi sił obcy ludzie.
Jakie wiadomości od nich otrzymujesz?
Nie chcę cytować wprost, bo będę płakać, a ja już swoje wypłakałam. Głównie piszą, żebym nie wymiękała i walczyła dalej o normalne życie. Czytam te wiadomości i czuję wielką wdzięczność.
Za ich pomoc?
I za każdy dzień. Nie chcę brzmieć banalnie, ale jak wyjdziesz z takiego wypadku, a później jeszcze z depresji, to zyskujesz jakąś magiczną moc doceniania każdego poranka, każdej rozmowy z rodziną, każdej wypitej herbaty. I uśmiechasz się znacznie częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Piękne to.
A uśmiech jest podobno zaraźliwy. Myślałaś, żeby zaangażować się w pomoc dla tych, którzy z różnych powodów cierpią i też walczą o powrót do zdrowia?
Mam takie marzenie, żeby napisać książkę dedykowaną wszystkim chorym. Opiszę w niej, co przeżyłam. Zaciekłą wojnę z samą sobą o to, żeby się nie poddać, bo to przecież najłatwiejsza droga.
A co byś mogła powiedzieć im już dzisiaj?
Żyjcie i walczcie. Dziś, jutro, pojutrze. Bo z każdym dniem zbliżacie się coraz bardziej do momentu, w którym odzyskacie równowagę psychiczną i wszystko okaże się znacznie łatwiejsze.
Jeśli chcesz wesprzeć Alicję kliknij TUTAJ. Zbiórka została zweryfikowana przez Fundację Siepomaga.
Kontakt do Alicji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości redakcji "Gazeta Szczecinecka", która nagłośniła zbiórkę.
Zobacz też: Mieszkają na dwóch końcach świata, nigdy wcześniej się nie spotkały. Ich DNA jest zgodne w 100 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl