"Aż dziw, że złotego krzyżyka nie skrytykowali". Łuczak-Surówka odpowiada hejterom
Krystyna Łuczak-Surówka była gościem Moniki Olejnik w programie "Kropka nad i". Po raz kolejny wyjaśniała, czemu nie zgadza się na ekshumację szczątków męża, ale część widzów bardziej od tego, co mówiła, interesowało to, w czym przyszła do studia. Nie podobały się im ani asymetryczna sukienka, ani oryginalne kolczyki. Jakby chcieli powiedzieć: wdowie nie wolno dobrze wyglądać.
16.06.2017 | aktual.: 21.06.2017 14:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Biją dzwony. Jest południe. Boże Ciało. Czytam niektóre komentarze w internecie odnośnie mojego udziału w programie 'Kropka nad i' i zaskoczona jestem krytyką mojego stroju. To prawda proszę Państwa, a nie stylizacja. Ja nie mam stylisty. Ja tak wyglądam" - pisze Łuczak-Surówka. Wyjaśniła dalej, że przed rozmową z Moniką Olejnik egzaminowała studentów - wykłada na Wydziale Zarządzania Kulturą Wizualną i w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
"Nie będę kryła mojego zaskoczenia komentarzami w temacie tego, jak wyglądam, a nie tego, co powiedziałam. Ja nie jestem aktorką. Ja jestem zwykłą kobietą. Lubię wyraziste rzeczy. Zajmuje się designem. Lubię przedmioty z charakterem, a takie są te kolczyki. Ta sukienka i kolczyki to ja. Aż dziw, że butów Państwo nie skrytykowali czy złotego krzyżyka" - stwierdza. - Oby Państwo usłyszeli i zrozumieli choć parę zdań z tego, co mówiłam. Do tego stylista Wam nie potrzebny" - dodaje sarkastycznie.
"Państwu się wydaje, że ja jestem gwiazdą estrady?" - pyta i tłumaczy, że na rozmowę do studia pojechała po niemal 9 godzinach egzaminowania studentów. "Pojechałam w nadziei, że usłyszycie, co mówię. Najwyraźniej co do wielu spośród Was pomyliłam się. Nie pierwszy raz i nie ostatni" - czytamy.
Krystyna Łuczak-Surówka nie kryje żalu do odbiorców, zastanawiając się "czy w kościele też się Państwo przyglądają, jak kto się ubrał czy istotniejsza będzie modlitwa i spotkanie z Bogiem?". Wielu chce widzieć w niej tylko żonę swojego męża, a ona zaciekle się przed tym broni, żyjąc pełnią życia. "Nie jestem waszą smoleńską wdową!" - pisała w liście do Macieja Stuhra, który nie wytrzymał nagonki TVP. Aluzje aktora do katastrofy smoleńskiej na Woronicza wzięto za obrazę jej ofiar. "Mój żart został wymierzony w tych wszystkich, z ministrem Macierewiczem i posłem Kaczyńskim na czele, którzy od siedmiu lat, niemal codziennie, gwałcą pamięć tych ofiar opowiadając o sztucznej mgle, ofiarach które przeżyły katastrofę, strzałach, trotylu, płonących samolotach w locie, czy wybuchach termobarycznych. (...) To Was nie bulwersuje, tylko żarty. Czymże są żarty wobec tego sk**ństwa?" - pisał.