Cyrk przyjechał!
Kobieta z brodą to synonim dziwactwa, anomalii i odbiegania od ogólnie przyjętych norm. Lecz w modzie regułą jest przecież łamanie konwenansów i zbaczanie z utartych dróg - w taki sposób rodzą się trendy i nowe style. A co się dzieje, kiedy na pokazie mody, główną atrakcją jest kobieta z brodą, dzieci o wyglądzie dorosłych stylizują sesje modowe, a wielkie złote lwy są większe niż ego projektanta?
Kobieta z brodą to synonim dziwactwa, anomalii i odbiegania od ogólnie przyjętych norm. Lecz w modzie regułą jest przecież łamanie konwenansów i zbaczanie z utartych dróg - w taki sposób rodzą się trendy i nowe style. A co się dzieje, kiedy na pokazie mody, główną atrakcją jest kobieta z brodą, dzieci o wyglądzie dorosłych stylizują sesje modowe, a wielkie złote lwy są większe niż ego projektanta?
Kobieta z brodą. Co sprawia, że średnio znany projektant, chcąc aby o jego kolekcji mówiono i pisano, decyduje się oszpecić zatrudnione modelki? Może kompleksy, może mizoginizm, który sprawia, że w każdej kobiecie widzi się wroga, a może brak pomysłów? Do szaleństw na wybiegu przyzwyczaił już świat Alexander McQueen, Jean Paul Gaultier i John Galliano. Pokaz to nie witryna sklepowa, lecz przedstawienie teatralne, a i im dziwniej, tym lepiej: od prezentowania ubrań są wszak targi mody i modowe magazyny.
Kobiety z brodą były crême de la crême cyrkowych pokazów na przełomie XIX i XX wieku, razem z syjamskimi bliźniętami i człowiekiem - słoniem. Konsekwencja złego genotypu powodowała, że dla kobiety z bujnym zarostem, ludzie tłoczyli się na przedstawieniach cyrkowych, a opowieści o tym dziwie przekazywali sobie z ust do ust, zdumieni, że coś takiego nosi ziemia.
Podobny efekt osiągnął Patrick Mohr na berlińskim Fashion Week. Konsekwentny projektant już od kilku lat za punkt honoru obtarł sobie szokowanie publiczności. Dwa lata temu zatrudnił bezdomnych zamiast modelek, później wybrał osiłków z siłowni i transwestytów, teraz wybieg zapełniły dziwaczne, łyse i blade postacie (kobiety i mężczyźni ), o androgenicznym wyglądzie, z kępkami powiewającego zarostu na twarzy.
Smutna brzydota wystylizowanych modelek i modeli, nerwowa przepowiednia przyszłości i tęsknota za pięknem prostym i zrozumiałym, ot takim jak biust Evy Herzigowej, połączyła zgromadzonych na berlińskim pokazie. Niestety, bardziej uważni krytycy, po przestudiowaniu kobiet z brodą i mężczyzn z zamalowanymi sutkami, zwrócili uwagę na wtórność projektów Mohra, który najwyraźniej ma aspiracje, objąć schedę po McQuinnie.
Mała staruszka
O Tavi Gevinson pisze się gęsto i często. Nieletnia blogerka od kilku lat utrzymuje się na samym szczycie modowej piramidy klanu szafiarzy, czyli blogerów, prezentujących w sieci swoje stylizacje. Tyle, że u Gevinson dawno już nie chodzi o domowy pokaz mody dla kilku znajomych. Tavi to instytucja, zapraszana na pokazy mody, proszona o rady przez wielkich świata mody, udzielająca się w programach o modzie.
* Modelki z brodą. Kto wpadł na ten pomysł?* Czternastolatka wyglądająca jak staruszka, używająca na swym blogu dziwacznego meta-języka, jest uwielbiana przez branżę. Chociaż ostatnio, coraz częściej, pojawiają się głosy, iż cała tavimania to nic innego jak sprytnie poprowadzona akcja marketingowa przez modowy establishment, ot, taki eksperyment, który nieco wymknął się spod kontroli.
Ale póki co, Tavi, wyglądająca jak karzeł, który wpadł do outletu i chwycił z najniższych półek sweter Rodarte, trzewiki Westwood i czapkę od Comme des Garçons, zaczyna profesjonalnie stylizować zdjęcia. I to nie na blogu, lecz w jednym z najbardziej poczytnych magazynów, traktujących o designie i lifestyle’u - Black Book.
Black Book zachwycony jest współpracą z małoletnią dziwaczką, która ponoć doskonale czuje profil magazynu, przeplatając stylizacje osobistymi cytatami. I tylko kolejni absolwenci szkół designerskich, aspirujący styliści, masa usiłujących się wybić asystentów designerów sesji, gryzie sobie palce, że kilka lat temu, zignorowali modę na blogowanie.
Król Lew
Chanel to marka nad marki, modowa legenda i szczyt ponadczasowej elegancji. Karl Lagerfeld to projektant, świadomy swojego geniuszu, którego duma i przekonanie o własnej nieomylności sprawdza się w kierowaniu domem mody Chanel. Każdy pomysł wielkiego Karla znajduje poklask, nie wiadomo czy dzięki sile rozpędu, czy dzięki magii, jaka spłynęła na Lagerfelda z Madame Coco.
Lagerfeldowi, któremu nie w głowie kryzys, cały czas odbijający się czkawką w branży modowej, wybrał złotego lwa, jako motyw przewodni swojej nowej kolekcji, zaprezentowanej w paryskim Grand Palais w zeszłym tygodniu.
30 rzeźbiarzy pracowało przez trzy miesiące nad 12-metrową, bijącą w oczy złotym blaskiem, lwią podobizną. Podczas pokazu, modelki wychodziły ze środka olbrzyma, prezentując najnowszą kolekcję domu mody Chanel.
A na koniec, męska muza Lagerfelda, model Baptiste Giabiconi, przeparadował w eleganckim smokingu, z głową lwa, wyglądając jak Tina Turner na galowo. - Nie chodzi mi o kreację, tylko o bogactwo, luksus, obfitość - opisywał swoją kolekcję Karl. I znowu, zamiast o kolekcji, mówiono o manii wielkości Lagerfelda, któremu marzenie senne podpowiedziało, jak ma wyglądać jego czerwcowy pokaz „Pod znakiem lwa”. W cyrku przecież najważniejszy jest dyrektor.