Czy zamawianie jedzenia do domu jest bezpieczne? Tak wyglądają kulisy pracy na kuchni
Z powodu pandemii koronawirusa od połowy marca restauracje i inne punkty gastronomiczne nie mogą przyjmować klientów w lokalach. Możliwa jest jedynie opcja zamówienia z odbiorem własnym lub w dostawie. Sprawdzamy więc, jak wygląda sytuacja od kuchni.
Podczas jednej z konferencji premier Mateusz Morawiecki przedstawił plan "odmrażania" polskiej gospodarki. Projekt został podzielony na cztery etapy, a przechodzenie z jednego do drugiego uzależnione jest od dynamiki pandemii. Ponowne otwarcie restauracji ma nastąpić w III etapie, jednak działalność stacjonarna wciąż będzie wiązać się z ograniczeniami.
W związku z obecną sytuacją wiele osób, chcąc wspierać ulubione lokale, korzysta z opcji dowozu lub zamawia jedzenie z odbiorem własnym. Jednak czy to bezpieczne?
Włochy na talerzu
Salsiccia Pizzeria Napoletana od lat rozpieszcza kubki smakowe warszawiaków. Właściciele muszą jednak stawić czoła koronawirusowi. Nie grozi im zamknięcie biznesu – miłośnicy pizzy neapolitańskiej wciąż namiętnie ją zamawiają – a właściciel dokłada wszelkich starań, by personel przestrzegał zaleceń sanitarnych.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet
– Pracownicy pracują w maseczkach i rękawiczkach. Nie mieszamy zmian – w danych godzinach zawsze są te same osoby, aby ograniczać bezpośrednie kontakty. Nie wpuszczamy również nowych osób na kuchnię. Staramy się, aby personel na tyle, na ile może, zachowywał odstęp pomiędzy sobą – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta właściciel lokalu.
Personel zachęca również do płatności online. – W 95 proc. przypadków klienci płacą przelewem, co ułatwia możliwość bezdotykowej transakcji. Wygląda to tak, że klienci zamawiają jedzenie, płacą przez internet, a kierowca wyposażony w maseczkę i rękawiczki zostawia pizzę pod drzwiami, puka i odchodzi – dodaje.
W przypadku odbioru osobistego przekazanie zamówienia odbywa się na zewnątrz. Restaurator podkreśla, że pod żadnym pozorem klient nie może wejść do lokalu. – Jeśli ktoś chciałby wpaść na pizzę, nie ma problemu, wystarczy zadzwonić. Zrobimy specjalny "drive thru" i przyniesiemy jedzenie do samochodu – zapewnia.
Kawa? Na wynos poproszę
Wojtek od kilku lat pracuje w popularnej sieciowej kawiarni. – Wydajemy produkty wyłącznie na wynos. Mamy specjalne okienka z plexi, które minimalizują kontakt z klientem – opowiada. Każdą zmianę bariści zaczynają od umycia rąk, włożenia rękawiczek i maseczek.
– Używamy rękawiczek jednorazowych. Jedną parę wykorzystujemy przy przygotowaniu napoju, kolejną przy wydawaniu i następną przy płatności. Po to, by zarazki nie przedostały się na kubek klienta – tłumaczy Wojtek. Jego zdaniem firma stanęła na wysokości zadania, by nie narazić żadnej ze stron. Do lokali regularnie dostarczane są maseczki ochronne. Pracownicy mają również obowiązek zabierania do domu i prania fartuchów, które noszą podczas zmiany.
– Pierwszego dnia trudno mi się przygotowywało napoje w tych plastikowych rękawiczkach, ale potem się już przyzwyczaiłem. W gastronomii zawsze musisz dbać o higienę. Teraz po prostu jeszcze bardziej – wyjaśnia barista.
Zwraca również uwagę na jeszcze jedną zasadę: klient nie ma możliwości wypicia napoju we własnym kubku. – My również pijemy w plastiku. Nie jest to ekologiczne, ale w tym przypadku bezpieczeństwo jest najważniejsze – stwierdza pracownik kawiarni.
Kebab kebabowi nierówny
Omar pracuje w lokalu gastronomicznym, w którym serwuje się kebaby i falafele. Restauracja znajduje się na warszawskim Mokotowie. Klient składa zamówienie, po czym wychodzi i czeka na zewnątrz na jego odbiór.
– Szef nie wprowadził większych zmian, ponieważ jedzenie i tak przygotowywaliśmy w rękawiczkach. Na zmianie są dwie osoby – ja, kucharz, i pani, która przyjmuje płatność. Obecnie klientów jest mało, więc to w zupełności wystarcza. Wcześniej były tu tłumy – tłumaczy.
Podczas przygotowywania posiłków pracownicy mają na twarzach maseczki. Omar opowiada jednak, że nie jest to standard w jego branży. – U nas akurat są, ale mój siostrzeniec pracuje w lokalu w tej samej dzielnicy i tam jest inaczej. Nikt się nie pieści – ani pracownicy, ani klienci. Jedni ścinają mięso bez rękawiczek, a drudzy jedzą przed wejściem. Zresztą lokal nigdy nie miał najlepszej opinii – dodaje.
Czy jedzenie na wynos jest bezpieczne? Wyjaśnia epidemiolog
Bartłomiej Rawski, epidemiolog, zauważa, że restauracje bardziej niż kiedyś stosują się do zaleceń sanitarnych. Jeśli jednak kucharz ma koronawirusa i kaszlnie lub kichnie, a jego aerozol ślinowy osiądzie na potrawie, ryzyko zakażenia znacznie wzrasta. – Pracownicy gastronomii muszą szczególnie dbać o higienę i zachowanie środków ostrożności poprzez mycie rąk, wkładanie rękawiczek i maseczki. Wówczas transmisja wirusa jest znikoma – uspokaja.
Epidemiolog zaznacza również, że jeśli osoba przygotowująca zamówiony przez nas posiłek jest zakażona, ale potrawa zostaje poddana obróbce termicznej, wirus umiera. – Ogólna charakterystyka wirusów jest taka, że temperatura 60 stopni wzwyż powoduje ich dezaktywację. Ostatnio czytałem też doniesienia, że wirus SARS-Cov-2 ginie w 96 stopniach Celsjusza. A przecież potrawy w restauracjach są przygotowywane w formie gotowanej lub pieczonej, dlatego to ryzyko zakażenia jest minimalne – tłumaczy.
Rawski przytacza przykład pizzy, którą przygotowuje się w temperaturze ok. 200 stopni. Tak wysoka temperatura sprawia, że wirus ginie, więc możliwość zarażenia się przez zjedzenie pizzy (lub innego posiłku poddanego obróce termicznej) jest zerowe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl