Chodzą i zarażają. Dziadkowie z koronawirusem boją się kwarantanny
Dziadkowie Kasi od kilku dni mają gorączkę, męczący kaszel. Dziadek stracił węch i smak, babcia jeszcze się trzyma. Koronawirus? Zapewne, ale testów nikt nie robił. Dlaczego? Bo dziadkowie uważają, że nie ma co panikować. I żyją, jak dawniej.
Wczoraj w Polsce odnotowano blisko pięć tysięcy nowych zachorowań na koronawirusa. W to, że pandemia jest w odwrocie, nie wierzy już chyba nikt. - Nikt, poza gorliwymi widzami TVP, którzy każde słowo padające z anteny biorą za pewnik, a słowa premiera Morawieckiego - za dogmat. Do tej grupy zaliczają się moi dziadkowie - mówi smutno Kasia, 25-latka z Wrocławia.
- Od początku pandemii, mówiąc delikatnie, bagatelizowali sprawę, no, a gdy latem premier ogłosił, że praktycznie pokonaliśmy koronawirusa, to już w ogóle przestali zachowywać jakiekolwiek środki ostrożności. Aż dziw, że do tej pory byli zdrowi - mówi.
Para niedowiarków
Babcia Kasi ma 71-lat i sporo chorób współistniejących. Dziadek - 75 lat i nadwagę, która negatywnie wpływa na jego układ krwionośny i serce. Mieszkają we Wrocławiu i są bardzo samodzielni. Co niedziela goszczą na obiedzie dzieci i wnuki, mają działkę w Karkonoszach, na której spędzają sporo czasu. Słowem - aktywni seniorzy. Marzenie każdego dorosłego dziecka, bo nie wymagają nieustannej opieki.
- Ale wygląda na to, że wymagają podania dużej dawki zdrowego rozsądku - ironizuje Kasia. Dlaczego?
Bo wszystko wskazuje na to, że seniorzy rodu są chorzy na koronawirusa. Przypuszczenia można by potwierdzić wykonując test, ale na to babcia i dziadek się nie godzą, bo twierdzą, że nie ma co histeryzować i że to pewnie tylko przeziębienie. - Sęk w tym, że od tego przeziębienia dziadek stracił smak i węch, babcia ma duszący kaszel i oboje chodzą od tygodnia z gorączką - Kasia wymienia objawy typowe dla COVID-19.
Klasyczna grypa czy klasyczne objawy COVID-19?
O tym, że dziadków coś złapało, kobieta dowiedziała się od swojego taty w ubiegłym tygodniu. - Pokasływali, byli jacyś tacy, markotni. A to u nich niespotykana sytuacja, bo oboje są bardzo towarzyscy i pogodni - tłumaczy.
- W ruch poszły od razu domowe sposoby, bo leki to u nich ostateczność. Ale mleko z miodem, czosnek, zioła i wietrzenie mieszkania nic nie dały. Kaszel zaczął się nasilać. Do tego ta gorączka. Gdy dziadek wygadał się, że stracił węch, cała rodzina wpadła w panikę, zwłaszcza że w międzyczasie okazało się, że sąsiad z piętra w kamienicy dziadków zachorował. A oboje na bank mieli z nim gdzieś kontakt - wspomina.
Ojciec Kasi zapowiedział, że dopóki nie będzie jasności, co dolega rodzicom, nie będzie pojawiał się u nich w domu. - Tata zaproponował, że zrobi rodzicom zakupy, będzie pomagał, ale bezkontaktowo. W odpowiedzi usłyszał, że ma się nie wygłupiać i albo przychodzi normalnie na obiad, albo niech nie zawraca im głowy. Pałeczkę przejął wujek, drugi syn dziadków. Jemu też odmówili - wspomina kobieta.
Ojciec Kasi, jego brat, żona, wnuki - wszyscy członkowie rodziny zaczęli nalegać, aby babcia i dziadek poszli do lekarza i jak najszybciej zrobili testy na koronawirusa. Reakcja nestorów była zaskakująca.
Dziadkowie uciekają na wieś
- "Nie i koniec", powiedzieli. Powtórzyli to dwa czy trzy razy, a potem zapakowali auto i pojechali na działkę. Domek jest położony dość wysoko, zasięg jest kiepski, więc nie da się do nich dodzwonić, chyba że sami wykonają telefon. Gdyby coś im się stało, nie ma szans, żeby karetka tam dojechała - mówi zaniepokojona Kasia.
Póki byli we Wrocławiu, żyli normalnie. Chodzili po zakupy, plotkowali z sąsiadami. Objawy choroby nie były na tyle silne, żeby ich powstrzymać. Pytam Kasię, czy dziadkowie nie czuli wyrzutów sumienia, że mogą kogoś zarazić.
- Nie, bo oni naprawdę są przekonani, że to tylko przeziębienie i wystarczą domowe sposoby, żeby się przed nim uchronić. I powiedzmy szczerze, oni się nie za bardzo przejmują dobrem innych. "Jak ktoś się boi, niech nie wychodzi z domu", powiedzieli kiedyś przy okazji rozmowy o pandemii - wspomina.
- Na dodatek naprawdę uwierzyli w ten "wirus w odwrocie" i byli tacy dumni, że Polska sobie świetnie radzi z pandemią. Chodzą w maseczkach, ale tylko tam, gdzie trzeba i pewnie nie piorą ich po każdym użyciu - zdradza wnuczka.
Po kolejnej interwencji synów, którzy przyjechali do górskiego domku, dziadek w końcu umówił się na teleporadę u lekarza rodzinnego. - I jestem przekonana, że nie powiedział lekarce wszystkiego, skoro nie skierowała go na testy, tylko powiedziała, żeby brać doraźnie leki przeciwgorączkowe i trzymać się domowych sposobów. Babcia ma dzisiaj telefoniczną wizytę lekarską. Obstawiam, że też będzie bagatelizowała objawy.
Nie można zmusić do leczenia
Kasia nie ukrywa wzburzenia. Razem z ojcem i resztą rodziny nie ma żadnej możliwości wpłynięcia na decyzje seniorów. Prawnie, nie są zobligowani do skontaktowania się z sanepidem. Nie ma przepisów, które zmuszają chorych ludzi do leczenia. No, chyba że są ubezwłasnowolnieni, ale tego nikt robić nie chce. Rozmawiam z Kasią o przyczynach takiej postawy dziadków. Ponownie podkreśla, że oni są przekonani, że to grypa.
Ale po chwili namysłu dodaje: - Może boją się, że jak trafią do szpitala, to już z niego nie wyjdą? Albo przeraża ich perspektywa kwarantanny i siedzenia w domu przez długi czas? A może chcą chronić resztę rodziny przed przymusowym siedzeniem w domu? Naprawdę nie wiem, co to może być, bo dziadkowie zupełnie się odcięli. Jak poruszasz temat zdrowia, rozłączają się - opowiada kobieta i dodaje, że z jednej strony jest w niej dużo lęku, a z drugiej, trochę złości.
- Tyle osób nosi maski, zachowuje zasady bezpieczeństwa, w trosce o ludzi takich, jak oni - starszych, z osłabioną odpornością. A oni to tak bardzo lekceważą. I nie zarzucam moim dziadkom złych intencji. Po prostu wiem, że padli ofiarami manipulacji i dezinformacji. Ich jedynym źródłem wiedzy o tym, co się dzieje w kraju jest TVP Info. A czy tam widać realny obraz sytuacji? - pyta retorycznie.
Póki co rodzina Kasi czeka na rezultat wizyty lekarskiej babci. Jeśli seniorka powie prawdę, a przecież nie ma takiego obowiązku, zapewne zostanie skierowana na testy. Jej mąż - również. Jeśli okaże się, że są zarażeni koronawirusem, najprawdopodobniej wszyscy będziemy na kwarantannie. Mam tylko nadzieję, że do tego czasu stan dziadków się nie pogorszy - podsumowuje Kasia.