Edukacja domowa sposobem rodziców na pandemię? "Cieszę się, że mnie to nie dotyczy"
– Wcześniej wydawało mi się, że to wydumane rozwiązanie dla matek, które siedzą w domu i się nudzą – mówi Dominika Ślusarczyk w rozmowie z WP Kobieta. Teraz zmieniła zdanie. Coraz więcej rodziców na poważnie myśli o edukacji domowej.
Uczniowie i ich rodzice żyją w ciągłej niepewności: czy szkoły zostaną zamknięte z dnia na dzień? Czy nauczyciel pojawi się na lekcji? Czy nie trafią na kwarantannę, jeśli ktoś z grona pedagogicznego będzie mieć pozytywny test na COVID-19? Do tego dochodzą takie niedogodności jak niesprawny sprzęt podczas nauki zdalnej, brak zasięgu, nagany dla dziecka za niewłączoną kamerkę w trakcie lekcji. I nagle okazuje się, że najbardziej stabilną, spokojną i pożądaną formą nauczania, z punktu widzenia wielu dzieci i rodziców, jest edukacja domowa.
Zainteresowanie taką formą nauki systematycznie rośnie. W ubiegłych latach z edukacji domowej korzystało od 10 do 13 tys. uczniów. W 2020 roku, zdaniem ekspertów, będzie ich jeszcze więcej. Na oficjalne dane musimy jednak jeszcze poczekać. Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikuje je na przełomie października i listopada, po otrzymaniu konkretnych liczb z Systemu Informacji Oświatowej – taką informację otrzymaliśmy dzisiaj od biura prasowego MEN.
Nienawidziła nauki zdalnej. Myśli o "lepszej alternatywie"
Syn Agaty chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. W ubiegłym roku, jak inne dzieci, spędził na lekcjach stacjonarnych tylko pół roku.
– Domowa szkoła w naszym wykonaniu była polem minowym – mówi Agata w rozmowie z WP Kobieta. – Ja nie potrafiłam pogodzić lekcji z pracą zdalną, syn nie chciał się uczyć, bo twierdził, że nie jestem "jego panią". W ogóle nam to nie wychodziło i odliczałam dni do września, kiedy wszystko miało wrócić do normy.
Ale ten nowy rok szkolny wcale nie jest lepszy.
– Zaczęły się ciągłe klasówki i kartkówki, stosy pracy domowej, z którymi ciężko jest się wyrobić i trzeba siedzieć do późnych godzin – opowiada Agata. – Do tego regularne informacje o kolejnych nauczycielach, którzy mają COVID-19 lub trafiają na kwarantannę. Od dwóch tygodni syn nie chodzi na angielski, bo nie ma go kto uczyć. Brakuje nauczycieli, więc te lekcje i tak nie wyglądają tak, jak powinny. I jeszcze dochodzi strach przed zarażeniem.
Od kilku dni syn Agaty siedzi w domu z katarem, a ona pracuje zdalnie.
– Uczymy się w domu – nie w formie lekcji online, tylko samodzielnie, nadrabiając materiał. I wcale nie spieszy mi się do tego, by wysłać go z powrotem do szkoły. Mamy spokój i stabilizację, której od dawna nam brakowało. Dlatego na poważnie rozważam, czy nie zdecydować się na edukację domową. Teraz to lepsza alternatywa.
Jak tłumaczy Natalia Koperska, psycholog, podejście rodziców do edukacji domowej się zmienia i jest to w pełni zrozumiałe.
– Rodzice trochę oswoili się ze zdalnym nauczaniem – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta. – Wszystko, co nowe i nieznane budzi obawy. Wydaje mi się też, że dzięki tej zdalnej edukacji w marcu dostrzegli, że dzieci sporą część materiału są w stanie przyswoić samodzielnie lub z ich pomocą. A biorąc pod uwagę, ile czasu uczniowie spędzają obecnie nad pracami domowymi, podejrzewam, że w edukacji domowej jest jednak lżej.
