Córki Roberta Brylewskiego o tacie. "Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby"
Robert Brylewski rok temu został ciężko pobity w swoim mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Obrażenia były tak poważne, że muzyk zmarł. W rocznicę śmierci jego córki opowiedziały o tych tragicznych wydarzeniach i dzieciństwie.
18.05.2019 15:53
W mieszkaniu, w którym doszło do tragedii, Robert Brylewski mieszkał razem ze swoimi bliskimi. Jednej nocy do drzwi zapukał Tomasz J., który miał być przekonany, że w środku jest jego rodzina. Następnie miał pobić Brylewskiego, który został później przetransportowany do szpitala z ostrym krwiakiem podtwardówkowym mózgu. Przeszedł operację, lecz nigdy do końca nie wyzdrowiał. Kilkanaście tygodni później został ponownie przetransportowany do szpitala, gdzie zmarł 3 czerwca 2018 roku w wieku 57 lat. Tomasz J. nie przyznaje się do winy. Grozi mu dożywocie.
Brylewski miał dwie córki - Sarę oraz Ewę. Obydwie są oskarżycielami posiłkowymi podczas rozpraw i mogą zadawać pytania świadkom. Oskarżony odmówił na razie odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby - mówiły w programie "Dzień Dobry TVN". Obydwie wspominały także dzieciństwo spędzone z tatą oraz piosenki, które napisał przed śmiercią. Opowiedziały także o tym, co się wydarzyło tamtego dnia.
- To jest bardzo nieszczęśliwa historia. Wychodzi na to, że wszystko jest wynikiem tego, że ten pan zażył jakieś narkotyki, alkohol, dużo wypił i coś mu się uroiło, w głowie pomieszało. Miał jakieś urojenia, wydawało mu się, że ratuje swoją matkę, a niestety zaatakował swojego ojca - opowiadała jedna z sióstr.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl