Córki Roberta Brylewskiego o tacie. "Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby"
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Robert Brylewski rok temu został ciężko pobity w swoim mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Obrażenia były tak poważne, że muzyk zmarł. W rocznicę śmierci jego córki opowiedziały o tych tragicznych wydarzeniach i dzieciństwie.
W mieszkaniu, w którym doszło do tragedii, Robert Brylewski mieszkał razem ze swoimi bliskimi. Jednej nocy do drzwi zapukał Tomasz J., który miał być przekonany, że w środku jest jego rodzina. Następnie miał pobić Brylewskiego, który został później przetransportowany do szpitala z ostrym krwiakiem podtwardówkowym mózgu. Przeszedł operację, lecz nigdy do końca nie wyzdrowiał. Kilkanaście tygodni później został ponownie przetransportowany do szpitala, gdzie zmarł 3 czerwca 2018 roku w wieku 57 lat. Tomasz J. nie przyznaje się do winy. Grozi mu dożywocie.
Brylewski miał dwie córki - Sarę oraz Ewę. Obydwie są oskarżycielami posiłkowymi podczas rozpraw i mogą zadawać pytania świadkom. Oskarżony odmówił na razie odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby - mówiły w programie "Dzień Dobry TVN". Obydwie wspominały także dzieciństwo spędzone z tatą oraz piosenki, które napisał przed śmiercią. Opowiedziały także o tym, co się wydarzyło tamtego dnia.
- To jest bardzo nieszczęśliwa historia. Wychodzi na to, że wszystko jest wynikiem tego, że ten pan zażył jakieś narkotyki, alkohol, dużo wypił i coś mu się uroiło, w głowie pomieszało. Miał jakieś urojenia, wydawało mu się, że ratuje swoją matkę, a niestety zaatakował swojego ojca - opowiadała jedna z sióstr.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl