Były ksiądz Jerzy: "Zrozumiałem, że to, w co wierzyłem, nie jest prawdziwe"
Odszedł z kapłaństwa, ale nigdy nie porzucił Boga. – Kościół w zasadniczych tezach myli się, a właściwie perfidnie kłamie. Nie da się go odnowić, ponieważ to skostniały system – mówi Jerzy, były ksiądz, który zachęca do czytania Biblii "bez katolickiego filtra".
18.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 22:16
Były ksiądz Jerzy: Na początek ważna informacja. Ja ze względów bezpieczeństwa –swojego, a zwłaszcza mojej rodziny – nie podaję swojego prawdziwego nazwiska ani lokalizacji. W mediach społecznościowych posługuję się pseudonimami: były ksiądz Jerzy i Jerzy Pawłowski. Tylko imię jest prawdziwe.
Ewa Podsiadły-Natorska, WP Kobieta: A pana zdjęcie? Możemy je pokazać?
Tak, nie ma problemu.
Naszą rozmowę chciałabym zacząć od pytania, czy zdarza się jeszcze, że ktoś zwraca się do pana per ksiądz?
Sporadycznie, ale się zdarza.
Ile lat już minęło, odkąd wystąpił pan z Kościoła katolickiego?
27.
Wróćmy więc do przeszłości. Jak to się stało, że został pan księdzem?
Pochodzę z ortodoksyjnej rodziny katolickiej, bardzo gorliwej. Byłem młodym aktywistą katolickim, kościół był moim drugim domem: byłem ministrantem, później lektorem. Ponieważ mieszkaliśmy na prowincji, można powiedzieć, że byłem prawą ręką proboszcza. To była moja pasja.
Poszedł pan do seminarium duchownego?
Tak, później. Doświadczeniem, które o tym zdecydowało, było to, co nazywam "osobistym poznaniem Jezusa". Trudno to do końca opisać i racjonalnie przedstawić, miało to charakter mistyczny, duchowy. Byłem wówczas młodym zbuntowanym chłopakiem. Chodziłem do szkoły w systemie komunistycznym, działał w niej Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, który wciągał mnie w swoje szeregi. Ja właściwie byłem z przekonania socjalistą, oni mnie przekonali o wyższości systemu komunistycznego czy też socjalistycznego nad kapitalistycznym. Z drugiej strony byłem aktywistą katolickim przy parafii. W pewnym momencie zauważyłem, że te systemy są przeciwstawne.
Nie da się ukryć.
Znalazłem się w potrzasku, nie wiedziałem, co zrobić, co wybrać ani kim jestem. Miałem osiemnaście lat, byłem przed maturą. Siedziałem na mszy w ostatniej ławce i nagle poczułem ciepło, które zaczęło mnie przenikać. Wypełniła mnie wewnętrzna radość, wiedziałem, że mam do czynienia z Bogiem żywym. Powiedziałem Jezusowi: "Do ciebie należy moje życie, tobie chcę służyć". To trwało jakieś 10 minut. Od tamtego momentu zacząłem myśleć racjonalnie. Dokonałem oceny systemu socjalistycznego i przeszedłem na drugą stronę, kościelną. Nigdy więcej nie modliłem się w oparciu o tradycyjne wyuczone formuły. Modlitwa sama wypływała z mojego serca. Były lata 70., ja jako młody chłopiec z prowincji zrozumiałem, że jeśli mam służyć Bogu, to muszę zostać księdzem. Postanowiłem pójść do seminarium i tak zaczęła się moja kariera.
Jak długo był pan księdzem?
7 lat.
Co takiego się wydarzyło, że poczuł pan, że to nie jest miejsce, w którym chciałby pan być? Że nie chce być pan częścią Kościoła katolickiego?
Drugim istotnym wydarzeniem było znalezienie się w Ruchu Światło-Życie popularnie nazywanym "ruchem oazowym", który założył ks. Franciszek Blachnicki, niesamowity człowiek, który przeżył Auschwitz, był skazany na karę śmierci. On również doświadczył osobistego poznania Boga żywego poza systemem religijnym. Widział problem w Kościele katolickim i starał się go reformować. Natomiast ja, kiedy znalazłem się na rekolekcjach oazowych, nauczyłem się czytać Biblię ze zrozumieniem. Dzięki temu zacząłem poznawać biblijną wersję Kościoła; czym jest i czym powinien on być według Biblii. Zobaczyłem, że to, z czym Kościół mi się kojarzył – jako instytucja, organizacja, hierarchia, pieniądze itd. – tego wszystkiego w Biblii nie ma.
A co jest w Biblii?
W Biblii jest żywa wspólnota uczniów Jezusa, którzy w niego uwierzyli i za nim poszli. Rekolekcje oazowe to był autentyczny oddolny ruch. Zafascynowany tym doświadczeniem od 1982 roku wszędzie tam, gdzie się znalazłem, zacząłem zakładać wspólnoty oazowe. Dziesięć lat funkcjonowałem w przekonaniu, że mamy do czynienia z martwym Kościołem, który ma mnóstwo problemów. Ten paradygmat "jeden święty, powszechny i apostolski Kościół" jest tak silny – a przynajmniej tak silny był we mnie – że nie byłem wówczas w stanie tego podważyć. Ale to zaczęło się zmieniać, ponieważ czytałem Biblię ze zrozumieniem i widziałem coraz więcej rozbieżności. Np. w Biblii nie ma kultu maryjnego ani kultu świętych. Wszystkie modlitwy i nabożeństwa stały się dla mnie koszmarem, a byłem księdzem i musiałem w tym funkcjonować.
Czy wtedy, gdy pojawiły się u pana wątpliwości, próbował pan o nich z kimś rozmawiać?
Pamiętam taką rozmowę jeszcze w seminarium z tzw. ojcem duchownym. On mnie jednak zbył, zbagatelizował moje rozterki. Stwierdził: "Co to za problemy, czym ty się przejmujesz?". Kompletnie mnie nie zrozumiał. Natomiast rozmawialiśmy o tym w gronie oazowiczów, to był swego rodzaju Kościół w Kościele. To była część reformacyjna; widzieliśmy, że księża niczego nie rozumieją, funkcjonują bezmyślnie na zasadzie tradycji i pewnego zjawiska kulturowego, bo tym de facto jest Kościół katolicki w Polsce. Staraliśmy się ich oświecić. Doprowadzić do głębszego poznania, ale skutki były marne. Rozbijano nas, przenoszono, prowadzono z nami wojnę podjazdową, wprowadzono do wspólnot oazowych księży, którzy najczęściej je niszczyli.
Wtedy pan już wiedział, że nie ma możliwości pogodzenia pana przekonań i tego, co czytał pan w Biblii, z byciem księdzem?
Wówczas moje poznanie było na takim etapie, że nie miałem już żadnych wątpliwości. Zrozumiałem, że to, w co dotychczas wierzyłem, nie jest prawdziwe. Ów "jeden święty, powszechny i apostolski Kościół" to kłamstwo, ściema. Jest wiele Kościołów, natomiast ten, który uważa się za "jedyny prawdziwy" tak naprawdę nie został założony przez Jezusa, tylko powstał wskutek działań politycznych cesarza rzymskiego Konstantyna w IV wieku. Doszło do odrzucenia i zdystansowania się od Biblii na rzecz filozofii greckiej i prawa rzymskiego, które później stało się wzorem prawa cywilizacji zachodniej. Natomiast duchowo Kościół katolicki to konglomerat wpływów różnych wcześniejszych religii włącznie z Babilonem, Egiptem, Grecją, Rzymem plus tzw. Święta Tradycja, która narastała przez wieki. Kościół katolicki to uświęcił, nazwał "Tradycją" przez duże "T" i uważa za podstawę bożego objawienia. Kościół katolicki nie opiera się na Biblii; on jej używa, ale głównie po to, żeby manipulować nią i uwiarygadniać swój system. Najważniejsze jest tzw. Magisterium Kościoła, czyli hierarchia. To, co powie papież, biskup, proboszcz jest rozstrzygające – niezależnie od tego, co napisano w Biblii. Większość dogmatów Kościoła katolickiego nie ma biblijnych podstaw. Sakramenty, kult świętych, system pośrednictwa, kapłaństwo, celibat – przecież tego w Biblii nie ma!