"Patrzę na koleżanki i cieszę się, że mnie to nie dotyczy"
Dominika Ślusarczyk zdecydowała się na edukację domową od połowy września.
– Wcześniej wydawało mi się, że to wydumane rozwiązanie dla matek, które siedzą w domu i się nudzą – mówi. – Ale przez te sześć miesięcy zdalnych lekcji stwierdziłam, że wcale tak nie jest. Mam córkę w czwartej klasie i nam ta samodzielna nauka wychodziła całkiem nieźle. Do tego Julka miała też więcej czasu dla siebie, materiał przyswajała szybciej.
Wrześniowy powrót do szkół był dla córki zderzeniem z rzeczywistością.
– Zaczął się stres, odpytywanie na potęgę, nerwowa atmosfera z maseczkami, płynami do dezynfekcji i nauczycielami w rękawiczkach – mówi Dominika. – Po dwóch tygodniach miałam dość i zorganizowałam dziecku edukację domową. I tak pracuję zdalnie, więc nie wymagało to wielkich akrobacji.
Dominika nie żałuje swojej decyzji. Wręcz przeciwnie.
– Niby jest za wcześnie, żeby wyrokować, ale ja się cieszę, że mamy spokój – przyznaje. – Żółte i czerwone strefy, lekcje online, nauczyciele z COVID-em, chaos i niepewność… Patrzę na koleżanki i cieszę się, że mnie to nie dotyczy. One mogą zostać zmuszone do zostania z dzieckiem w domu z dnia na dzień, bez ostrzeżenia. A ja mam już wypracowany system, życie w naszym domu toczy się niezależnie od decyzji rządu. A i nasze więzi są mocniejsze, bo codziennie robimy coś razem – dodaje.
Edukacja domowa ma swoje zalety, o czym mówi Natalia Koperska.
– Dla rodziców oznacza to większy wpływ na to, czego i w jaki sposób uczą się ich dzieci – wyjaśnia Natalia Koperska. – Dla uczniów przyswajanie wiedzy w takiej formie może być atrakcyjniejsze od siedzenia w ławce i słuchania. Zwłaszcza gdy rodzic włączy do nauki metody interaktywne, na przykład filmy edukacyjne. Wadą edukacji domowej jest brak kontaktu z rówieśnikami. Warto więc zapewnić dziecku inne okazje do nawiązywania bliższych relacji z kolegami.
Nauczyciel nie jest potrzebny?
Niektórzy nauczyciele patrzą na to zjawisko jako na coś negatywnego. Złe zdanie na temat edukacji domowej ma między innymi Dorota, polonistka z 20-letnim stażem pracy.
– Uczeń najlepiej przyswaja wiedzę, kiedy jest mu ona przekazywana przez osobę z wykształceniem pedagogicznym – stwierdza w rozmowie z WP Kobieta. – Można się na to obrażać, ale takie są fakty. Rodzic nie wie, w jaki sposób ma uczyć swoje dziecko. Samo wykonywanie zadań w książce to za mało, by mówić o faktycznej nauce.
Odmienne zdanie na temat edukacji domowej ma jednak ks. Michał Kiersnowski – pallotyn i dyrektor Collegium Leonium w Sierpcu. – Moim zdaniem edukacja domowa to dobry pomysł w każdym czasie. Jako szkoła jesteśmy otwarci na taką formę nauki, choć jeszcze nie mamy uczniów w edukacji domowej – przyznaje.
– Warto pamiętać, że edukacja domowa rządzi się zupełnie innymi prawami niż nauka w tradycyjnej szkole. To nie tylko nauka, to styl życia. Nauczyciele nie mogą traktować faktu, że ktoś woli uczyć się w domu zamiast w szkole, jako podważania ich kompetencji. Edukacja domowa wymaga współpracy między nauczycielem, uczniem i rodzicami. I to jest wielka wartość tej formy nauki. Nie dziwi mnie fakt, że rodzice decydują się teraz na taki krok. Nie jest to skok w ciemność, ponieważ wszyscy mieli okazję doświadczyć na własnej skórze, jak wygląda nauka bez chodzenia do szkoły – dodaje.