Była "żoną Konstancina". Obnaża brutalne kulisy życia polskich elit
- Jeden z panów zaczął opowiadać sytuację, kiedy to w kwiaciarni spotkał żonę wspólnego znajomego. Tego dnia padał deszcz, taka typowa polska szarówka, a kobieta miała na sobie ciemne okulary. Mężczyzna stwierdził, że na pewno była niedobra dla męża, więc ten znowu jej wpier... Wszyscy panowie zaczęli rechotać, a panie – ich żony - spuściły głowy i wpatrywały się w sałatkę, zupełnie jakby tego nie usłyszały. Żadna nie zareagowała - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Ewelina Ślotała, autorka książki "Żony Konstancina".
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Gdzieś przeczytałam, że jest pani "solą w oku konstancińskich elit".
Ewelina Ślotała: U części na pewno. Natomiast chciałabym podkreślić, że w Konstancinie nie wszyscy żyją tak, jak bohaterowie mojej książki. Sama już nie mieszkam w Konstancinie, lecz nadal mam tam wielu przyjaciół. Wśród nich jest mnóstwo normalnych rodzin. Nie brakuje takich małżeństw, które żyją ze sobą w zgodzie przez wiele lat. Stosunek rodzin normalnych do patologicznych określiłabym jako 60 do 40. Ja piszę tylko o tych 40 proc.
To prawda, że pani książkę próbowano zatrzymać na etapie druku?
Tak. Moi bohaterowie nie występują pod nazwiskami, ale są to osoby znane z pierwszych stron gazet. Ludzie nie wiedzieli, czy będą w mojej książce, dlatego oponowali. Teraz już wiedzą, że mogą odetchnąć z ulgą, bo nie opisałam ich pod nazwiskami. Natomiast myślę, że na wszystkich imprezach w Konstancinie będzie się mówić o tym, kto może być kim w tej książce.
W książce pyta pani sama siebie: "Jak ja, skromna i zdecydowanie niemajętna studentka prawa, znalazłam się w tym miejscu? Nie mam zielonego pojęcia". Jak to jest zmienić status życia z "normal" na "premium"?
Początkowo jest to szokujące, kiedy człowiek zaczyna dostrzegać różnice ekonomiczne w społeczeństwie. Proszę sobie wyobrazić, że w Konstancinie kilka lat temu mango kosztowało 60 zł za sztukę. Widząc pierwszy raz, na jakim poziome żyje garstka Polaków z Konstancina, człowiek ma wrażenie, że zderza się z ciężarówką.
Ten początek musi być oszałamiający jak pierwszy w życiu łyk prawdziwego szampana.
Tak jest. Szokujące było dla mnie np., że można wydać na sukienkę 15 tys. zł. Taką sukienkę zakłada się raz, np. na bal charytatywny. To jest pewien rodzaj hipokryzji, bo z jednej strony idzie się na bal charytatywny, by komuś pomóc, a z drugiej - wydaje ogromne pieniądze, by dobrze na nim wyglądać.
Wydatki na dobra luksusowe to jedno, ale wydatki konstancinian na codzienne życie też potrafią przyprawić o zawrót głowy.
Zgadza się. Przeciętna "żona Konstancina" dostaje od męża około 100-150 tys. zł miesięcznie na wydatki związane z domem, jedzeniem, ubraniem dzieci i siebie, zakupem kwiatów do domu etc. Taka żona robi zakupy w najlepszych sklepach, gdzie np. kupuje mężowi ulubioną wołowinę Kobe, która kosztuje 2,2 tys. zł za kilogram, więc jeden stek kosztuje kilkaset zł. A zatem 100-150 tys. zł to są takie miesięczne wydatki, bez rachunków, bo rachunki opłaca mąż. Natomiast jeśli żona chciałaby dostać futro z soboli za 100 tys. zł, to jest osobny wydatek, który musi zaakceptować mąż i zrobić dodatkowy przelew.
A oprócz wołowiny Kobe co jeszcze można podać mężowi na kolację?
Kawior, foie gras. Taka kolacja w domu potrafi kosztować kilka tysięcy złotych. Chociaż czasem mam wrażenie, że to wcale nie chodzi o smak tych produktów, tylko o prestiż, który ze sobą niosą. Podobnie jest z winami. Panowie uwielbiają chwalić się bardzo drogimi trunkami, np. winem, którego butelka kosztuje 15 tys. zł. Nie wymieniają marek wina czy szczepów, tylko ceny. Czasem panowie sięgają po te butelki, kiedy są już tak pijani, że z pewnością nie są w stanie docenić smaku tego wina. Raczej nie świadczy to o ich wyrafinowaniu.
Wśród wydatków na luksusowe życie są też koszty utrzymania sztabu osób, które dbają o dom, wożą etc. Ważną rolę pełni pomoc domowa. Zastanawiam się, ile taka osoba pracująca u bogaczy może zarabiać.
Kilkanaście tysięcy złotych. Oczywiście to zależy od klasy domu. Są takie domy, w których pomoc domowa ma własne mieszkanie albo mały domek obok domu państwa, żeby nie przebywała w domu cały czas i nie oglądała wszystkiego.
Pisze pani też sporo o życiu u boku Jakuba Rzeźniczaka, z którym była pani związana. To jedyny mężczyzna w pani książce, który pojawia się pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem.
Mam bardzo dobre wspomnienia związane z Kubą. Do tej pory utrzymujemy kontakt. Wiem, że Kuba ma zły PR, głównie przez to, że kocha kobiety. Natomiast ja go znam i wiem, że to jest bardzo dobry człowiek, do którego mogłabym zadzwonić zawsze, kiedy potrzebowałabym pomocy.
A mimo tego wasz związek się rozpadł.
Tak, ale to było najbardziej eleganckie rozstanie, jakiego doświadczyłam w swoim życiu. Kuba zachował się bardzo szarmancko, sam się wyprowadził ze swojego własnego mieszkania, w którym wspólnie mieszkaliśmy i dał mi czas, żebym znalazła sobie nowe lokum. Kuba to jest bardzo rodzinny i ciepły facet, który bardzo kocha swoich bliskim i zawsze ich wspiera. Dlatego ten wizerunek Kuby, który jest przedstawiany w mediach, jest dla niego bardzo krzywdzący.
W książce pada cytat z Kuby, który zawsze pani mówił: "Ucz się, mała, bo tego nikt ci nie zabierze, to twoja inwestycja w siebie. Ucz się, nie bądź glonojadem". To trochę łamie stereotyp piłkarza. Jak się okazuje, piłkarze też chcą mieć u boku mądre i ambitne kobiety.
Kuba bardzo mnie wspierał w czasie moich studiów prawniczych. W czasie naszego związku ja uczyłam się tak dobrze, że miałam stypendium naukowe. To był jedyny mężczyzna, który się cieszył, że jestem ambitna i wspierał mój rozwój.
Wiele kobiet marzy o życiu u boku bogatego męża.
Nie ma w tym nic złego. Wiadomo, że każdy marzy o tym, żeby się nie martwić o kredyt, o płacenie rachunków i koszty życia. Natomiast jeśli nie ma się niczego własnego i jest się tylko taką "żoną Konstancina", to trzeba się liczyć z tym, że platynowa karta może zostać nagle zablokowana. W ciągu paru sekund życie może zmienić się radykalnie.
Pachnie przemocą ekonomiczną.
Bo z przemocą ekonomiczną "żony Konstancina" mają do czynienia na co dzień. Trzeba mieć świadomość, że to są toksyczne relacje, które zawsze zaczynają się podobnie. Te kobiety są świetnie wykształcone, znają języki obce, są bardzo inteligentne. Wielu zastanawia się, jak to się dzieje, że wchodzą w takie relacje, w których stają się ofiarami przemocy.
A jak to się dzieje?
To jest schemat psychologiczny, który zawsze się powtarza. Kobieta poznaje księcia, który świetnie zarabia. On mówi jej, że nie musi pracować, bo on zapewni jej odpowiedni poziom życia. Na początku wszystko brzmi świetnie, więc ona w to wchodzi. W ten sposób uzależnia się finansowo od męża i daje mu pole do stosowania przemocy – w pierwszej kolejności ekonomicznej.
Czym się ona objawia?
Najpierw w kłótniach pojawiają się wyzwiska typu: "Jesteś pasożytem, nierobem", "Całymi dniami nic nie robisz". Jeśli w tym momencie kobieta nie postawi granicy, to jej mąż ma poczucie, że może posuwać się dalej.
I często się posuwa...
Kolejnym etapem bywa przemoc fizyczna. Ci mężczyźni - w pogoni za coraz większymi pieniędzmi - w pracy często przesuwają granice, więc mają to we krwi. To samo później robią w domu. Dlatego powstała moja książka, do której inspiracją były rozmowy z kobietami poznanymi w szpitalu kilka lat temu. Kobietami, które były ofiarami przemocy domowej.
Podobnie jak pani?
Podobnie jak ja i wiele innych kobiet. Po tym, jak nagłośniłam swoją historię, zgłosiło się do mnie kilkaset kobiet, które opisały mi swoje dramatyczne doświadczenia. Wśród nich były Kowalskie z małych miasteczek, te z dużych miast i te zamożne z Konstancina.
Wynika z tego, że przemoc domowa jest bardzo demokratyczna. Dotyka zarówno kobiet gorzej, jak i lepiej sytuowanych. Oznacza to, że w Polsce jest na nią ciche przyzwolenie?
Tak mi się wydaje. Przytoczę sytuację, w której uczestniczyłam w czasach, w których mieszkałam w Konstancinie. Byliśmy na kolacji w kilka małżeństw. Jeden z panów zaczął opowiadać sytuację, kiedy to w kwiaciarni spotkał żonę wspólnego znajomego. Tego dnia padał deszcz, taka typowa polska szarówka, a kobieta miała na sobie ciemne okulary. Mężczyzna stwierdził, że na pewno była niedobra dla męża, więc ten znowu jej wpier... Wszyscy panowie zaczęli rechotać, a panie – ich żony - spuściły głowy i wpatrywały się w sałatkę, zupełnie jakby tego nie usłyszały. Żadna nie zareagowała.
Ktoś złośliwy powie "dała się pobić za luksusową torebkę".
Ludzie bardzo płytko oceniają tego typu sytuacje. Widzą drogą torebkę, luksusowe życie, pobitą kobietę i od razu wysuwają wnioski. Jednak sytuacja nie jest taka prosta. Te kobiety często nie odchodzą od mężów, bo są od nich uzależnione nie tylko ekonomicznie, ale też psychicznie. Ich poczucie własnej wartości jest zrujnowane przez lata spędzone w przemocowym związku. Jej się może wydawać, że to, że została pobita, to jej wina, bo np. posmarowała kanapkę zbyt grubo masłem. Ona nie widzi tego, że to nie w niej jest problem, lecz w jej mężu.
Formą przemocy psychicznej jest też zdrada. Pisze pani: "W Konstancinie niemal każdy szanujący się samiec alfa zdradza. Dlatego konstancinian się nie pyta, czy mają kochankę, tylko ile ich mają i jak je ukrywają."
Czasem oprócz żony są dwie kochanki na stałe, oczywiście nie wspominając o dziewczynach na jedną noc. Znam historię, kiedy takie kochanki przypadkowo poznały się w siłowni. Pan obu wynajął mieszkania w tej samej okolicy, więc traf chciał, że zaczęły chodzić do tego samego klubu fitness.
Uderzyła mnie też historia pana z czołówki najlepiej zarabiających Polaków, który miał trzy kochanki. Był tak wyrachowany i perfidny, że zadbał, by każda do złudzenia przypominała jego żonę. Wszystkie miały podobne figury, fryzury, styl ubierania. Nawet kupował im takie same prezenty, żeby nosiły te same rzeczy. W ten sposób czuł się bezpiecznie i mógł sobie pozwolić nawet na sporadyczne pójście do którejś z warszawskich restauracji. W końcu, gdy ktoś z Konstancina zobaczył go przypadkiem z kochanką, myślał, że to żona.
Co jest dziś dla pani luksusem?
Ja już na szczęście nie jestem "żoną Konstancina", więc moje pojęcie luksusu się zmieniło. Teraz luksusem jest dla mnie spokój. To uczucie, kiedy wchodzę do mieszkania, które jest moją oazą. Nie ma już w moim życiu napięcia i presji, by być perfekcyjną panią domu. W końcu mogę czuć się swobodnie.
Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.