Czym jest uzależnienie od seksu? "Dla jednych fantazje będą przekroczeniem granicy, dla innych normą"
Leczenie osób cierpiących z powodu patologicznej hiperseksualności to jak operacja na otwartym sercu. Brakuje kryteriów diagnostycznych i wyraźnej klasyfikacji zaburzeń, które powszechnie nazywamy seksoholizmem. O tym, czy od seksu rzeczywiście można się uzależnić, z dr. Wojciechem Merkiem, lekarzem psychiatrą i seksuologiem z Instytutu SPLOT w Warszawie rozmawia Katarzyna Trębacka.
14.10.2021 14:16
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Od seksu w powszechnym mniemaniu można się uzależnić tak samo jak od narkotyków, papierosów czy alkoholu. Rzeczywiście tak jest?
Wojciech Merk: To bardzo skomplikowany problem; wśród seksuologów, psychiatrów i osób, które zawodowo zajmują się tym zagadnieniem nie ma jedności, jak klasyfikować zjawisko, które powszechnie nazywa się uzależnieniem od seksu. Na pewno wiemy, że ono występuje, ale do tej pory nie udało się uzgodnić jego pozycji nozologicznej (nozologia to dziedzina wiedzy medycznej, zajmująca się klasyfikacją chorób i ich opisem – przyp. red.) oraz tego, jakie czynniki biologiczne i psychiczne odgrywają tu istotną rolę.
Powszechnie stosowana nazwa "uzależnienie od seksu" budzi coraz więcej kontrowersji…
Wciąż trwa spór, jeśli chodzi o etiologię, jak to zjawisko, które widzimy na co dzień w naszych gabinetach, a które tak trudno opisać, zakwalifikować. W amerykańskiej klasyfikacji chorób psychicznych uzależnienie od seksu nie jest w ogóle wymienione, ponieważ uznano, że to zjawisko niedostatecznie zbadane i nie ma empirycznych dowodów, by traktować je właśnie jako uzależnienie.
Niektórzy twierdzą, że utrata kontroli nad fantazjami, popędami seksualnymi i wynikające z tego zachowania, którym towarzyszą przykre konsekwencje związane z poczuciem osobistego cierpienia, spełnia kryteria uzależniania. Tymczasem inni, w tym Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), są zdania, że nie ma wystarczających badań, które pozwoliłyby mówić, że mamy do czynienia z czystą postacią uzależnienia.
W ICD 11, czyli klasyfikacji chorób WHO, która zacznie obowiązywać od 2022 roku, kompulsywne zachowania seksualne nie znalazły się w dziale poświęconym zaburzeniom seksualnym, tylko zaburzeniom i chorobom psychicznym, a dokładniej w podgrupie dotyczącej zaburzeń kontroli impulsów. Z tych powodów wolę konglomerat wszystkich opisanych zjawisk nazywać patologiczną hiperseksualnością, bo bardziej odzwierciedla i przykrywa parasolem to, co w literaturze nazywa się albo uzależnieniem od seksu, albo kompulsywno-impulsywnymi zachowaniami seksualnymi.
Wątpliwości budzi też ustalenie, co jest normalne w życiu seksualnym człowieka, a co uznać za patologię…
Właśnie. Dla jednych częste fantazje seksualne będą przekroczeniem granicy, dla innych szeroko pojętą normą. Trudno jest postawić arbitralną granicę. To nie jest tylko kwestia nasilonego popędu czy aktywności seksualnej, ale także tego, w jaki sposób pacjent sobie z nimi radzi. W przypadku hiperseksualności, kompulsywnych zachowań seksualnych ma miejsce wyraźna utrata kontroli. Poza tym pacjent odczuwa negatywne konsekwencje tego, co robi; nie jest w stanie powstrzymać się od tych zachowań. A to z kolei wiąże się z jego złym samopoczuciem, wyrzutami sumienia, powoduje obwinianie się nie tylko o oglądanie pornografii czy masturbację, ale podejmowanie kontaktów seksualnych pozbawionych dostatecznej kontroli, niosących ryzyko zdrowotne, skomplikowania relacji partnerskich czy przekraczania granic innych osób.
Mężczyźni, którzy opowiadają o swoich niezliczonych kontaktach seksualnych, lubią nazywać siebie seksoholikami…
Jeśli ktoś przedstawia się jako Don Juan, ma wiele partnerek seksualnych, to zapewne nie wiąże się to u niego z osobistym cierpieniem. Nie ma więc w tym przypadku mowy o uzależnieniu od seksu czy patologicznej hiperseksualności, bo te przykre konsekwencje są warunkiem koniecznym, żebyśmy mogli mówić o zaburzeniu.
Co ważne, fantazje i zachowania związane z seksem zaczynają w pewnym momencie dominować w życiu osób, które nie radzą sobie z tą hiperaktywnością i staje się ona centralną ich częścią, a wszystkie pozostałe aktywności: hobby, spotkania z przyjaciółmi, obowiązki zawodowe schodzą na plan dalszy. Kompulsywne zachowania seksualne są przyczyną rozpadu związków, utraty pracy.
Zobacz także
Podobno w uzależnieniu od seksu wcale nie chodzi o seks…
Tak, część specjalistów twierdzi, że impulsywne zachowania seksualne są odpowiedzią na negatywne stany emocjonalne, że to sposób na nieradzenie sobie z negatywnymi uczuciami.
No właśnie, czy uzależnienie od seksu różni się czymś od kompulsywnych zachowań seksualnych, czy wśród seksuologów istnieje jakieś rozróżnienie tych dwóch zaburzeń?
Generalnie są dwie szkoły, z których każda ma swoje argumenty. Zwolennicy podejścia, że mamy do czynienia z nałogiem, twierdzą, że w przypadku seksu dochodzi do chęci wpływu na układ nagrody. W życiu chorego występuje czynnik – to mogą być zakupy, jedzenie, hazard czy seks, które doprowadzają do aktywacji układu nagrody i tym samym repertuar zachowań chorego będzie zawężony do tego, żeby tę nagrodę dostać. Będzie on zatem chciał uprawiać seks, jeść, grać w ruletkę, robić zakupy, by ten układ nagrody wciąż pobudzać. Nawet jeśli na końcu się okazuje, że ta nagroda nie jest wcale taka świetna. Angażowanie się w tego typu zachowania może być reakcją na zmiany nastroju, lęk, stany depresyjne, rozdrażnienie, nudę. Dla niektórych to reakcja na stresujące wydarzenia życiowe. Seks lub inne kompulsywne zachowanie służą rozładowaniu złych emocji, nagromadzonych napięć. Chorzy używają seksu czy hazardu nawet wtedy, gdy wiedzą, że on nie rozwiązuje sprawy, bo znają konsekwencje, jakie niesie za sobą wielokrotna masturbacja czy przegranie pensji w kasynie. Wiedzą, że ta ulga jest chwilowa, ale i tak się podejmują te szkodliwe dla siebie działania.
A co mówi druga szkoła?
Zauważono, że pacjenci, którzy zgłaszają problem patologicznej hiperseksualności, często otrzymywali rozpoznanie zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. Druga szkoła zbliża się zatem do traktowania tych zaburzeń właśnie jako zachowań obsesyjno-kompulsywnych, w których myśli i kompulsyjne zachowania, mimo swojej uciążliwości, są odbierane jako nagradzające. Jeśli ktoś pod wpływem erotycznych myśli odczuwa przyjemność, to często towarzyszy temu negatywny osąd moralny – powstaje napięcie, które rozładowywane jest masturbacją. Na końcu osoba ta może odczuwać winę za "złe zachowanie", obniżać samoocenę, co… ponownie buduje napięcie i nasila zachowania kompulsyjne – koło się zamyka.
Jak zatem można pomóc takim osobom?
Mamy tutaj ogromną trudność, ponieważ brakuje kryteriów diagnostycznych i wyraźnej klasyfikacji tego zjawiska. Obserwujemy je w gabinetach, ale nie do końca wiemy, jak je leczyć. Do tej pory nie zostały opracowane ujednolicone standardy postępowania. Wskazuje się często psychoterapię jako wiodącą metodę leczniczą, ale tak naprawdę nie ma wyników dotyczących długofalowych działań terapeutycznych. W przypadku hiperseksualności mówi się o terapii behawioralno-poznawczej albo psychodynamicznej jako tych, które przynoszą najlepsze efekty. Nie da się jednak powiedzieć, że jakiś rodzaj terapii jest jedynym słusznym. Tutaj niezwykle ważne jest indywidualne podejście do pacjenta. Niektórzy z nich na przykład bez leczenia farmakologicznego nie mogą się obejść, a terapia im nie wystarczy.
Skoro nie ma wypracowanych standardów, to terapia osób, które cierpią z powodu seksualnych zaburzeń kompulsywno-obsesyjnych, zwanych też patologiczną hiperseskualnością czy w końcu uzależnieniem od seksu, jest jak operacja na otwartym sercu?
Trochę tak, dlatego plan leczenia każdej osoby powinien być opracowany bardzo indywidualnie. Każdy pacjent, który się zgłasza do lekarza czy terapeuty ma za sobą jakąś historię i w niej szuka się przyczyn, dla których cierpi on z powodu chorobliwej hiperseksualności.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!