Jest więc pan przykładem, że miłość do Boga może być niezależna od religii.
Jak najbardziej. Wtedy, w 1993 roku, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że Kościół w zasadniczych tezach myli się, a właściwie perfidnie kłamie. Nie da się go odnowić, ponieważ to skostniały system, który żartobliwie nazwaliśmy "skansenem". W efekcie z Kościoła wystąpiło nas dwóch. Reszta została. Czasem ludzie pytają mnie, czy nie żałuję.
A żałuje pan?
Nie. Nie miałem żadnych wątpliwości w momencie podejmowania decyzji, nigdy nie żałowałem, bo widziałem, że nie ma do czego wracać. Chrześcijaństwo, które opiera się na Biblii – wcześniej na Starym Testamencie, a później na nauce Jezusa, która stanowi Nowy Testament – nie jest religią w sensie ścisłym. Bogu nigdy o to nie chodziło. Bogu chodziło o żywą relację z człowiekiem. Można więc powiedzieć, że pod wpływem poznania Jezusa odrzuciłem religię. Jestem antyreligijny to znaczy antysystemowy. Chrześcijaństwo postrzegam bardzo prosto, jako osobistą relację z Bogiem. Nie potrzebuję żadnych formuł, struktur, pośrednictwa.
Czy każdy by tak mógł?
Tak! Biblia jest przecież pisana w większości przez prostych ludzi i mimo pewnych zawiłości, to w zasadniczym przesłaniu jest bardzo prosta i dobitna. Wystarczy czytać ją jak każdą inną książkę – tak, jak nauczono nas w szkole, czyli ze zrozumieniem, aby wyciągnąć podstawowe wnioski dla swojego życia. Jeżeli ja, ultrakatolik mogłem to zrobić, to każdy może, a tym bardziej osoba mniej zaangażowana.
Jak po wystąpieniu z Kościoła potoczyło się pana życie?
Moja decyzja dla zdecydowanej większości była zaskoczeniem, zostałem sam. Nie było to łatwe. Zacząłem chodzić na spotkania do chrześcijańskiej wspólnoty i tam poznałem moją żonę, która wraz z innymi budowała ją od podstaw. Po trzech latach się pobraliśmy, po następnych trzech urodziła nam się pierwsza córka. Teraz mamy dwie córki – 21- i 11-letnią. Prowadzimy z żoną działalność gospodarczą w zakresie transportu, jestem kierowcą.
Czy korzystając z okazji, chciałby pan powiedzieć coś naszym czytelnikom?
Absolutnie zachęcam do czytania Biblii, bez "katolickiego filtra", ponieważ Biblia daje nam możliwość poznania, jaki Bóg jest naprawdę. Daje nam do zrozumienia, jakiej Bóg życzy sobie relacji z nami. W oparciu o przesłanie biblijne możemy dokonać oceny systemów religijnych. Możemy sobie wyrobić własne zdanie na temat każdej religii i każdego Kościoła. Poza tym Biblia uczy szerokiej gamy mądrości życiowej. Pod tym względem to światowy bestseller numer jeden.
Były ksiądz Jerzy z żoną prowadzi kościół domowy i stronę www.koscielnaalternatywa.org. Można go znaleźć na Facebooku.
Zobacz także: Córka zbiera na ekshumację ojca. "Tata został pochowany z obcą osobą w jednym grobie"