Dzieci płaczą i wymiotują. Powodem antyaborcyjne protesty przed szkołą

- Nie życzę sobie, żeby tego typu protestowanie odbywało się kosztem zdrowia i bezpieczeństwa naszych dzieci - powiedział Marcin Kolenda, ojciec 8-letniej uczennicy szkoły podstawowej w Oleśnicy. To przed nią odbywają się protesty Fundacji Pro-Prawo do życia. Rodzice dzieci wnieśli sprawę do sądu.

Fundacja Pro-Prawo do życia działa także w innych miastach. Tu: zdjęcie sprzed Szpitala Bielańskiego w Warszawie
Fundacja Pro-Prawo do życia działa także w innych miastach. Tu: zdjęcie sprzed Szpitala Bielańskiego w Warszawie
Źródło zdjęć: © X | ZStolicy

Szkoła Podstawowa nr 1 w Oleśnicy znajduje się naprzeciwko szpitala, w którym przeprowadzane są aborcje. Lekarze przerywają tam ciąże zgodnie z ustawowymi przesłankami. Mimo to Fundacja Pro-Prawo do życia od wielu miesięcy organizuje tam antyaborcyjne protesty ze zdjęciami martwych płodów. Na działania fundacji patrzą dzieci - uczniowie oleśnickiej szkoły, które wracają ze niej zapłakane i przerażone.

Dzieci i rodzice mają dosyć protestów Fundacji Pro-Prawo do życia

Płaczą, wymiotują, moczą się w nocy. Są przestraszone tym, co widzą przed szkołą. Choć starają się nie zwracać uwagi, hasła krzyczane przez megafon to utrudniają. Jak donosi dziennikarka wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej", dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Oleśnicy i ich rodzice mają dość tego, co dzieje się przed placówką.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Mnie nie chodzi o aborcję. To nieważne, czy jestem za, czy przeciw - powiedział w rozmowie z "GW" Marcin Kolenda, ojciec jednej z uczennic.

- Ja po prostu sobie nie życzę, żeby tego typu protestowanie odbywało się kosztem zdrowia i bezpieczeństwa naszych dzieci. Mam prawo do tego, żeby moja córka nie bała się chodzić do szkoły. Ona tego nie rozumie. Widzi zakrwawione plakaty, ten mężczyzna mówi o zabijaniu dzieci, więc córka myśli, że i ją może zabić. Na jednym z nagrań mówił, że jedzie pod szkołę edukować dzieci. Do jasnej cholery, kto mu dał takie prawo? Jak będę chciał uświadomić swoje dziecko w sprawie aborcji, to zrobię to w odpowiedni sposób, kiedy córka będzie w adekwatnym wieku. A teraz za każdym razem, gdy ona to słyszy, wraca zapłakana i przerażona - mówił.

Nie tylko on martwi się o swoją pociechę. W związku z tym, że prośby nie podziałały, część rodziców wniosła sprawę do sądu. Reprezentuje ich mecenas Katarzyna Politańska-Torz, która zawarła w piśmie sądowym zarzut dotyczący znieważenia zwłok.

- Zwłoki niemowlęce zasługują na ochronę prawną i nie mogą być formą kampanii antyaborcyjnej. Żadna kobieta nie chciałaby, żeby jej martwe dziecko było na billboardzie - tłumaczyła.

Fundacja Pro-Prawo do życia: Rozwijamy wrażliwość dzieci

Przedstawiciele Fundacji Pro-Prawo do życia problemu jednak nie widzą. Mariusz Dzierżawski, członek zarządu fundacji, napisał na stronie internetowej:

"Wielokrotnie mieliśmy okazję przekonać się, że dzieciom, którym udało się urodzić obrazy ofiar aborcji nie szkodzą, a nawet rozwijają ich wrażliwość. Natomiast dzieci, które w najbliższej przyszłości zostaną rozszarpane na strzępy żyją. Staramy się je uratować".

W sprawę ochrony dzieci i sprzeciwu obecności antyaborcjonistów z Fundacji Pro-Prawo do życia pod szpitalami zaangażowała się również Federa - Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Jak czytamy w poście na X, zaoferowała pomoc prawną dla rodziców, którzy zmagają się z podobną sytuacją i chcą zaprzestać działań organizacji.

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (25)