Dopadł ją syndrom zimnej kołdry. Szybko ruszyła na "łowy"
14.09.2024 06:50, aktual.: 17.09.2024 07:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy za oknem robi się szaro i zimno, wielu singli zaczyna rozglądać się za partnerem. Chcą w ten sposób umilić sobie okres jesienno-zimowy. - Zaszywamy się wtedy w domach i częściej myślimy o bliższych relacjach z innymi - mówi psycholożka Barbara Strójwąs.
Syndrom zimnej kołdry to określenie stanu, z jakim wielu singli mierzy się w okresie jesienno-zimowym. Wystarczy, że robi się chłodniej, a wieczory stają się dłuższe, by pojawiło się uczucie samotności i nagłej potrzeby poczucia bliskości drugiego człowieka.
- Myślę, że pory roku wpływają na to, jak wyglądają nasze relacje. Wiosną, kiedy wszystko budzi się do życia, z jednej strony zaczynamy wychodzić do ludzi, ale z drugiej – możemy tracić zainteresowanie byciem w związku. Natomiast, kiedy robi się zimno, ciemno i ponuro, zaszywamy się w domach i częściej myślimy o bliższych relacjach z innymi - mówi Barbara Strójwąs, psycholożka i właścicielka Biura Randkowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Fajnie móc się do kogoś przytulić"
Słowa ekspertki potwierdza historia Magdy Ptak, która jest 31-letnią singielką. A przynajmniej przez większą część roku, bo zwykle jesienią mierzy się z syndromem zimnej kołdry.
- Jestem singielką z wyboru. Byłam w kilku poważnych związkach, ale to nie dla mnie - stwierdza. - Jestem ekstrawertyczką, mam wielu znajomych, z którymi uwielbiam spędzać czas. Nie mam też problemu z tym, żeby pójść samej do kina albo pojeździć na rolkach. Wiosną i latem mam tyle zajęć, że właściwie nie odczuwam, że jestem sama.
Trudniejszy czas dla Magdy zaczyna się z końcem października, kiedy znajomi zaszywają się ze swoimi partnerami w domach, a i jej mija ochota na wychodzenie dokądkolwiek. Doskwiera jej wtedy brak partnera, czego zupełnie nie odczuwa w ciepłych miesiącach.
- Dla mnie jesień i zima to czas oglądania seriali, czytania książek i wylegiwania się pod ciepłym kocem. Fajnie móc się wtedy do kogoś przytulić i "dogrzać". Wtedy zwykle zaczynam się rozglądać za kimś, kto mógłby mi umilić ten okres. Koleżanki śmieją się, że ruszam na łowy - przyznaje kobieta.
Barbara Strójwąs podkreśla, że choć złota polska jesień ma dużo uroku, to kiedy szybciej zaczyna się robić ciemno i jest coraz zimniej, nasz nastrój zaczyna się obniżać. - A im bliżej zimy, tym gorzej - stwierdza. - Pojawia się nostalgia, melancholia i mam wrażenie, że ludzie robią się tacy "mięciutcy", bardziej bezbronni. Im większą pustkę zaczynają odczuwać, tym bardziej się otwierają na innych ludzi i budowanie relacji.
Byle do wiosny
Jesienią zeszłego roku na urodzinach koleżanki Magda poznała Bartka*. Pewnie, gdyby spotkali się latem, nie zwróciłaby na niego szczególnej uwagi. Ale widać syndrom zimnej kołdry dał o sobie znać i od razu wpadł jej w oko.
- Był miły, czarujący i nawet całkiem przystojny, dlatego pomyślałam: "Raz się żyje". Dałam mu swój numer telefonu i zaproponowałam wyjście na kawę. Nie ukrywał zdziwienia, ale dał się namówić na spotkanie. Potem było kolejne i ani się obejrzeliśmy, jak każdy wieczór zaczął spędzać u mnie – relacjonuje Magda.
Sielanka trwała niemal do marca, ale kiedy dni stawały się dłuższe i coraz więcej czasu zaczęli spędzać poza domem, ich drogi zaczęły się rozmijać. - Odbyliśmy poważną rozmowę i zgodnie stwierdziliśmy, że było miło, ale się skończyło. Rozeszliśmy się bez żalu.
- Kto z nas nie lubi stanu zakochania? Pojawiają się wtedy wystrzały dopaminy, serotoniny, czyli tzw. hormonów szczęścia. Naturalne więc, że człowiek, który ma obniżony nastrój, dąży do podniesienia ich poziomu i np. wchodzi w związek, który staje się dla niego lekarstwem – tłumaczy psycholożka.
- Dążyłabym jednak do zrozumienia, dlaczego daną osobę relacje interesują jedynie w takiej ograniczonej czasowo i sezonowo formie – podsumowuje.
Jesienią szybciej przechodzimy do rzeczy
Na pytanie o doświadczenia związane z syndromem zimnej kołdry Agata aż się wzdryga. Choć nigdy wcześniej nie słyszała tego określenia, uważa, że padła jego ofiarą.
- Na imprezie andrzejkowej poznałam chłopaka. Od razu złapaliśmy kontakt i przetańczyliśmy razem całą noc. Na drugi dzień zadzwonił, a że była paskudna pogoda, spotkaliśmy się u niego w domu. Zaimponował mi, bo się bardzo postarał - ugotował pyszną kolację, zadbał o romantyczny nastrój - wspomina.
- Wino szybko uderzyło nam do głowy i skończyliśmy w łóżku. Bałam się, że skoro dostał to, co chciał, to już się do mnie nie odezwie. Ale nic z tych rzeczy – dodaje.
Zaczęli spotykać się regularnie. Agata podkreśla, że jej nowy partner był niezwykle czarujący i rozpieszczał ją na każdym kroku. A ona czuła nie tylko motyle w brzuchu, ale i coraz większe zaangażowanie.
"Poczułam się wykorzystana"
Czar prysł w maju po komunii jego chrześniaka, na której byli razem. Mężczyzna miał coraz mniej czasu dla Agaty. Przestał się też starać i dbać o ich relację. Wyczuwała coraz większy dystans.
- W końcu nie wytrzymałam i przyparłam go do muru, żądając wyjaśnień. Na początku próbował coś kręcić, ale w końcu wypalił, że dusi się w naszym związku i potrzebuje oddechu. Zaproponował przerwę, ale... nigdy potem już się do mnie nie odezwał. Po prostu mnie zghostował (zerwał kontakt bez słowa wyjaśnienia - przyp. red.) - mówi z żalem.
Od jego znajomych dowiedziała się później, że to jego stała praktyka – szukanie partnerki na jesień i zimę, by zerwać z nią na wiosnę. - Poczułam się wykorzystana – podsumowuje Agata.
* Imiona zmienione na prośbę bohaterów.
Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl